Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Kopalniane szyby mogą stać się studniami. (BG 1-3/2022)



O fedrowaniu wody pitnej z kopalnianych wyrobisk mówi się od dziesiątek lat, choć na razie niewiele konkretów z tych dyskusji wynikło. Tym większą więc uwagę zwracają te nieliczne przypadki, gdy taki scenariusz udało się wcielić w życie. Niedawno tak właśnie się stało na Dolnym Śląsku, gdzie woda z dawnej kopalni „Thorez” („Julia”) popłynęła do sieci wodociągowej zaopatrującej kilkanaście tys. mieszkańców Jedliny-Zdroju, Wałbrzycha, Głuszycy oraz Walimia. 

Powierzchniowe źródła wysychają. To zmusza do poszukiwań pod ziemią

Ostatnia tona węgla wyjechała z kopalni „Thorez” (wtedy działała pod nazwą „Julia”) we wrześniu 1996 r. To już był schyłek kilkusetletniej, sięgającej XVI stulecia, historii górnictwa węgla kamiennego w tym regionie Dolnego Śląska. Niespełna dwa lata później wydobyto ostatni wózek z węglem w Zakładzie Wydobywczo-Przeróbczym Antracytu i to był już ostateczny koniec wałbrzyskiego zagłębia węglowego. O społeczno-demograficznych konsekwencjach tego procesu napisano w kolejnych latach wiele. Losy samej infrastruktury były typowe dla tego typu sytuacji – nieczynne już kopalniane szyby w większości zasypano, a budynki na powierzchni były rozbierane lub popadały w ruinę. Te, które miały więcej szczęścia doczekały się po latach aranżacji na obiekty muzealne.

Wśród tych nielicznych szybów, które nie zostały zasypane znalazł się „Pokój” – dawny szyb wentylacyjny kopalni „Thorez”. Dziś, ćwierć wieku po zakończeniu wydobycia przez tamtejszą „grubę”, zyskał on drugie życie. W jego pobliżu wybudowano bowiem stację uzdatniania wody, czerpiącą „surowiec” właśnie z dawnego kopalnianego szybu.

– Ta inwestycja jest bardzo potrzebna, ponieważ Jedlina-Zdrój nie ma w tej chwili własnego źródła wody. Kiedyś były powierzchniowe źródło wody, ale w wyniku zmian klimatycznych ich wydajność jest bardzo mała, a w okresie letnim te źródła praktycznie wysychają. Dla wschodniej flanki Aglomeracji Wałbrzyskiej to ujęcie jest bardzo potrzebne – mówił, gdy ruszały prace przy stacji, burmistrz Jedliny-Zdroju Leszek Orpel.

– Dysponujemy dzisiaj 50 lokalnymi ujęciami wody. Na wszystkich odczuwamy okresowe braki wody. To powoduje, że ogromnym wysiłkiem utrzymujemy jeszcze zaopatrzenie w wodę. To nas zmusiło do poszukiwania nowych zasobów – wtórował mu Marek Mielniczuk, prezes Wałbrzyskiego Związku Wodociągów i Kanalizacji.

Woda już płynie do sieci. Korzystają z niej tys. mieszkańców regionu

I takim właśnie zasobem miał się okazać szyb "Pokój", który widziano swego czasu w roli studni głębinowej (jak zresztą przypominano rozpoczynając inwestycję, takie właśnie źródło wody było dostępne przed II wojną światową i wiele lat po niej w ramach szybu "Pokój").

Rozpoczęcie budowy stacji uzdatniania poprzedziło kilka lat badań prowadzonych przez naukowców z Wydziału Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii Politechniki Wrocławskiej, które miały stwierdzić, czy woda z kopalnianych wyrobisk będzie odpowiednia do uzdatnienia i czy finalnie spełniać będzie wszystkie wymagania stawiane wodzie tłoczonej do miejskiej sieci. Sama inwestycja ruszyła w roku 2020. Jej koszt szacowano wówczas na ok. 16,8 mln zł (z czego 13,6 mln zł pokryć miała pożyczka z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej).

Zgodnie z planem prace budowlano-montażowe miały zakończyć się w czwartym kwartale roku 2020 i faktycznie termin ten został dotrzymany. Już w październiku ubiegłego roku rozpoczął się rozruch stacji, a kilka tygodni później rozpoczęto tłoczenie wody z ujęcia do sieci wodociągowej. Jak informowało w styczniu Wałbrzyskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji dobowa „produkcja” stacji wynosi 1550 metrów sześciennych na dobę, co stanowi wartość mniejszą aniżeli wstępnie zakładano, ale i tak trzykrotnie większą od zapotrzebowania samej Jedliny-Zdroju (500 „kubików”). W efekcie woda z szybu „Pokój” zaopatruje więc nie tylko mieszkańców samej Jedliny-Zdroju, ale również tych z niektórych dzielnic Wałbrzycha oraz części gmin Walim i Głuszyca. W sumie, woda z tego źródła (stan na początek roku 2022) trafia do ponad 15 tys. mieszkańców regionu.

Wałbrzych chciałby mieć fabrykę wody. Prosto z pokopalnianej sztolni

Na wodę z kopalnianych wyrobisk z nadzieją spoglądano jednak nie tylko w Jedlinie-Zdroju. Podobny plan od kilku lat sygnalizują również władze pobliskiego Wałbrzycha. Kierują nimi zresztą dokładnie te same pobudki, które legły u podstaw rozpoczęcia inwestycji przy szybie „Pokój”, tzn. niedobory wody. Ta jest bowiem sprowadzana z ujęcia na Bobrze w rejonie odległego o 20 kilometrów Marciszowa, co jednak przekłada się na koszty i problemy związane z utrzymaniem sieci. Sytuacji nie ułatwia też spór prawny między wodociągową spółką, a gminą Marciszów. To wszystko sprawia, że samorząd Wałbrzycha wolałby ulokować ujęcie wody dla miasta znacznie bliżej. I w tym właśnie kontekście przygląda się przebiegającej pod miastem sztolni "Friedrich Wilhelm", która zbiera wodę z dawnych górniczych chodników i odprowadza ją do potoku Pełcznica.

Jak przekonuje prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej, ze sztolni wypływa ok. 17-18 tys. metrów sześciennych wody na dobę, co w zupełności mogłoby zaspokoić zapotrzebowanie miasta, wynoszące ok. 10 tys. „kubików”. Tyle, że woda przepływająca pod Wałbrzychem nie jest tak łatwa w uzdatnieniu jak tak z pobliskiej Jedliny. W tym drugim przypadku woda w wyrobisku pochodzi ze zlewni Gór Wałbrzyskich i – jak można usłyszeć od osób znających sytuację – jest w gruncie rzeczy wodą źródlaną, która wpłynęła pod ziemię. W przypadku Wałbrzycha natomiast pochodząca z opadów woda z kopalnianej sztolni jest geologicznie mocno zanieczyszczona związkami żelaza, manganu, czy innych pierwiastków. Aby ją więc skierować do sieci należałoby ją najpierw poddać procesowi oczyszczenia. To zaś wymaga postawienia – jak to określa Roman Szełemej – „fabryki wody”.

Na razie projekt ten pozostaje wyłącznie w fazie pomysłu, co wynika z jego gigantycznych kosztów. Według prezydenta Wałbrzycha samo wybudowanie takiej instalacji mogłoby pochłonąć 100 mln zł (przy czym kilka miesięcy temu w rozmowie z piszącym te słowa ocenił, że kwota ta była niedoszacowana, więc można zakładać, że finalny koszt będzie jeszcze większy), a do rachunku trzeba byłoby jeszcze dopisać niemałe koszty utrzymania sieci doprowadzającej wodę z „fabryki” do odbiorców. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że cały tegoroczny budżet Wałbrzycha wynosi 785 mln zł i zakłada ponad 69 mln zł deficytu, a prognozy dotyczące stanu samorządowych finansów nie są zbyt optymistyczne, to nie dziwi, że pomysłodawcy tego przedsięwzięcia liczą przede wszystkim na finansowanie zewnętrzne. W tym kontekście pojawia się ewentualne wsparcie z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (województwo dolnośląskie miałoby z tego źródła otrzymać 556 mln euro, z czego znacząca część miałaby trafić właśnie do subregionu wałbrzyskiego), bądź realizacja przedsięwzięcia w formule partnerstwa publiczno-prywatnego, czyli we współpracy samorządu z firmą prywatną. Jak sygnalizował prezydent Szełemej zainteresowane podmioty już kontaktowały się w tej sprawie (swego czasu można było nawet usłyszeć o trzech firmach zainteresowanych tematem), ale jeszcze żadnych wiążących ustaleń nie dokonano.        

– Dzisiaj chyba najbardziej prawdopodobną strategią będzie pozyskanie dotacji i poszukanie PPP na resztę. Chodzi nam o to, aby nie wpływało to na cenę wody, którą będziemy sprzedawać mieszkańcom – tłumaczył kilka miesięcy temu w rozmowie z piszącym te słowa prezydent Szełemej.

I tak pompują, więc dlaczego nie sprzedają? Bo kupca nie widać

W górnośląskim zagłębiu węglowym z kopalnianej wody korzystają wodociągi w Lędzinach. Trafia ona do sieci z kopalni zespolonej Piast-Ziemowit, a konkretnie ze znajdującego się ponad 400 metrów pod ziemią ujęcia (po drodze jest rzecz jasna jeszcze uzdatniana). Woda ta jest silnie mineralizowana (zawiera m.in. magnez, sód, wapń, wodorowęglany, chlorki i siarczany) i miała swoje „pięć minut” podczas odbywającego się w grudniu 2018 r. w Katowicach szczytu klimatycznego ONZ – COP24, gdy butelkowana woda z kopalni zaistniała jako gadżet promocyjny Polskiej Grupy Górniczej, zbierając bardzo dobre recenzje od tych, którzy mieli okazję jej spróbować.

Mniej więcej w tym samym czasie (pod koniec roku 2018 i na początku roku 2019) o możliwości wykorzystania przez przedsiębiorstwa wodociągowe z regionu odpompowywanej z podziemnych wyrobisk wody zaczęła głośno mówić Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Jak podawali jej przedstawiciele aż ok. 27 mln metrów sześciennych podziemnych wód z 67 mln metrów sześciennych (czyli 40 proc.), które co roku, po odpompowaniu z dołu, trafiają finalnie do rzek czy innych cieków, mogłoby po uzdatnieniu zostać skierowane do sieci wodociągowej w miastach Górnego Śląska i Zagłębia. Z punktu widzenia spółki rozwiązanie takie byłoby o tyle pożądane, że zabezpieczając kopalnie przed zalaniem i tak musi ona zlecać odpompowywanie wody z wyrobisk, więc kluczową część całej operacji i tak wykonuje. Znajdując na tą wodę kupca mogłaby sobie zrekompensować chociaż część ponoszonych na to wydatków.

W kontekście takiego właśnie kupca wymieniano m.in. Katowice, Siemianowice Śląskie i Czeladź. W ostatniej z wymienionych gmin zapowiadano nawet pilotażowy projekt zakładający potencjalną dostawę do sieci komunalnej wody z należącej do Centralnego Zakładu Odwadniania Kopalń pompowni Saturn (1,5 miliona „kubików” miałoby trafiać do sieci w trzech wymienionych powyżej miastach). Przekonywano, że woda z tego źródła byłaby tańsza aniżeli ta dostarczana przez Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów, a rozrzucone na terenie całej aglomeracji pompownie SRK mogłyby spełniać rolę ujęć awaryjnych na wypadek jakichś sytuacji kryzysowych. Ostatecznie jednak, mimo zaproszeń do współpracy i zapewnień o zaletach takiego rozwiązania nic z tego nie wyszło i temat wody z kopalni pozostał jedynie pomysłem. Co prawda strona samorządowa wyraziła „wstępne zainteresowanie” odbiorem uzdatnionych wód kopalnianych, ale dalsze zainteresowanie sprawą uwarunkowała faktycznym zapewnieniem konkurencyjnej ceny. A z tym, jak się później okazało, nie było tak dobrze jak to początkowo obiecywano. Nieoficjalnie można też było usłyszeć, że przy relatywnie dużej liczbie powierzchniowych ujęć, zaopatrujących w wodę górnośląskie i zagłębiowskie miasta, tutejsze wodociągi nie czują wystarczającej „motywacji”, by wchodzić w tego typu, wciąż jeszcze dość eksperymentalne, przedsięwzięcia.

Kopalnianą wodą można też ogrzać budynki

Woda z dawnej kopalni „Saturn” nie trafiła do sieci wodociągowej, ale w roku 2012 zaczęto ją stosować do ogrzewania. Wtedy to bowiem właśnie przy budynku administracyjnym zakładu CZOK w Czeladzi uruchomiono pierwszą w Polsce pilotażową instalację centralnego ogrzewania z wykorzystaniem pomp ciepła. Dolne źródło ciepła w tym przypadku stanowi właśnie woda o temperaturze 13 stopni Celsjusza, pompowana z wyrobisk dawnej kopalni „Saturn” (po oddaniu ciepła trafia do Brynicy). Nowe źródło ciepła pozwoliło zastąpić w budynku zakładu wcześniejsze ogrzewanie elektryczne. W ramach inwestycji przeszedł on także kompleksową termomodernizację. Dzięki temu z jednej strony poprawiono efektywność energetyczną obiektu, z drugiej zaś zmniejszono jego zapotrzebowanie na energię elektryczną, co rzecz jasna przekłada się na konkretny zysk środowiskowy (ograniczenie emisji gazów cieplarnianych). Na realizację przedsięwzięcia pozyskano fundusze z dotacji budżetowej oraz finansowanie unijne.

Michal Wroński, dziennikarz w Grupa Media Operator

"Za treści zwarte w publikacji dofinansowanej ze środków WFOŚiGW w Katowicach odpowiedzialność ponosi Redakcja"

 

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy