Wybory parlamentarne zbliżają się wielkimi krokami, jednak już dziś nad wyborczą urną (a także wokół niej) dzieją się prawdziwe cuda. Po czterech latach amnezji, politycy nagle zbiorowo odzyskują pamięć miejsc i problemów, o których istnieniu w toku trwającej jeszcze kadencji niespecjalnie chcieli słyszeć… Silesia stała się nagle najwspanialszym regionem w kraju, Ślązacy najważniejszą grupą etniczną, a górnicy zawodową. Długie korowody przedstawicieli różnych opcji politycznych suną na Śląsk, a worki obietnic i złotych recept, które z sobą wiozą, zdają się nie mieć dna. Część z nich dotyczy, istotnie, górnictwa oraz jego otoczenia.
Posłuchajmy tylko!
„Chcemy zwiększenia wydobycia węgla, by nie było sytuacji, że do śląskich elektrowni płynie węgiel z Kolumbii pociągami z Gdańska”.
„Transformacja energetyczna na początku powinna być oparta na węglu. Zdecydowanie nie zgadzamy się na przestawianie nas na gaz ziemny i jego import”.
„Transformacja powinna być wolna od ideologii, od zielonego szantażu klimatycznego. Nie możemy wpaść w pułapkę i ze względów tylko ideologicznych wprowadzać OZE, które są nieefektywne, niestabilne i nie zastąpią stabilnych źródeł”.
„Jeśli transformacja nie będzie uwzględniała czynnika ludzkiego, nie będzie dobra. Musi ona zostać przeprowadzona w sposób stabilny, by nie powodowała zwolnień”.
„Przeniesiemy Ministerstwo Przemysłu na Śląsk”.
W ogniu nabierającej rozpędu kampanii wyborczej, licytacja na cytaty podobne do powyższych trwa w najlepsze. To oczywiście budujące, że traktowany na co dzień po macoszemu region z sektorem górnictwa – skądinąd strategiczny dla bezpieczeństwa energetycznego państwa – ponownie stał się przedmiotem uwagi. Zaskakuje natomiast coś innego. Otóż, gdyby powyższe słowa brać serio, należałoby uznać, że ich autorzy, nie zgadzają się z polityką… którą sami tak chętnie popierali lub realizowali przez ostatnie lata – na forum krajowym oraz europejskim.
Zwiększenie wydobycia w kraju i zmniejszenie importu węgla zza granicy? Słuszna idea! Jednak w 2022 r. na polski rynek trafiło rekordowe ponad 20 mln ton „czarnego złota”, głównie z Kolumbii, Kazachstanu, RPA oraz Indonezji. Odnotujmy, że rekord ten wydaje się mocno zagrożony, skoro od maja do stycznia roku bieżącego sprowadziliśmy już 10,5 mln ton. A jak w tym czasie kształtowało się wydobycie? Po sześciu miesiącach 2023 r. z polskich złóż pozyskano ledwie 23,2 mln ton. W powojennej Polsce ani razu nie odnotowano tak słabego wyniku!
„Nie” dla gazu i jego importu? Dane z ostatnich lat mówią coś zgoła innego. Zrezygnowaliśmy wprawdzie z jego zakupów w Rosji, jednak zwiększony został wolumen „błękitnego paliwa” sprowadzanego z kierunków takich jak USA, Katar, Niemcy czy Dania. Konsekwencje? Mimo zmniejszonej skali importu, koszty zaopatrzenia w gaz ziemny wzrosły w roku 2022 dwukrotnie w zestawieniu z rokiem 2020, a w porównaniu do roku 2010 ponad czterokrotnie. Oto cena energetycznej zależności i węglowych uprzedzeń, w które daliśmy wpędzić się sami, akceptując kierunek polityki energetycznej Unii Europejskiej oraz stojącą za nim zieloną ideologię (nie mylić z „ekologią”!). Cena, którą wcześniej czy później odczujemy także w naszych portfelach…
Uwzględnienie czynnika ludzkiego i brak zwolnień? Również i tutaj nie udało się zdziałać zbyt wiele. Według ekspertyzy Centrum Badań i Rozwoju Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, realizowana krok po kroku likwidacja górnictwa w Polsce może spowodować prawdziwe trzęsienie ziemi na rynku pracy. Abstrahując od losów samych górników i pracowników kopalń, wygaszenie górniczych zakładów pracy uderzy także w zależny od nich sektor okołogórniczy, zatrudniający - według naszych szacunków - około 400 tys. osób. Jeśli dodamy do nich członków ich rodzin, skala klęski, do jakiej prowadzi dekarbonizacyjny obłęd objawi się nam w pełnej krasie.
Jak widać, konfrontacja kampanijnych obietnic polskich polityków dotyczących naszego górniczego regionu z liczbami i faktami obrazującymi dotychczasowe działania w tym obszarze wypada dość brutalnie. Czy powyborcza przyszłość pozytywnie nas zaskoczy? Cóż, ja szczerze w to wątpię, bo przecież po każdych wyborach miało być pięknie, a wychodziło jak zwykle.
W psychologii znane jest zjawisko określane efektem Pinokia, które odkryli naukowcy z Uniwersytetu w Grenadzie. Syndrom ten polega na tym, że niektóre części ciała zdradzają człowieka, który kłamie. Nazwa pochodzi oczywiście od nosa słynnego pajacyka z bajki Carlo Collodiego, wydłużającego się, gdy bohater rozmyślnie mijał się z prawdą. Obawiam się, że gdyby podobna przypadłość dopadła większość polskich polityków wzdychających nagle nad losem Śląska i górnictwa, ich nosy mogłyby niebawem sięgnąć jednego z tych indonezyjskich portów, z których dzisiaj sprowadzamy węgiel.
Janusz Olszowski, Prezes GIPH
Górnicza Izba Przemysłowo - Handlowa
ul. Kościuszki 30; 40-048 Katowice
Tel. 32-757-32-39, 32-757-32-52,
32-251-35-59
e-mail: biuro@giph.com.pl