Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy Nr 7 - 8 (205 - 206) Lipiec - Sierpień 2012 r.



Czy Unia Europejska to klub samobójców? (BG 7-8 2012)

Ochrona klimatu to ochrona interesów państw silniejszych

Kontrowersje

 

Patrząc na bezradność UE wobec drugiej fali kryzysu finansowego odpowiedź na tytułowe pytanie musi być raczej twierdząca, choć skóra cierpnie na myśl, że byłaby prawdziwa.

Niestety, wielu działań Brukseli, a tak naprawdę państw dominujących, czyli Niemiec i Francji nie można ocenić inaczej, niż ślepy lot ćmy do płomienia świecy, przy czym jednym z ważnych przejawów tego „odlotu” jest doktrynalne zaparcie w sprawie polityki klimatycznej UE i dokumentu, który ma ją regulować od roku 2013 (czyli pakietu energetyczno-klimatycznego).

Wiedza o tym, że jest on oparty na nierealnym założeniu o gotowości „reszty świata” do podążania za UE w ślepą uliczkę gospodarki niskoemisyjnej jest już powszechna, także w UE, więc trudno zrozumieć dlaczego – zwłaszcza w obliczu obecnego kryzysu – europejska polityka nie dokonuje natychmiastowej reorientacji i nie ucieka od nieefektywnej doktryny, niszczącej przede wszystkim konkurencyjności europejskiej gospodarki.

Dlaczego nadal z ust unijnych polityków płyną kompletnie bzdurne frazesy o wpływie redukcyjnych celów na rozwój gospodarki i nowych miejsc pracy, choć fakty świadczą o efektach zupełnie odwrotnych, czyli ucieczce przemysłów i miejsc pracy do państw nie porażonych wirusem „troski o globalny klimat”? Sytuacja oglądana okiem statystycznego obywatela UE nieodparcie nasuwa podejrzenie, że elity europejskie zachorowały na doktrynalny zanik szarych komórek i nie dostrzegają niszczycielskich konsekwencji swych działań, zarówno w sferze finansów jak i gospodarki. Na razie wygląda na to, że co nie zostanie zniszczone kryzysem finansowym, to będzie musiało ewakuować się do państw o trzeźwym poglądzie na znaczenie emisji CO2 dla globalnego klimatu.

Zatem, może UE to naprawdę klub samobójców? Dobrobyt niebezpiecznie ogłupia sytych, tak jak niedostatek paraliżuje biednych.

Jest tylko jedno ALE, ukryte w nieśmiertelnym powiedzeniu:

 

Gdy nie wiadomo, o co chodzi – to chodzi o pieniądze

 

Tylko one tłumaczą irracjonalne lansowanie doktryny gospodarki niskoemisyjnej, jak eufemistycznie określany jest dziś pakiet energetyczno-klimatyczny). To PIENIĄDZE - na które ciągle jeszcze liczą bardziej rozwinięte państwa starej 15 UE, wmuszające (pod osłoną troski o globalny klimat) kupowanie i uzależnienie się od technologii, materiałów i serwisu oferowanego przez ich przemysły OZE (łącznie z energetyka jądrową) – są tym prawdziwym napędem wyznawców mitu o zagrożeniu globalnego klimatu przez emisję CO2. To one tłumaczą odporność polityków i organizacji „ekologicznych”, posługujących tej nowej religii, na wszystkie racjonalne argumenty i dane podważające ich teologię. Taktyka dogmatycznego oporu wobec niewygodnych faktów i stosowania brudnych metod walki z oponentami (czego dowodem przyznanie Polsce nagrody „Skamieliny Roku” i oskarżenie o wyłudzenie bezpłatnych emisji dla nieistniejącej elektrowni) jest jak dotąd ciągle skuteczna, o czym świadczy brak reakcji naszego rządu na udowodnione naruszenie zasad uczciwości traktatowej wobec Polski i pominięcie realiów polskiej gospodarki w umowie pakietowej (odsyłam do publikacji profesorów Jana Szyszki i Krzysztofa Żmijewskiego).

Warto więc zatrzymać się na chwilę nad postawą naszego rządu, który mając konkretne argumenty uznał 15 czerwca br. w sejmie (ustami premiera), że nie zamierza skorzystać z żadnej formy oporu wobec jawnie szkodliwej dla naszej gospodarki umowy. Opozycja próbowała tego dnia kolejny raz przeprowadzić uchwałę o ogłoszeniu referendum w sprawie akceptacji przez społeczeństwo konsekwencji unijnego pakietu. Ale najpierw premier, a potem posłowie koalicji rządzącej odrzucili ten projekt, co obywatel Jan Kowalski powinien pamiętać, gdy 1 stycznia 2013 roku jego rachunki za energię podskoczą o 20 proc. a w latach następnych (do 2020) – łącznie o 100 proc.

 

Zakłamanie

Zobowiązania, które Polska wzięła na siebie za sprawą podpisanego w grudniu 2008 roku pakietu zaczną nas obowiązywać już od 1 stycznia 2013 roku, a więc za 5 miesięcy. Praktycznie stoimy więc pod ścianą i ostatnią nadzieją jest Europejska Inicjatywa Obywatelska (o czym szerzej w odrębnym tekście).

Niestety, czające się na horyzoncie zagrożenia zawdzięczamy naszym negocjatorom, gdyż już na starcie Polska nie zaprotestowała wobec manipulacji, polegającej na przesunięciu, z roku 1990 na 2005, progu bazowego dla rozliczenia 20 procentowej redukcji emisji CO2. Tym jednym ruchem Polska pozbawiona został swojego ogromnego dorobku wypracowanego w ramach Protokołu z Kioto, czyli 32 procentowej redukcji emisji CO2. Żadne z państw UE, obrażających nas dziś przy różnych okazjach jako hamulcowych rozwoju gospodarki niskoemisyjnej nie wykonało swoich zobowiązań podjętych w ramach konwencji klimatycznej, nawet podniosło poziom swojej emisji, a dziś próbuje wpędzać Polskę w kompleksy i kłopoty gospodarcze.

Szkoda więc czasu i energii na przytaczanie faktów, które kompromitują kolejne dogmaty i kłamstwa europejskich obrońców klimatu, czy wykazywanie sprzeczności i gry pozorów w tych działaniach.

Powtórzę jedynie kilka liczb, które należy upowszechniać na każdym kroku i bez końca, bo są one bezdyskusyjne, wymierne i nie podlegające żadnej interpretacyjnej manipulacji.

Określają one podstawowe parametry, a więc procentowy udział krajów europejskich w światowej emisji CO2, czyli ów szczytny powód, dla którego zamierza się zrujnować gospodarki biedniejszych krajów UE, w tym przede wszystkim Polski, bazującej na energetyce węglowej i własnych zasobach surowców energetycznych.

Ostatnie dane mówią o 10 procentowym udziale Europy w globalnej emisji i „wkładzie” Polski do puli światowej na poziomie 1 procenta, co oznacza najmniejszy poziom emisji w UE w przeliczeniu na głowę jednego mieszkańca!!

Radzę dobrze zapamiętać te trzy zasadnicze wskaźniki. Zwłaszcza w kontekście kosztów, na które narażona jest polska gospodarka, a dokładniej polski podatnik – jeśli ofensywa „klimatycznych” doktrynerów nie zostanie powstrzymana.

 

Ratunek w kryzysie?

Paradoksalnie nadzieją na otrzeźwienie UE staje się coraz głębszy kryzys finansowy i kurczenie się gospodarek, sparaliżowanych bezradnością polityki wobec harców „rynków finansowych”. Podmywają one postkolonialną pewność siebie bogatych państw UE i przywracają rozum, bo nie liczę na ich elementarną, traktatową solidarność wobec wszystkich członków UE.

Objawy trzeźwienia starej 15 UE pod ciężarem własnych kłopotów zwiększają nasze szanse na obronę fundamentalnej kwestii, jaką jest dla każdej gospodarki cena energii i własne surowce energetyczne.

Polska szczyci się ostatnio tym, że już trzy razy zawetowała wręcz abstrakcyjne pomysły dotyczące celów redukcyjnych od roku 2020 do 2050. Ale są one jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości, niż redukcyjne cele określone w dotychczasowych zapisach pakietowych (redukcja do 80 proc. emisji CO2)…

Niemniej polski minister środowiska, Marcin Korolec zastrzega, że:

- Zdarzyło nam się zastosować prawo weta. Nie można jednak powiedzieć, że blokujemy tę politykę. Jesteśmy bardzo aktywnym uczestnikiem dyskusji.

I dodaje:- Jeżeli popatrzymy wstecz na 2008 rok i na dzisiejszą sytuację, to grupa państw, która ma bardziej trzeźwe podejście do polityki klimatycznej ulega zwiększeniu. Państwa powinny równomiernie uczestniczyć w tej polityce, żeby po równo rozkładał się poziom obciążeń(…). Będzie wówczas bardziej sprawiedliwa i skuteczna.

Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie: o czym jeszcze mamy dyskutować na różnych forach, seminariach, czy konferencjach klimatycznych? Czy kompromitacja UE w działaniach antykryzysowych i realna groźba rozpadu strefy EURO, zaś w polityce klimatycznej klapa ostatniej konferencji klimatycznej ONZ w Durbanie i wypowiedzenie protokołu z Kioto przez Kanadę, a przede wszystkim kompletne ignorowanie unijnego amoku w zwalczaniu emisji CO2 przez największych „producentów” tej emisji, czyli Chiny i USA – nie powinna uciąć tej gry pozorów?

Kto jeszcze wierzy, że chodzi tutaj o ochronę globalnego klimatu?

Oczywiście nadal słyszymy przedziwne opinie „ekspertów” od zwalczania emisji CO2, więc przestaje mnie dziwić nawet taki szczyt poplątania argumentów i wniosków jaki przeczytałam w najnowszym tekście Andrzeja Kassenberg, prezesa Instytutu na rzecz Ekorozwoju, który z jednej strony stwierdza, że: większość prognoz w ostatnich kilkunastu latach przewidywała, że Polacy będą zużywali znacznie więcej energii, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Tymczasem(…)praktycznie od początku przemian to energochłonność w minimalnym stopniu rośnie, podczas gdy dochód narodowy wzrósł w tym czasie trzykrotnie.

Ale równocześnie stwierdza, że „Polska emituje ponad 10 ton gazów cieplarnianych w przeliczeniu na jednego mieszkańca rocznie. Aby zapobiec zmianom klimatycznym, należy zmniejszyć poziom emisji do 2 ton.”

Czyli co? Jesteśmy tym „czarnym ludem” w UE, czy nie? A może po prostu, w interesie globalnego klimatu powinniśmy przestać oddychać?

W narastającej kakofonii lobbystów sprzecznych interesów pozostaje trzymanie się faktów. A faktem bezsprzecznie realnym, świadczącym o realnym kryzysie gospodarczym w UE jest spadek zakupów rosyjskiego gazu przez państwa UE. Od początku roku eksport rosyjskiego gazu na europejski rynek spadł prawie o 13 proc., z czego jedna czwarta przypada na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Dostawy do Niemiec były niższe o 11 proc., Włoch – o 26 proc. Są to dane z internetowej strony koncernu.

Polska także przestała już być zieloną wyspą i pora wracać na ziemię. Zacząć musimy od odważnej obrony naszych racji i interesów gospodarczych, no i kieszeni polskiego podatnika.

A kto ma ochotę na samobójstwo – to wolna droga.

Eugenia Plucik

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy