Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy nr 10 - 12 (302-304) Październik - Grudzień 2020 r.



Przymusowy węglowy stół

Strona rządowa i związki zawodowe wynegocjowały porozumienie dotyczące wygaszania górnictwa w Polsce, ale plan budzi wiele kontrowersji.

Jeszcze wiosną wydawało się, że rozmowy na temat ratowania i restrukturyzacji największej węglowej spółki w kraju, czyli Polskiej Grupy Górniczej nie wykraczają specjalnie poza utarty schemat z poprzednich lat. Od początku było widać, że skala kryzysu, do którego przyczyniła się pandemia, jest znacznie większa, ale optymiści mogli wciąż wierzyć, że i tym razem za cenę likwidacji kilku kopalń największa górnicza spółka, być może już w innej formule i pod inną nazwą, jednak przetrwa.

Szybko okazało się jednak, że koronakryzys bezlitośnie wypunktował skrzętnie skrywane problemy nie tylko górnictwa, ale również energetyki konwencjonalnej. Ostatnie miesiące pokazały, że spadek popytu na energię w pierwszej kolejności uderzył w węgiel, a za sprawą opłat emisyjnych wytwarzanie prądu z tego surowca stało się nieopłacalne. Producenci energii coraz częściej z brutalną szczerością przyznawali, że bardziej opłaca im się importować prąd niż produkować go z węgla.

Potrzebne obydwu stronom

Dlatego okazało się, że kopalnie PGG w swoich kłopotach nie są odosobnione. Dołączyły do nich pozostałe zakłady produkujące węgiel energetyczny w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, a rozmowy przekształciły się w negocjacje dotyczące tego, jaki ma być horyzont funkcjonowania górnictwa, kiedy zostaną zlikwidowane poszczególne kopalnie i jaka przyszłość ma czekać region, w którym wciąż kilkaset tysięcy osób jest w mniejszym lub większym stopniu związanych zawodowo z górnictwem.

Porozumienie, które 25 września podpisali związkowcy i delegacja rządowa, było potrzebne obydwu stronom. Rząd Prawa i Sprawiedliwości do tej pory nie musiał się mierzyć ze strajkami górniczymi i chciał za wszelką cenę uniknąć eskalacji protestów. Natomiast strona społeczna, podobnie jak cała branża, znalazła się pod ścianą i nie mając wyjścia, musiała podjąć rozmowy o wygaszaniu kopalń. I choć sygnatariusze mówili o gorzkim kompromisie, to jednak dało się wyczuć wyraźne tony triumfalizmu. Mimo, że związkowcy zgodzili się na zamknięcie kopalń, to na bardzo korzystnych zasadach. Cały proces ma być rozłożony na blisko 30 lat, więc jeśli ktoś teraz znajdzie zatrudnienie w górnictwie, to teoretycznie powinien w kopalni spokojnie pracować aż do emerytury, branża ma być dotowana z budżetu państwa, a gwarancje socjalne mają dodatkowo wzmocnić górnicze urlopy i odprawy.

Sęk w tym, że całe porozumienie wygląda ładnie tylko na papierze, natomiast może się okazać, że w praktyce nigdy nie wejdzie w życie. Najwięcej wątpliwości budzi kwestia dopłacania do funkcjonowania nierentownych kopalń, czyli subwencjonowanie branży węglowej z budżetu państwa. Jak podkreślają komentatorzy, to w obecnych realiach, kiedy jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, raczej nie będzie po prostu możliwe. W porozumieniu ten problem zasygnalizowany jest dosyć lakonicznie i wskazuje jedynie na konieczność aprobaty takiego rozwiązania przez Komisję Europejską. „Porozumienie wchodzi w życie z dniem uzyskania zgody Komisji Europejskiej na pomoc publiczną, w tym na dopłaty do bieżącej produkcji dla sektora górnictwa węgla kamiennego” – napisano w 12 punkcie dokumentu. Brzmi to, jakby to była zwykła formalność, choć uzyskanie takiej zgody będzie niezwykle trudne.

– Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby Komisja Europejska, przy tak dużym porozumieniu społecznym, przy zgodzie społecznej na likwidację górnictwa, powiedziała „nie”. Zakładam, że podobnie jak w Niemczech, w Polsce będzie to też możliwe – przekonywał krótko po podpisaniu porozumienia wiceminister finansów Artur Soboń.

Będzie zgoda na dotowanie?

Czy tak się rzeczywiście stanie – czas pokaże, choć dziś trudno wyobrazić sobie, że unijne kraje w momencie, kiedy słyszymy o przyspieszaniu Zielonej Rewolucji i zwiększaniu celu klimatycznego, zgadzają się na dopłacanie do produkcji węgla przez kolejne trzy dekady. Przypomnijmy, że nawet wcześniej dopłacanie do bieżącej produkcji kopalń było możliwe do 2018 r. i dotyczyło jedynie tych zakładów, które w perspektywie najbliższych miesięcy miały zostać zamknięte (chodzi o kopalnie Kazimierz-Juliusz i Makoszowy).

Jest jeszcze druga strona medalu, czyli akceptacja takiego rozwiązania przez polskie społeczeństwo. Biorąc pod uwagę coraz gorszą prasę branży górniczej i coraz bardziej spolaryzowane i skłócone społeczeństwo, trudno sobie wyobrazić, że ludzie zaakceptują wydatki liczone w miliardach, które każdego roku musiałyby płynąć na utrzymywanie kopalń.

– W Polsce nie decydowałbym się na takie rozwiązanie, poza subwencją dla likwidacji kopalń. Można dawać pieniądze, żeby przeżyć albo żeby zamknąć zakład. Wolałbym, aby nie dopłacano nam za przeżywanie, bo atak społeczny w Polsce będzie tak olbrzymi, że ani związkowcy i górnicy, ani rządzący tego nie wytrzymają – uważa b. wiceminister gospodarki Jerzy Markowski.

Harmonogram zamykania

Kolejną wątpliwość budzi perspektywa funkcjonowania górnictwa do 2049 r. W porozumieniu podpisanym pomiędzy stroną rządową i związkami zawodowymi wyznaczono szczegółowy horyzont funkcjonowania kopalń należących do PGG oraz kopalni Bobrek. I tak najwcześniej, bo już w przyszłym roku, ma zostać zamknięta rudzka kopalnia Pokój, gdzie kończy się węgiel. To nie jest zaskoczenie, bo taki termin ustalono już dużo wcześniej. W kolejnych latach kopalnie, w których wyczerpują się złoża, mają zostać połączone z sąsiednimi zakładami – kopalnia Wujek z kopalnią Murcki-Staszic (2021 r.) oraz ruch Bielszowice z ruchem Halemba (2023 r.). W 2028 r. zamknięta ma zostać kopalnia Bolesław Śmiały, a w 2029 r. gliwicka kopalnia Sośnica. Halemba będzie prowadzić wydobycie do 2034 r., ruch Piast do 2035 r., a Ziemowit do 2037. Katowicka kopalnia Murcki-Staszic będzie fedrować do 2039 r., bytomski Bobrek do 2040 r., a kopalnia Mysłowice-Wesoła do 2041 r. Najdłużej wydobycie będą prowadzić kopalnie rybnickie – ruch Rydułtowy do 2043, ruch Marcel do 2046 r., a ruchy Chwałowice i Jankowice do 2049 r.

W porozumieniu nie ma co prawda mowy o pozostałych zakładach wydobywających węgiel energetyczny, ale wiadomo, że również ich będzie dotyczyła ta cezura czasowa. Chodzi o trzy zakłady Taurona Wydobycie. Oprócz tego trzeba pamiętać, że węgiel energetyczny kopie także radząca sobie całkiem dobrze lubelska Bogdanka oraz w niewielkim stopniu (ok. 20-25 proc.) kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W tych dwóch pierwszych spółkach również rozpoczęły się rozmowy zespołów roboczych, które mają doprecyzować zapisy porozumienia przed podpisaniem 15 grudnia Umowy Społecznej. Natomiast w przypadku JSW zespół roboczy ma opracować plan przestawiania produkcji całkowicie na węgiel koksowy.

Surowca może być za dużo

Harmonogram zamykania kopalń nie wygląda jednak zbyt wiarygodnie, a biorąc pod uwagę rozpędzającą się transformację energetyczną już za kilka lat może się okazać, że węgla energetycznego na rynku może być za dużo. W 2019 r. energetyka zawodowa w Polsce zużyła niewiele ponad 36 mln t węgla, ale już w 2040 r. (zgodnie z prognozą zwartą w kolejnym projekcie Polityki Energetycznej Polski 2040) zmniejszy się o ponad dwie trzecie. W praktyce oznaczałoby to, że na rynku już za 20 lat nie będzie miejsca dla żadnej kopalni PGG. Porozumienie zapowiada co prawda, że „ostateczny kształt Polityki Energetycznej Polski uzależniony będzie m.in. od treści Umowy Społecznej regulującej funkcjonowanie sektora górnictwa węgla kamiennego”. To oznaczałoby, że czeka nas kolejny już zaktualizowany projekt PEP stworzony w oparciu o umowę wypracowaną ze stroną związkową. Jednak ostatnie kilka lat pokazało, że rządowe plany, strategie i prognozy to jedno, a rzeczywistość całkiem co innego. Rozpędzona transformacja energetyczna jest faktem i  ały czas dokonuje się równolegle i po cichu wbrew rządowym deklaracjom, a głównym regulatorem jest tutaj rynek kształtowany przez opłaty emisyjne.

Porozumienie zakłada także inwestycje w niskoemisyjne technologie węglowe, obejmujące m.in. zgazowanie węgla i wychwytywanie CO2. To bardzo ambitne plany, ale zagraniczne doświadczenia raczej nie napawają optymizmem w przypadku wielkoskalowych i komercyjnych instalacji. Niezwykle ciężko będzie również pozyskać na nie finansowanie, bo coraz więcej instytucji finansowych nie chce mieć nic wspólnego z węglem.

Tak nieoczekiwany i na chybcika przygotowany węglowy stół budzi jeszcze wątpliwości odnośnie samych aktorów, którzy przy nim zasiadają. W rozmowach dotyczących wygaszania branży węglowej uczestniczą przedstawiciele rządu, ewentualnie politycy koalicji rządowej oraz górniczy związkowcy. Jednak coraz częściej słychać, że skoro wypracowane porozumienie ma dotyczyć przyszłości całego regionu, a subwencjonowanie górnictwa przez prawie trzy dekady pochłonie znaczne kwoty, to węglowy stół powinien być bardziej okrągły i dopuścić do rozmów również przedstawicieli innych grup i środowisk.

Apele o poszerzenie formuły

O szerszą formułę rozmów zaapelowali najpierw politycy opozycji oraz związkowcy z branży energetycznej, a ostatnio również w liście skierowanym do premiera Mateusza Morawieckiego naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego. 51 sygnatariuszy listu apeluje nie tylko o szybsze wygaszenie kopalń węglowych, ale również o włączenie do rozmowy o przyszłości branży i regionu innych środowisk poza górniczymi związkowcami.

„W naszej ocenie, w najlepiej rozumianym interesie Górnego Śląska, jest możliwie szybkie odejście od wydobycia węgla kamiennego na warunkach uzgodnionych nie tylko pomiędzy rządem i związkami zawodowymi, ale także pozostałymi interesariuszami środowiskami regionalnymi, w warunkach znacznie szerszego konsensu społecznego. Wydłużanie horyzontu zmian gospodarczego i technologicznego profilu regionu nie jest odpowiedzią na rzeczywiste potrzeby mieszkańców Górnego Śląska i Zagłębia, w szczególności młodszych i przyszłych pokoleń, oczekujących koncentracji wsparcia publicznego nie na subsydiowaniu przemysłów schodzących, lecz głębokiej modernizacji gospodarczej i technologicznej regionu, zdecydowanej poprawy jakości życia i budowy nowych szans rozwojowych związanych z Europejskim Zielonym Ładem” – czytamy w liście.

– Żywimy nadzieję, że listem tym zwrócimy uwagę Pana Premiera na potrzeby inwestycyjne związane z rewitalizacją obszarów pogórniczych oraz przekształceniami gospodarki, które wymagają dużych nakładów. Środki, które mają zostać przeznaczone na wydłużenie horyzontu działania górnictwa węgla kamiennego, mogłyby zostać przeznaczone na sprostanie tym wyzwaniom i uniknięcie zmarnowania szans rozwojowych regionu. Jednocześnie pragniemy podkreślić, iż Uniwersytet Śląski i społeczność naukowa stanowią istotny zasób kapitału wiedzy, który może zostać zaangażowany w procesie przemian. Możemy służyć radą władzom wszystkich szczebli i jesteśmy gotowi oraz otwarci na współpracę w ważnych dla Śląska procesach. Jest to bowiem region, który jest drogi naszym sercom – zaznaczył w imieniu sygnatariuszy listu dr Łukasz Trembaczowski, Koordynator Naukowy Grupy Badawczej Sprawiedliwej Transformacji.

Na razie jednak apele innych środowisk domagających się partycypacji w węglowych negocjacjach pozostały raczej bez echa.

 

Jacek Madeja
Publicysta tygodnika Trybuna Górnicza
 portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy