Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy Nr 1 - 2 (199 - 200) Styczeń - Luty 2012 r.



Syn tej ziemi (BG 1-2 2012)

ROZMOWY

Życzę górnikom, aby Bóg im szczęścił

Wywiad z metropolitą katowickim, arcybiskupem Wiktorem Skworcem

 

- W czasie studiów teologicznych w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie odbywał ks. arcybiskup roczną praktykę w kopalni „Walenty -Wawel” w Rudzie Śląskiej. To trochę nietypowe. Jak do tego doszło?

- Takie praktyki pracy fizycznej dla studentów teologii w latach 60. zarządził ks. biskup Herbert Bednorz. Ja wybrałem pracę w kopalni, gdyż mój ojciec przepracował jako cieśla górniczy 40 lat. Pomyślałem, że ja, jego syn, przez rok tam wytrzymam. Pamiętam stałe poczucie zagrożenia, które nam wtedy w domu towarzyszyło. Niepokój o ojca czy wróci z kopalni, czy coś złego go tam nie spotka i naszą radość z jego szczęśliwego powrotu . To skromne życie od wypłaty do wypłaty dobrze zapisało się w mojej pamięci. Dlaczego wybrałem tę kopalnię, skoro bliżej były „Bielszowice”? Gdyż w tej miejscowości wszyscy mnie znali z posługi przy ołtarzu. Zdecydowałem się na kopalnię „Walenty-Wawel” w Rudzie Śląskiej. Przyjęto mnie tam w przeświadczeniu, że jestem studentem, któremu podwinęła się noga na studiach. Specjalnie się tym nie przejmowałem. Wtedy – były to lata 70. – kopalnie potrzebowały ludzi do pracy. Przyjęto mnie do oddziału robót przygotowawczych. Przeszedłem jednodniowe szkolenie bhp, na dowód czego otrzymałem odpowiedni dokument i pierwszy zjazd. Pracowałem fizycznie przez cały rok. W pierwszych miesiącach moim zadaniem było noszenie fragmentów obudów górniczych lub ciężkich drewnianych kłód. Nie byłem do tego przyzwyczajony, ale jakoś sobie radziłem. Po pierwszej Barbórce zostałem przeniesiony na oddział wentylacyjny. Wtedy dla mnie najważniejsze były relacje międzyludzkie.

- Jak one wyglądały w relacji kleryk i górnicy ?

- Początkowo koledzy, którzy nie wiedzieli, że jestem klerykiem, dystansowali się w stosunku do mnie, mówili : ty jesteś jakiś inny! Pracowałem na nocnej zmianie, w dzień musiałem się chociaż trochę wyspać, bo trzeba było jeszcze przygotować i prowadzić zleconą mi przez ks. proboszcza katechezę. Nie miałem czasu na życie towarzyskie, na to, aby pójść z nimi na piwo. Dopiero po jakimś czasie, kiedy dowiedzieli się kim jestem, wszystko się ułożyło. Zaakceptowali mnie - przyszłego księdza. Często zwierzali mi się ze swoich kłopotów, co nas bardzo zbliżyło.

- Nawiązałem serdeczne kontakty z kolegami z oddziału. O tym, jakie były silne, najlepiej świadczy fakt, że przetrwały długo. Uczestniczyli w moich święceniach kapłańskich w katowickiej Katedrze Chrystusa Króla. Niektórzy byli na moich prymicjach w Bielszowicach. Niestety, dziś po tylu latach, z różnych przyczyn, te kontakty wygasły. Wielu kolegów jest już w słusznym wieku, niektórzy zaś przeszli na drugą stronę życia. Dzisiaj z wielkim sentymentem wspominam te lata uważając, że to była dobra szkoła życia, za którą dziękuję zarówno Panu Bogu jak i biskupowi Bednorzowi. Tam nauczyłem się szanować ludzi fizycznie pracujących, górniczy trud. Cenię ogromnie ich piękną, szlachetną motywację do pracy: utrzymać dom, wychować i wykształcić dzieci.

- Pozostańmy jeszcze przy wspomnieniach z młodości i zwyczajach z tamtych lat charakterystycznych dla śląskiej i górniczej społeczności. Co szczególnie pozostało ks. abp w pamięci ?

- Mimo tego, że rozmawiamy w lutym (z powodu rozlicznych zajęć – przyp. uw) wspomnę tutaj niezwykły dzień, jakim była dla mnie Wigilia Bożego Narodzenia w klimacie rodzinnego domu w Rudzie Śląskiej. Bliskość rodziców i starszej siostry przy wigilijnym stole to niezapomniane przeżycia. A zapachy potraw pamiętam do dzisiaj, zwłaszcza słynnej zupy siemieniotki. Nie sądzę – aczkolwiek nie jestem kulturoznawcą - że ta potrawa wywodzi się z tradycji górniczej, raczej z rolniczej, wiejskiej. W XIX wieku moja rodzina przybyła do Rudy Śląskiej ze wsi koło Strzelec Opolskich. Wtedy takie migracje ze wsi do miasta były na porządku dziennym, gdyż rozwijający się na Śląsku przemysł, kopalnie i huty, potrzebował rąk do pracy. Ludzie przenosili z sobą wiejskie tradycje. Oczywiście na stole wigilijnym były także inne potrawy: pierniki, makówki, ryby, moczka, kapusta (własnoręcznie przez matkę przygotowana do kiszenia w beczce) z jabłkami. Na choince nie było lampek tylko małe, woskowe świece przypinane metalowym żabkami. Gasiliśmy je zaraz po odśpiewaniu kompletu kolęd i pastorałek, by nie wywołać pożaru.

- No i najważniejsze wtedy, czyli to co znajdowało się pod choinką. Przeważnie były to książki, gdyż moi rozsądni rodzice (Jerzy i Anna z domu Nandzik) zaszczepili we mnie miłość do czytania. Były też ubrania własnoręcznie przez mamę przerabiane ( nowe były bardzo drogie) czapki, szaliki, rękawiczki usztrykowane ( bo u nas w domu mówiło się i godało!) przez starszą siostrę.

- Jaką literaturę ks. abp preferował ?

- Oczywiście najpierw trzeba było przeczytać to, co nakazała szkoła, czyli lektury, po które wędrowałem do Biblioteki Miejskiej w Bielszowicach. Oprócz tych przymusowych (np. ”Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej) lubiłem bardzo czytać książki przygodowe takich autorów, jak Juliusz Verne czy Karol May. Nasza polonistka była bardzo wymagającą nauczycielką, zadane lektury trzeba było przeczytać a elementarna uczciwość zakazywała korzystania ze ściąg! Wiele tekstów trzeba było znać na pamięć, np. inwokację z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Pamiętam ją do dzisiaj.

- Istotną rolę w życiu ks. abp spełnia sport. Kiedyś była to fascynacja kolarstwem, teraz wędrówki górskie.

- Posiadanie roweru w latach 50. czy 60. to był luksus! Ojciec nabył solidny rower marki „Bałtyk” w sklepie górniczym. Służył nie tylko do celów rekreacyjnych. Głównie korzystaliśmy z niego jako środka transportu do oddalonego znacznie od domu ogródka działkowego. Tam uprawialiśmy – aby jakoś budżet domowy podreperować - sporo warzyw. Rozstałem się z nim dopiero w 1966 roku, kiedy poszedłem na studia. Teraz moja sportowa aktywność ogranicza się do wędrówek po górach. To moja pasja. Mogę śmiało powtórzyć za poetą Jerzym Harasimowiczem: „ W górach jest wszystko, co kocham i wszystkie wiersze są w bukach, zawsze kiedy tam wracam biorą mnie klony za wnuka.” Przewędrowałem Gorce, Beskid Niski, Wyspowy, Sądecki. Nawet wczoraj (rozmawiamy 21 lutego br. - przyp. uw) byłem na Kubalonce, Stecówce i na Przysłopie pod Baranią Górą skąd wróciłem do Wisły Czarne. Mimo trudnych zimowych warunków udało mi się przejść zaśnieżonymi szlakami. Na wędrówki górskie staram się zawsze znaleźć czas. Trzeba pamiętać o tym, iż w moim okresie życia nie można już pewnych dyscyplin sportowych uprawiać, są zbyt wymagające. Chociaż w czasie minionych wakacji letnich byłem w Alpach Szwajcarskich, gdzie są wysokie góry, trzytysięczniki i więcej. Zdobyłem 3 z nich. Mieszkałem w klasztorze sióstr w Montanie na wysokości 1600 metrów, gdzie pełniłem funkcję kapelana i każdego dnia po porannej Mszy św., całodniowa wyprawa w góry.

- Wróćmy do spraw górnictwa. Jakie jest stanowisko ks. abp w jednej z najistotniejszych spraw dla tej branży, chodzi o wprowadzenie pakietu energetyczno - klimatycznego ?

- To grozi nie tylko utratą 220 tysięcy miejsc pracy w Polsce, ale przede wszystkim ogromnym wzrostem – nawet do 100 % cen za energię! Tę kwestię trzeba jeszcze bardzo dokładnie przeanalizować. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy 94 % polskiej energii pochodzi z węgla. Jak tak wysoką podwyżkę ma unieść przeciętna polska rodzina ? Wiadomo, że wysoka cena energii elektrycznej dotknie nie tylko przemysł ( elektrownie bazujące na węglu będą musiały nabyć dodatkowe prawa emisyjne), ale także każde gospodarstwo domowe. Przykre jest to, że nasz kraj produkujący bardzo niewiele (trochę więcej niż 1 %) dwutlenku węgla w skali całego świata, skazany jest na bierne uczestnictwo w konferencji klimatycznej. W Polsce przecież już zredukowano szkodliwą emisję dwutlenku węgla do atmosfery o ponad 32%. Dlaczego zatem nie możemy na tym poprzestać? W Polsce dzięki inwestycjach w nowe technologie i zaciskaniu pasa zrobiono wiele, aby zmniejszyć degradację środowiska naturalnego, co jest na Śląsku odczuwalne.

- Czy obecnie potrzebne jest przekazywanie górniczych tradycji ?

- Oczywiście. Obserwowałem wnikliwie likwidowanie tutejszych kopalń jeszcze z perspektywy Małopolski, kiedy byłem biskupem tarnowskim. Najpierw ograniczano zatrudnienie w kopalniach, co można traktować jako przerwanie pewnej tradycji. Ona jest przekazywana w czasie wspólnie wykonywanej pracy, bo sama Zasadnicza Szkoła Górnicza czy Technikum Górnicze – nie są w stanie wszystkiego nauczyć. W każdym zawodzie jest tak, iż dopiero kontakty młodych adeptów wiedzy z starszymi fachowcami, czyli wiedza teoretyczna połączona z praktyką tworzą całość. W górnictwie w minionych latach tego przekazu zabrakło. Kultywowanie i przekazywanie tradycji jest bardzo ważne! Dobrze się stało, że znowu te wartości uniwersalne, czyli pewien etos pracy górniczej (pracowitość, solidarność, punktualność) powracają. Oby stały się cechami całego naszego społeczeństwa.

- Czy górnictwo wg ks. abp ma szansę przetrwać ?

- Uważam, że w związku z rozwojem techniki może się zmienić sposób wykonywania tego zawodu. Człowiek przecież zawsze będzie czerpał z bogactwa tej ziemi, z jej nieprzebranych surowców: nafty, kruszyw, węgla brunatnego, węgla kamiennego. Na Śląsku węgiel kamienny – z racji wyczerpania zasobów – może się kiedyś skończyć, co nie jest równoznaczne z tym, iż zabraknie górników. Być może powstaną inne formy eksploatacji górniczej. Jestem głęboko przekonany, iż górnictwo i zawód górnika przetrwają.

- Życzę wszystkich górnikom, aby Bóg im szczęścił w ich poczynaniach. Dodam także za Czesławem Miłoszem („Traktat Moralny”) :

”Niech Bóg obdarza was „pozytywną energią” czyli swoim błogosławieństwem”.

- Bardzo dziękuję za rozmowę.

Urszula Węgrzyk

 

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy