Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy Nr 3 - 4 (201 - 202) Marzec - Kwiecień 2012 r.



Dobrodziejstwa unijnej pomocy (BG 3-4 2012)

KONTROWERSJE

Dwie strony medalu

 

Nie jest już tajemnicą, że problem zadłużenia Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Włoch ma dwie strony medalu, choć media całkowicie pomijają rolę, jaką odegrały w generowaniu europejskiego kryzysu finansowego dwa największe kraje UE, czyli Niemcy i Francja.

Podobny, jednostronny obraz przedstawiany jest naszej opinii społecznej w kwestii pożytków płynących z unijnych środków pomocowych, choć prawda ma tutaj też dwie strony medalu. Ta mniej znana pokazuje, że dobrodziejstwa unijnej pomocy są w równym, a może nawet większym stopniu dobrodziejstwem dla naszych unijnych dobrodziejów.

 

Dla kogo większe?

Precyzyjna odpowiedź padła przy okazji bardzo szczęśliwego wydarzenia, jakim było podpisanie pod koniec marca umowy o rewitalizacji stawu Kalina w Świętochłowicach. Pani minister rozwoju regionalnego, Elżbieta Bieńkowska, podkreślając dobrodziejstwo, jakim jest pomoc UE w realizacji tego rodzaju projektów, uczciwie przyznała, że unijne środki są dobrodziejstwem nie tylko dla nas, ale także dla innych państw UE (głównie Niemiec), które z każdego euro otrzymanego przez nas w ramach pomocy, otrzymują 86 centów „stopy zwrotu” w formie zakupów technologii, urządzeń inwestycyjnych, usług serwisowych i wykonawczych.

Oznacza to dokładnie tyle i aż tyle, że dziesiątki miliardów pomocy z unijnych funduszy, zapisywanych na naszym koncie - w 86 procentach wraca do obiegu gospodarczego państw UE, dając pracę i źródła dochodu ich społeczeństwom.

Nigdy nie miałam złudzeń i ani przez sekundę nie wierzyłam, że Polska „dostaje” te miliardy euro, bo przecież w biznesie zwanym polityką ”nie ma darmowych obiadków”, a deklaracje o wyrównywaniu szans w ramach wspólnoty, to tylko frazesy zasłaniające brutalną walkę o nowe rynki zbytu. Dlatego warto dobrze zapamiętać tę proporcję: 86 eurocentów z każdego pomocowego euro wraca do krajów naszych dobrodziejów!

Dopiero przez pryzmat tej wiedzy można w pełni zrozumieć, o co chodzi w bezpardonowej presji na Polskę w ramach pakietu energetyczno-klimatycznego! Czy jakiś bank oferuje choćby zbliżony poziom stopy zwrotu z inwestycji?! I kto zarobi na inwestycjach realizowanych w ramach „dekarbonizacji” naszej energetyki i całej gospodarki?

Nie mam nic przeciwko wzajemnie korzystnym interesom, ale gdy słyszę ów nieustanny akompaniament klimatycznych frazesów i sugestie o konieczności poświęcenia się w imię jakości życia przyszłych pokoleń – to naturalnym odruchem staje się czujność i podejrzenie, że interesy, osłaniane tak „wysokolotnymi” intencjami, nie są tak czyste, jak próbuje się nam wmówić.

Zamiast twardej, biznesowej dyskusji serwuje się nam doktrynalne znieczulenie i wciąga na pole minowe pełne ekologicznych dogmatów, na którym nawet oświeceni obywatele tracą odwagę do merytorycznej dyskusji i zadawania niewygodnych pytań.

 

„Poznaj atom -porozmawiajmy o Polsce z energią”

Najnowszym przykładem takiego działania ukrywającego prawdziwe intencje jest, moim zdaniem, rządowa kampania, ponoć informacyjna, zorganizowana pod nazwą: „Poznaj atom -porozmawiajmy o Polsce z energią.”

W telewizji oglądamy już spoty uświadamiające nas, maluczkich, jak niewiele wiemy o korzyściach płynących z energetyki jądrowej… Kampania ruszyła 30 marca, jej koszt wyniesie 18,5 mln złotych, a pani Hanna Trojanowska, pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej, bez zahamowań odsłoniła prawdziwy cel tej niby informacyjnej, a w praktyce indoktrynacyjnej kampanii. -Zależy nam na tym, aby pierwsza polska elektrownia jądrowa powstała przy aprobacie polskiego społeczeństwa. Aby było to możliwe, Polacy muszą mieć dostęp do aktualnych i rzetelnych informacji na temat tego przedsięwzięcia.

Co w tłumaczeniu na język używany przez zwykłych zjadaczy chleba oznacza, że zakładanym efektem tej kampanii, upowszechniającej – a jakże – jedynie „aktualne i rzetelne informacje” - ma być oczywiście tylko APROBATA dla programu energetyki jądrowej.

-Kampania ma pomóc taką wiedzę uzyskać. Chcemy, aby miała charakter żywego dialogu ze społeczeństwem. Pragniemy poznać obawy Polaków i rozwiewać mity na temat energetyki jądrowej- wyjaśnia Trojanowska..

Bo wszelkie obawy – to tylko mity… I wszystko jasne, Murzynku Bambo! Każdy, kto ma obawy, bo wie, czym był Czarnobyl i Fukushima, a na dodatek spodziewa się, czego dowiemy się jeszcze o skutkach katastrofy w Japonii – to ofiara mitów!!

Kolejny frazes uzasadniający wydanie pieniędzy podatnika na lobbing interesów energetyki jądrowej brzmi następująco: (…)budowa elektrowni jądrowej to wielkie przedsięwzięcie, które może stać się kołem zamachowym dla całej polskiej gospodarki. Jednym z najważniejszych zadań państwa w tym procesie jest zapewnienie szeroko rozumianego bezpieczeństwa obywateli.

Znów plącze się nam pod nogami to nieszczęsne „koło zamachowe gospodarki”, ale odwołanie się do troski o bezpieczeństwo obywateli to już kompletne „przesunięcie obrazu”, i to w miesiąc po masakrze na torach kolejowych pod Szczekocinami oraz w obliczu raportu UE o stanie polskich dróg, ocenionych słusznie jako najgorsze w Europie.

O jakim bezpieczeństwie pani minister mówi? Skoro nie potrafimy budować bezpiecznych dróg, bezpiecznej kolei, to zbudujemy bezpieczne elektrownie jądrowe??

Pomysł kampanii i jej kształt to jawny lobbing środowisk bezpośrednio zainteresowanych biznesem jądrowym. I to za pieniądze polskiego podatnika. Zdaniem pani pełnomocnik rządu fakt ten jest jednak „wartością dodaną kampanii, gdyż wraz ze startem kampanii zainaugurowała swoją działalność Koalicja ekspertów na rzecz energetyki jądrowej. Utworzą ją przedstawiciele najważniejszych ośrodków naukowych w kraju, które od lat prowadzą badania w zakresie energetyki jądrowej, a także uczestniczą w międzynarodowych projektach mających na celu rozwój tej dziedziny”. Czy cele tych środowisk są jednak równoznaczne z celami całego społeczeństwa Polski?

 

Znów damy się zmanipulować?

Mamy już jasność, co do celów kampanii prania mózgów Polaków, którzy dali się tak łatwo zmanipulować ekologicznymi frazesami pakietu nibyklimatycznego. Może uda się powtórzyć ten „sukces”? Może społeczeństwo kraju o gospodarce opartej w 95 procentach na energii z węgla i dysponującego zasobami węgla na ok. 300 lat oraz równie wielkich zasobach gazu łupkowego ochoczo zasypie i zatopi swoje kopalnie, po czym wyskrobie ze swoich skarbonek ostatnie grosze (ok. 100 mld zł) na sfinansowanie „wielkich przedsięwzięć inwestycyjnych”, które na 100 lat przyspawają nas do technologii schyłkowej – jak twierdzi wielu specjalistów - a wszystko w imię ochrony globalnego klimatu i szczęścia przyszłych pokoleń, uwolnionych w ten sposób od „czarnej energii z węgla” i emisji CO2.

Kompletnie drobnym szczegółem tego scenariuszu jest fakt, że technologię tę kupimy we Francji, tak samo urządzenia i serwisy – zarówno na lata eksploatacji elektrowni, jak i na okres likwidacji tego cudu nowoczesnej techniki, którego po Fukushimie pozbywają się Niemcy i którego nikt oprócz naszego rządu nie pragnie na terenie swojego państwa. Może nawet otrzymamy wsparcie z unijnych funduszy na realizację tak ambitnego „projektu cywilizacyjnego”, tyle, że około 86 proc. tych środków wróci do obiegu gospodarczego krajów dobrodziejów…

Ostatnią odsłoną w tym spektaklu zamulania prawdziwych intencji naszych ministerialnych urzędników była szczera, aż do bólu, wypowiedź byłego ministra środowiska, Andrzeja Kraszewskiego, który w dniu inauguracji kampanii wyznał, że po dwóch latach pracy na stanowisku ministra jest przekonany, iż Komisja Europejska prędzej czy później znajdzie sposób na to, żeby wszystkich członków UE zmusić do głębokiej redukcji emisji. Czyżby KE była już Panem Bogiem? I dodał: - W ostatecznym miksie energetycznym jest miejsce dla energetyki jądrowej i jest to w interesie przemysłu węglowego, jako że wtedy część węgla, "który jest naszym bogactwem narodowym i daje nam bezpieczeństwo", będzie mogła być wykorzystana, bo emisje z niego zbilansują się z bezemisyjną energią z atomu. (cytat z nettg.pl)

Pan minister przyjął jednak bezzasadnie założenie, że nasz popyt na energię będzie wzrastał, a już w ubiegłym roku wcześniejsze szacunki skorygowane zostały w dół. Jeśli do obecnej ceny energii dołożymy koszty opłat za emisje CO2, popyt zmaleje radykalnie, bo pieniędzy zabraknie nie tylko w kieszeniach obywateli, ale przede wszystkim przedsiębiorcy wyprowadzą energochłonną i emisyjną produkcję tam, gdzie unijna „polityka klimatyczna” nie sięga, czyli całkiem blisko, tuż za wschodnią granicę naszego państwa.

Eugenia Plucik

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy