Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy 7-9 (323-325) Lipiec-Wrzesień 2022



Odwrót czy powrót do węgla?

Z początkiem 2022 r. zlikwidowano dofinansowania ze środków Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska dla osób wymieniających w domu swój stary piec na nowy piec węglowy. Niemal równo pół roku później, rząd czasowo zawiesił wyśrubowane normy jakości dla paliw stałych wprowadzanych do obrotu handlowego, co oznaczało zezwolenie na sprzedaż gorszych jakościowo gatunków węgla. Jak odczytywać te dwa skrajne ruchy? Jako odwrót od polityki dekarbonizacji, czy tylko chwilową zmianę w podejściu do węgla kamiennego?

Chciałoby się powiedzieć, że cios w plecy dekarbonizacji zadał najazd zbrojny armii rosyjskiej na Ukrainę, trwający od 24 lutego 2022 r. Chciałoby się, lecz trzeba przypomnieć, że podobne nadzieje wyrażane były dwa lata wcześniej. W marcu 2020 r. w ramach reakcji (jak się okazało nadmiernej) na zagrożenie związane z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2, rozpoczęło się okresowe zamykanie lub ograniczanie działalności poszczególnych dziedzin gospodarki. Stan taki trwał w Polsce i w innych krajach z przerwami przez kolejne miesiące. Już wtedy uważano, że kryzys wywołany reakcją rządów na pojawienie się kolejnego koronawirusa zniweczy w efekcie plany dekarbonizacyjne. Prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów w latach 1992-1996 stwierdził w marcu 2020 r., że Unia Europejska jako organizacja ponadpaństwowa nie sprawdziła się w konfrontacji z koronawirusem. W efekcie, jego zdaniem, miały się otworzyć pola dyskusji nad tematami, które dotąd były bezdyskusyjne, w tym nad przyjętym przez UE kierunkiem dekarbonizacji.

– Teraz, gdy Unia słabnie na naszych oczach i kurczy się jej autorytet, problem dekarbonizacji wróci. Większości państw nie stać na tę operację. W związku z pandemią będą nowe wydatki. A jeśli pewne wydatki są niekonieczne, tak jak te związane z polityką dekarbonizacji, to się ich nie poniesie – przewidywał wówczas prof. Witold Modzelewski. Jednak ta prognoza uznanego analityka nie ziściła się.

Wręcz przeciwnie, we wrześniu 2020 r. zawarte zostało porozumienie między związkowcami a stroną rządową w sprawie całkowitej likwidacji górnictwa węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Ustalono wtedy kolejność likwidacji poszczególnych kopalń do 2049 r. W innych częściach Polski odezwały się nieliczne głosy niedowierzania: jak to możliwe, że górnicy zgodzili się na likwidację swoich miejsc pracy, skoro węgiel był i będzie Polsce potrzeby? Odezwały się też głosy prześmiewcze, że oto mieliśmy złoża węgla wystarczające ponoć na dwieście lat, a już kilkanaście lat po wejściu do Unii Europejskiej okazało się, że węgla brakuje.

Warto też przyjrzeć się, jaki obraz górnictwa węgla kamiennego był kreowany w przestrzeni publicznej. Górników przedstawiano jako grupę bardzo dobrze zarabiających ludzi, skłonnych do demonstracji i niemalże awantur w obronie przywilejów płacowych, mających swą genezę jeszcze w Polsce Ludowej. Część społeczeństwa miała przekonanie, że górnicy żyją na koszt państwa, które dopłaca do wydobycia. Stąd już krok był do wniosku, że kopalnie węgla należy bez żalu zlikwidować.

W społecznym dyskursie umknął nieco fakt, że górnictwo węglowe jako takie było rentowne. To Unia Europejska sztucznie uczyniła je znacznie bardziej kosztownym. Stało się to poprzez nałożenie spekulacyjnego w swej istocie obowiązku handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla.

Nagły zwrot w podejściu do węgla kamiennego nastąpił w połowie 2022 r. w trakcie agresji rosyjskiej na Ukrainę. Nie da się ukryć, że kryzys węglowy wywołany został na własne życzenie. Powody są proste do wskazania. Przez poprzednie lata Polska nie stawiała oporu narzucanej przez UE polityce dekarbonizacji. Najwidoczniej zabrakło strategicznych analiz, przewidujących następstwa tego posunięcia. Inną sprawą jest to, że deficyt węgla był następstwem rządowej decyzji. To nie Rosja wstrzymała dostawy węgla kamiennego do Polski, lecz Polska jako pierwsza zrezygnowała z jego importu z tego kraju.

Kolejne posunięcia można było odbierać jako przyspieszone odkręcanie wcześniejszych decyzji. I tak znowelizowana w lipcu 2018 r. ustawa o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw uniemożliwiła producentom handlu tymi surowcami, które w znacznym stopniu przyczyniają się do zanieczyszczenia środowiska. Na zakazaną listę trafiły wtedy muły węglowe, flotokoncentraty, a także te mieszanki, które zawierały mniej niż 85 procent węgla kamiennego. Nie minęły cztery lata, a 29 czerwca 2022 r. zawieszono na sześćdziesiąt dni normy jakości dla paliw stałych. W komentarzach pojawiły się głosy, że teraz ludzie będą palić czym popadnie. W praktyce jednak taki krok oznaczał, że do składów paliw mógł wrócić głównie węgiel kamienny z większą ilością siarki.

Osobom niezwiązanym z branżą górniczą trudno było zrozumieć, dlaczego w obliczu skutków embarga na sprowadzanie rosyjskiego węgla polskie kopalnie nie są w stanie z dnia na dzień radykalnie zwiększyć wydobycia. Brało się to z nieznajomości specyfiki wydobycia czarnego surowca. W uproszczeniu można powiedzieć, że społeczeństwo ma wyobrażenie co do funkcjonowania kopalń węgla kamiennego mniej więcej takie same, jak w stosunku do kamieniołomów: skoro do nieczynnego kamieniołomu można z dnia na dzień wprowadzić maszyny oraz robotników i z miejsca podjąć eksploatację kamienia, to w kopalniach węgla powinno być podobnie.

Państwo zadziałało więc dwutorowo: z jednej strony położono nacisk na uruchomienie pełnych mocy produkcyjnych w polskich kopalniach, a z drugiej – wzmożono import tego surowca. Pociągom z węglem przyznano dość enigmatycznie priorytet, co – jak tłumaczył przedstawiciel PKP Polskie Linie Kolejowe – nie oznaczało pierwszeństwa w przydzielaniu tras pociągów. Dla ludzi spoza branży kolejowej mogło to być niezrozumiałe.

Górnicy z pewnością z głęboką ulgą przyjęliby przysłowiowe potarganie kartki z harmonogramem likwidacji kopalń przyjętego we wrześniu 2022 r. i jednoznaczną deklarację rządu, że w obliczu rosyjskiej wojny Polska definitywnie wycofuje się z unijnej polityki dekarbonizacji. Nic takiego nie nastąpiło. Pojawiły się więc w przestrzeni medialnej obawy, że postawienie kopalń w stan pełnej gotowości może oznaczać tylko tyle, że kopalnie przez krótki czas będą pracować na pełnych obrotach tylko po to, żeby je można było jeszcze szybciej zlikwidować.

Tych obaw nie rozwiał wicepremier Jacek Sasin. W sierpniu 2022 r. w jednym z wywiadów prasowych zapytany został o to, czy możliwy jest powrót do węgla na pełną skalę, skoro np. na Lubelszczyźnie znajdują się gigantyczne zasoby tego surowca dobrego jakościowo. Jacek Sasin odpowiedział, że wiele będzie zależało od tego, co się zdarzy w Unii Europejskiej, dodając: – Przypomnę, gdzie jesteśmy: zobowiązaliśmy się w umowie społecznej z górnikami, a ona jest uznawana przez Komisję Europejską za nasze zobowiązanie, do całkowitego wygaszenia wydobycia węgla do 2049 r. Co roku mamy zmniejszać wydobycie, zamykać kopalnie.

Można to interpretować jako zachowawcze podejście. Niektórzy wskazywali, że w ten sposób objawia się słabość państwa, które pod zewnętrznym naciskiem organizacji międzynarodowej, jaką jest UE, godzi się zlikwidować swą jedyną strategiczną gałąź przemysłu energetycznego.

Tak czy inaczej, nie da się w tej chwili powiedzieć, czy mamy do czynienia z powrotem do węgla, czy tylko z przyspieszonym odwrotem.

 

Tomasz Rzeczycki

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy