Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy 10 - 12 (362-364) październik - grudzień 2025 r.



Koniec fedrowania nie oznacza kresu pompowania. Bez tego transformacja może utonąć

Doświadczenia gmin zachodniej Małopolski pokazują, że pozostawiona samej sobie woda z nieużytkowanych kopalnianych wyrobisk potrafi wystawić słony rachunek za wszelkie niedopatrzenia i błędne diagnozy. To cenna nauka w kontekście nieuchronnie zbliżającego się końca górnictwa węgla kamiennego na Górnym Śląsku, gdzie dla zabezpieczenia fedrujących kopalń pompuje się setki milionów metrów sześciennych wody rocznie. W jakim zakresie kontynuować ten proces, gdy już działalność zakończy ostatnia „gruba” i gdzie – ze względu na ryzyko wystąpienia podtopień na powierzchni ziemi – potrzebne będą „strefy wiecznego pompowania”? Odpowiedzi na to pytanie może dostarczyć Centrum Informacji i Cyberbezpieczeństwa.   

 

Zalania, kłopoty z inwestycjami, dodatkowe koszty dla gmin. Poziom wód rośnie w tempie, którego nie przewidziano

W najbliższych tygodniach miną dokładnie cztery lata od wyłączenia pomp głównego odwadniania, które wcześniej przez ponad 60 lat odprowadzały wodę z eksploatowanych przez ZGH „Bolesław” złóż rud cynku i ołowiu w Bukownie. To, co wówczas mogło się wydawać branżowym newsem dla inżynierów, hydrologów, bądź historyków górnictwa uruchomiło prawdziwą lawinę zdarzeń, których skutki dotykają obecnie tysiące osób mieszkających w zachodniej Małopolsce. Pompowana niegdyś z kopalni woda, która w czasie prowadzonego wydobycia odprowadzana była do rzeki Sztoły i Białej, zaczęła wypełniać (zgodnie zresztą z przewidywaniami) powstały skutkiem eksploatacji lej depresji, przy czym tempo tego procesu okazało się zaskakujące dla wszystkich. To, co wedle prognoz miało zająć naturze kilkadziesiąt lat, zaczęło się gwałtownie dziać „tu i teraz” na oczach skonsternowanej tym lokalnej społeczności. 

Raptem trzy miesiące po tym jak wyłączone zostały pompy Kopalni Olkusz-Pomorzany, trzeba było wyłączyć z użytkowania dopiero co oddaną do użytku obwodnicę Bolesławia. Powód? Powstałe w sąsiedztwie drogi zapadlisko. Krótko potem dziura pojawiła się także na samej drodze, a następnie jezdnię zaczęły zalewać podnoszące swój poziom wody podziemne. W lutym 2023 r. drogę „czasowo” zamknięto i tak już pozostało do dziś, a perspektywa, że „podwodnica” – jak kierowcy nazywają zbudowaną kosztem 7,5 mln zł obwodnicę – będzie ponownie przejezdna, wydaje się mało realna. W tym roku pod koniec sierpnia lustro wody sięgnęło już wysokości 308 m n.p.m. i wciąż się podnosiło – wedle prognoz woda ma osiągnąć ok. 310 m n.p.m., a powstałe w ten sposób rozlewisko zająć powierzchnię 22 ha. Niespełna dwa lata od wyłączenia z ruchu obwodnicy Bolesławia zakaz wstępu na część komunalnego cmentarza wprowadziły władze pobliskiego Bukowna. Przyczyna dokładnie taka sama – szybko podnoszący się poziom wód gruntowych. I tu także do dziś dnia sytuacja nie uległa zmianie.

Podtopiona obwodnica Bolesławia i cmentarz w Bukownie to nie jedyne miejsca, gdzie woda, wypełniająca lej depresji dawnej Kopalni Olkusz-Pomorzany komplikuje dziś życie mieszkańcom. Śledząc medialne doniesienia z tej części regionu, co rusz można natknąć się na wzmianki o zalanych lasach, zagrożonych domostwach oraz zapadliskach (w kwietniu b.r. Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy poinformował o zidentyfikowaniu w rejonie gmin Olkusz, Bolesław, Bukowno i Klucze ponad 1200 zapadlisk, z czego ponad 200 w sąsiedztwie terenów zamieszkanych i głównych dróg). Szacuje się, że na terenie mającej 4134 ha gminy Bolesław powstaną zbiorniki o łącznej powierzchni ok. 300 ha.

Pojawiają się też problemy z inwestycjami. Ze względu „na bezpieczeństwo inwestycji”, pod koniec zeszłego roku został unieważniony przetarg na modernizację oczyszczalni ścieków w Bukownie. Okazało się bowiem, że poziom wód gruntowych jest znacznie wyżej niż wtedy, kiedy przygotowywano dokumentację, skutkiem czego konieczne stało się zweryfikowanie dokumentacji projektowej i wykonanie nowej dokumentacji geologiczno-inżynierskiej. Zmieniająca się sytuacja hydrologiczna wymusiła również konieczność dokonania dodatkowych ekspertyz i analiz na etapie przygotowań do największej w historii powiatu olkuskiego inwestycji drogowej (budowy drogi prowadzącej do Strefy Aktywności Gospodarczej w Bukownie), co wymusiło zmiany projektowe w zakresie sposobu odwodnienia drogi i spowodowało zawieszenie procedowania decyzji środowiskowej, a finalnie przełożyło się na wydłużenie czasu jej realizacji. 

– Nowe problemy związane z podnoszącym się poziomem wód podziemnych stanowią istotne zagrożenie dla dotychczasowych planów inwestycyjnych gminy. Pojawiła się bowiem konieczność wprowadzenia nowych zadań, które zdecydowanie ograniczą finansowe możliwości inwestycyjne budżetu miasta, a realizacja innych kluczowych dla miasta inwestycji może być zagrożona przez problemy z wodami podziemnymi – przyznał kilka miesięcy temu na łamach „Głosu Bukowna” burmistrz tego miasta Marcin Cockiewicz, a z początkiem października radni Bolesławia przyjęli skierowaną do premiera rezolucję w sprawie udzielenia gminie „pilnej rządowej pomocy” (m.in. w nowelizacji przepisów oraz wskazaniu i zobowiązaniu konkretnych instytucji lub przedsiębiorców do wykonania działań w zakresie ochrony przeciwpowodziowej) celem „minimalizacji skutków zakończenia działalności górniczej” przez ZGH Bolesław ze szczególnym uwzględnieniem negatywnego wpływu podnoszącego się poziomu wód.

 

Wydarzenia w olkuskich gminach jako przestroga dla Górnego Śląska. Czas „wydobyć na powierzchnię” wiedzę ekspertów

I w takim właśnie kontekście należy rozpatrywać informację o Centrum Informacji i Cyberbezpieczeństwa, które w czerwcu zostało uruchomione w ramach Oddziału Górnośląskiego Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego. Ma to być pierwsza w Polsce struktura, która w celu zabezpieczenia procesów transformacyjnych w regionach górniczych łączyć ma wiedzę o zasobach geologicznych, dane pozyskiwane z systemów monitoringu hydrogeologicznego i narzędzia analityki predykcyjnej.

– To nie jest kolejna jednostka badawcza. To operacyjna platforma bezpieczeństwa środowiskowego regionu pracująca w oparciu o modele hydrogeologiczne stworzone przez ekspertów oddziału oraz doświadczenia zdobywane w bezpośredniej współpracy z samorządami – m.in. w gminach Bolesław i Bukowno – tłumaczy Artur Dyczko, dyrektor Oddziału Górnośląskiego PIG–PIB. 

Równolegle do prac koncepcyjnych nad Centrum w ramach PIG–PIB został powołany sztab kryzysowy, który rozpoczął współpracę z samorządami oraz służbami z małopolskich gmin borykających się z problemem podnoszących się wód podziemnych. Do końca tego roku powinien zostać opracowany model hydrogeologiczny tego obszaru. Jak zastrzega dyrektor Dyczko monitoring hydrogeologiczny w zachodniej Małopolsce nie został uruchomiony dopiero po tym, jak ujawniły się problemy związane z likwidacją kopalni „Olkusz- Pomorzany” – prowadzony był tam od lat (podobnie jak w wieku innych miejscach kraju). W zasobach Instytutu znajdowały się modele opisujące zachowanie systemów wodnych w obszarach pogórniczych, w tym w rejonie Olkusza i ZGH „Bolesław”, przy czym wyniki tych analiz funkcjonowały w postaci wiedzy eksperckiej w środowisku naukowym. Teraz to ma się zmienić.  

– Musimy tę wiedzę wydobyć na powierzchnię i przekształcić ją w narzędzie ochrony ludzi oraz infrastruktury – podkreśla Artur Dyczko.

Nowa strategia Oddziału Górnośląskiego PIG–PIB oraz wynikające z niej powstanie Centrum Informacji i Cyberbezpieczeństwa nie jest odpowiedzią tylko i wyłącznie na bieżące kłopoty zachodniej Małopolski. Prowadzone tam działania to swoisty „poligon” pozwalający z jednej strony uchwycić zachodzące obecnie w tym regionie procesy hydrogeologiczne, z drugiej  umożliwiający dostosowanie do tego metod, narzędzi oraz struktury Instytutu. Wszystko to, by przygotować się do potencjalnych zagrożeń, jakie mogą się ujawnić po rozpisanej na najbliższe ćwierć wieku likwidacji górnictwa węgla kamiennego na Górnym Śląsku. 

– Przyglądając się temu, co się dzieje w Olkuszu, Bolesławiu, czy Bukownie, musimy to potraktować także jako przestrogę dla Śląska. Podtopienia w gminach olkuskich nie były zdarzeniem odosobnionym. Z perspektywy hydrologicznej to klasyczny przykład destabilizacji systemów wodnych po zakończonej działalności górniczo-hutniczej. Wraz z zakończeniem eksploatacji złoża nie znika układ sił wodnych, ani naprężeń górotworu – on zaczyna żyć nowym życiem, często niekontrolowanym – tłumaczy Artur Dyczko.

 

Woda pompowana z górnośląskich kopalń w rok zapełniłaby zbiornik Racibórz Dolny

W górnośląskich gminach zaburzone przez działalność górniczą stosunki wodne to nic nowego. Ich świadectwem są tak chętnie odwiedzane przez wędkarzy glinianki, powstałe w miejscu zalanych wodą zapadlisk (taką genezę ma m.in. bytomska „Brantka” – największy w tym mieście staw), podtopione obszary leśne, czy elementy komunalnej infrastruktury (np. w Rudzie Śląskiej z początkiem obecnego stulecia na skutek obniżenia się terenu Potok Bielszowicki zalał oczyszczalnię ścieków i jedną z ważnych dróg w południowej części miasta, uniemożliwiając przejazd nią na kilkanaście lat), bądź po prostu woda zbierająca się podczas ulewnych deszczów w obniżeniach terenu ku utrapieniu kierowców lub mieszkańców pobliskich posesji. 

Tym, co czyni jednak zasadniczą różnicę w stosunku do obszaru zachodniej Małopolski, są wciąż pracujące systemy odwadniania kopalń – zarówno tych funkcjonujących, jak też tych już zlikwidowanych. Dość powiedzieć, że 18 pracujących pompowni Centralnego Zakładu Odwadniania Kopalń, które przede wszystkim mają zabezpieczać czynne jeszcze „gruby” w całym Górnośląskim Zagłębiu Węglowym przed wodą napływającą ze zlikwidowanych już zakładów górniczych, co roku wypompowuje jej ok. 100 mln metrów sześciennych, co jest wielkością przekraczającą połowę maksymalnej pojemności zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny! Zasięg terytorialny tego systemu obejmuje 40 gmin. Dodatkowo CZOK obsługuje jeszcze 39 pompowni odwadniających bezodpływowe niecki zlokalizowane na terenie 11 gmin, zabezpieczając w ten sposób powierzchnie terenów, które na skutek działalności górniczej uległy deformacji i osiadaniu, co przy intensywnych opadach deszczu może powodować ich zalewanie.

No i wreszcie do tego bilansu trzeba dopisać wodę pompowaną z dołu przez wciąż jeszcze działające kopalnie (w opracowaniach z początku bieżącej dekady można znaleźć dane wskazujące, że w przypadku PGG, Węglokoksu Kraj i ówczesnego Tauronu Wydobycie, czyli dzisiejszego Południowego Koncernu Węglowego, było to ponad 115 mln m sześc. rocznie).

 

Kto będzie odpowiedzialny za odwadnianie wyrobisk, gdy zamkną ostatnią „grubę”? 

Co jednak kiedy proces likwidacji śląskiego górnictwa dobiegnie końca i po prostu nie będzie już żadnych kopalń do zabezpieczania? I kto miałby ponosić koszty dalszego odwadniania? Już dekadę temu Najwyższa Izba Kontroli wskazywała, że odwadnianie nieczynnych wyrobisk kosztuje budżet państwa ponad 200 mln zł. Wytykała też, że sytuacja, gdy dla ochrony jakiejś kopalni trzeba pompować wodę z kilku z nią sąsiadujących, budzi „wątpliwości zarówno co do opłacalności prowadzonego ten sposób wydobycia, jak i co do zasadności ponoszenia przez budżet państwa kosztów odwadniania”. Trudno sobie wyobrazić, by wobec braku wydobycia takie zastrzeżenia nie przybrały na sile, choć Spółka Restrukturyzacji Kopalń, w ramach której od niemal ćwierć wieku funkcjonuje CZOK, podkreśla, że dzięki inicjowanym przez CZOK zmianom i upraszczaniu odwadniania zlikwidowanych kopalń koszty pompowania uległy zmniejszeniu. 

– Zakończenie działalności górniczej w GZW, którego obszar wynosi ponad 3 tys. km. kw., nie wykluczy konieczności dalszego odwadniania oraz upraszczania modeli odwadniania kopalń. Nawet po likwidacji zakładów górniczych i ich zatopieniu do bezpiecznej głębokości, niezbędne będą przygotowanie dołowe i powierzchniowe w zakresie najbardziej racjonalnych sposobów ujmowania i odprowadzania wód kopalnianych oraz możliwości ich odbioru przez cieki powierzchniowe, a także ochrona powierzchni – stwierdza w imieniu SRK jej rzecznik Mariusz Tomalik.

– Sytuacja w Trzebini (była KWK Siersza) i Bolesławiu (zlikwidowana Kopalnia Olkusz-Pomorzany) dowodzi, że działalność prowadzona przez Oddział SRK – CZOK musi być kontynuowana nie tylko do czasu funkcjonowania ostatniej czynnej kopalni, ale również po zakończeniu ich działalności. Wynika to m.in. z konieczności zapewnienia ochrony powierzchni przed zagrożeniem reaktywacji zrobów i powstawaniem zapadlisk – dodaje rzecznik SRK zastrzegając jednak, że dalsza realizacja działań w charakterze pełnionym dotychczas przez Oddział (CZOK) będzie „zależna od decyzji i strategii przyjętej przez organy właścicielskie zakładów górniczych”.

– Tu absolutnie nie może być podejścia, że „jakoś to będzie”. Uważam, że w procesie transformacji powinien być dostrzeżony element bezpieczeństwa. Jeżeli po likwidacji kopalń pozostawimy systemy wodne w stanie niekontrolowanego samoistnego wypełniania, to skutki mogą być dramatyczne: podtopienia, osiadania terenu, uszkodzenia infrastruktury oraz utrata zaufania społecznego do samego procesu transformacyjnego. Transformacja może być bezpieczna tylko wtedy, gdy towarzyszy jej pełne rozpoznanie geologiczne i hydrogeologiczne oraz możliwość przewidywania scenariuszy zmian. Jeżeli chcemy zapewnić stabilność regionu na kolejne dekady, musimy przewidywać zachowania wody i górotworu z takim samym zaangażowaniem, z jakim wcześniej planowano eksploatację złoża – podkreśla Artur Dyczko.

 

Warto wziąć przykład z Niemców i Holendrów. Potrzebne są nam „strefy wiecznego pompowania”

Na razie wątek ten nie wybrzmiewa jednak zbyt głośno. W swym raporcie za rok 2024 PIG-PIB, analizując kwestie monitoringu, metodyki badań i oceny stanu zawodnienia, a także zmian odwadniania czynnych i zlikwidowanych kopalń węgla kamiennego w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, wprost stwierdził, że Polityka Surowcowa Państwa do 2050 r. nie uwzględnia w wystarczającym stopniu procesów likwidacji i zatapiania kopalń ani zagadnień związanych z bezpieczeństwem powszechnym na terenach pogórniczych. Również samorządowcy z gmin górniczych koncentrują się raczej na społecznym i gospodarczym aspekcie transformacji, pomijając wątek zjawisk hydrogeologicznych, choć mogą one mocno skomplikować planowanie przestrzenne (lub postawić pod znakiem zapytania przyjęte już plany). 

Przedstawiciele PIG-PIB wskazują, iż spokój śląskich samorządowców odnośnie przyszłego poziomu wód podziemnych bazuje na dokumentach z początku bieżącego stulecia, którym zdecydowanie przydałaby się aktualizacja. Dlatego podpowiadają, by skorzystać z doświadczeń Holendrów, którzy wobec wyzwań związanych z nadmorskim położeniem swego kraju zbudowali system monitoringu wodnego, wykorzystujący m.in. zaawansowane modele hydrogeologiczne 3D. Zwracają uwagę także na wydarzenia z Zagłębia Ruhry w Niemczech, gdzie krótko po zamknięciu ostatniej kopalni i zaprzestaniu pompowania wód dołowych ujawniły się problemy podobne do tych jakże znanych z naszego, polskiego „podwórka”. W reakcji na to Niemcy, przy pomocy naukowców z Polski (m.in. z Instytutu Mechaniki Górotworu PAN), po analizie danych zweryfikowali wcześniejsze plany, wyznaczając „strefy wiecznego pompowania”, czyli miejsca, gdzie nie wolno wyłączyć pomp. 

Zdaniem dyrektora Dyczko także na terenie Górnego Śląska należy wyznaczyć takie „strefy wiecznego pompowania”, określić które pompownie wymagać będą w związku z tym modernizacji, jakie byłyby koszty tych działań, a także w jasny sposób wskazać, kto miałby być operatorem procesu bezpieczeństwa geologicznego transformacji. W jego opinii tym podmiotem powinien być właśnie kierowany przez niego oddział. 

– Oddział nie może ograniczać się do pasywnego dostarczania ekspertyz. Podjęliśmy decyzję, że stajemy się instytucją aktywną w procesie transformacji – zdolną do monitorowania, przewidywania i proponowania działań zabezpieczających na poziomie gmin, powiatów i całych obszarów pogórniczych. Mamy ambicję pełnić funkcję stałego partnera dla administracji lokalnej, instytucji państwowych i inwestorów – tłumaczy.

Kluczowym elementem tego nowego modelu ma być Centrum Geoinformacji i Cyberbezpieczeństwa, które z jednej strony stanowiłoby pełną bazę danych o górotworze, wodach i systemach pokopalnianych (zebrane ze spółek górniczych dane podlegałyby cyberochronie jako infrastruktura krytyczna i w kontrolowany sposób byłyby udostępniane samorządom oraz instytucjom państwowym), z drugiej natomiast prowadziłoby modelowanie predykcyjne, wykorzystujące algorytmy do przewidywania zmian na terenach pogórniczych, zarówno w scenariuszach krótkookresowych (np. podtopienia), jak i długookresowych (np. zmiana kierunków przepływu wód czy ryzyko deformacji).

– Centrum ma być nie tylko jednostką badawczą, ale regionalnym węzłem bezpieczeństwa geologicznego. Zdecydowaliśmy, że jego zadaniem jest dostarczanie map ryzyk, modeli dla konkretnych gmin i wsparcia w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych w okresie transformacji. Jeżeli mamy mówić o odpowiedzialnej transformacji, to ktoś musi pilnować stabilności geologicznej i hydrogeologicznej środowiska – podsumowuje dyrektor Dyczko.

 

Michał Wroński
dziennikarz gospodarczego serwisu WNP.PL

 

 

Partnerzy