Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

„Błękitny węgiel” ma przywrócić błękit nad naszymi głowami (BG 4-6/2022)



Polska Grupa Górnicza przymierza się do budowy fabryki „błękitnego węgla” – bezdymnego i prawie bezemisyjnego paliwa wykorzystywanego w mieszankach kierowanych na rynek odbiorców indywidualnych. Wybrano już dwie potencjalne lokalizacje takiego zakładu, a z kierownictwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska płyną oficjalne wypowiedzi o dofinansowaniu inwestycji przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Były ambitne deklaracje samorządowców i promocje dla mieszkańców

Ponad pięć lat temu na tych właśnie łamach pisałem o zainteresowaniu lokalnych samorządów „błękitnym węglem”. Opracowane w zabrzańskim Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla paliwo, powstałe dzięki odgazowaniu „normalnego” węgla i eliminacji w ten sposób z niego części lotnych, zaczęło wtedy przykuwać uwagę w kontekście walki z niską emisją i będącego jej efektem smogu. W tamtej rzeczywistości, w której wciąż jeszcze na rynku dostępne były muły i flotokoncentraty, „blue coal” jawił się jako iście cudowna technologia mogąca realnie poprawić jakość powietrza w miejscowościach, gdzie znaczna część mieszkańców stosowała domowe piece na paliwa stałe. Paliwo pomyślnie przeszło zarówno fazę testów laboratoryjnych, jak i tych terenowych przeprowadzonych w Żywcu, Krakowie, Zabrzu, Roszkowie (pow. raciborski) i Jedlinie-Zdroju. W jego możliwości najmocniej uwierzyli samorządowcy z Nowego Sącza, którzy wspólnie z przedstawicielami kilkunastu innych gmin tamtego regionu zapowiedzieli złożenie do NFOŚiGW wniosku o dofinansowanie zakupu „błękitnego węgla” przez mieszkańców, a następnie dwa lata później porozumieli się z jego producentem i dzięki temu na lokalny rynek trafiło w promocyjnej cenie kilkadziesiąt ton tego surowca.

– Prezentujemy to, o czym mówiło się od wielu lat, a my doprowadziliśmy do tego, że słowo stało się węglem – mówił w lutym 2019 r. prezydent tego miasta Ludomir Hendzel pozując do zdjęć na tle worków „błękitnego węgla”, a jego urzędnicy podkreślali, że „blue coal” nie tylko generuje mniejszą emisję zanieczyszczeń do powietrza, ale też wytwarza więcej energii aniżeli inne gatunki węgla, więc jego zużycie jest proporcjonalnie niższe.

– Mam nadzieję, że w ciągu pięciu lat mojej kadencji, (…) na wielu frontach, wielowątkowo, wielopłaszczyznowo doprowadzimy do tego, że odczujemy poprawę jakości powietrza. Jest to jeden z moich priorytetów, aby Nowy Sącz oddychał czystym powietrzem – zapowiadał prezydent Hendzel.

Ale rynkowe realia wzięły górę. „Błękitny węgiel” popadł w zapomnienie

Tego typu deklaracje zdawały się zapowiadać świetlaną przyszłość dla zabrzańskiego wynalazku, jednak jego wysokie ceny (sami naukowcy początkowo mówili o ok. 1000 zł za tonę, trzy lata temu promocyjna stawka podczas akcji prowadzonej przez nowosądecki ratusz wynosiła 1200 zł brutto za tonę) skutecznie zniechęciły najbardziej nawet proekologicznie nastawionych posiadaczy kotłów na paliwa stałe. Finalnie z ambitnych planów dotarcia z nowym paliwem „pod strzechy” niewiele wyszło. W mediach przestano o nim mówić i wydawało się, że będzie ono wykorzystywane zaledwie przez wąską grupę odbiorców (jeden, jedyny zakład wytwarzający je działał na Pomorzu Zachodnim). W pierwszym etapie zabiegów o popularyzację „błękitnego węgla” zakładano, że da on „drugie życie” kotłom starszych generacji ograniczając ich poziom emisyjności, ale szybko okazało się, że dla najstarszych i najgorszej jakości instalacji, za sprawą uchwał antysmogowych, nie będzie już wkrótce w ogóle miejsca na rynku.

Co prawda budowa „instalacji do produkcji niskoemisyjnego paliwa węglowego, którego wykorzystanie będzie dozwolone w gospodarstwach domowych do 2045 r.” znalazła się wśród inwestycji umieszczonych w przyjętej w maju ubiegłego roku umowie społecznej dla górnictwa węgla kamiennego w Polsce, ale nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że wiele osób traktowało ten katalog jako zbiór pobożnych życzeń, z którego raczej niewiele wyniknie. Tym bardziej, że dokonująca się (m.in. za sprawą programu „Czyste Powietrze”) zmiana struktury indywidualnych źródeł ogrzewania skutkuje systematycznym zmniejszaniem się liczby domowych instalacji, czyli potencjalnych odbiorców dla wszelkiego rodzaju paliw węglowych. Instalacji, w których nie tylko „błękitny”, ale jakikolwiek węgiel, miał być spalany miało z roku na roku ubywać.

Przyszła Karolinka, czyli „blue coal” wraca, ale już w mieszance

Tymczasem z początkiem tego roku Polska Grupa Górnicza oficjalnie ogłosiła, że zleciła studium wykonalności dla zakładu produkującego „blue coal”. Spółka poinformowała o tym przy okazji prezentacji nowej mieszanki o nazwie „Karolinka”. „Błękitny węgiel” stanowi w niej 15% i już to wystarczyć ma, aby – jak przekonują przedstawiciele PGG – co najmniej o 30% ograniczyć emisję zanieczyszczeń, w tym pyłów PM 2,5 i PM 10, benzo(a)pirenu oraz rakotwórczych wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych.

– Przy spalaniu w kotłach piątej klasy lub ecodesign dym z komina jest już praktycznie niedostrzegalny. To paliwo powoduje, że w zasadzie nie widzimy dzisiaj żadnej emisji z kotłów – podkreślał podczas odbywającej się w styczniu tego roku w Bieruniu konferencji Adam Gorszanów, wiceprezes ds. sprzedaży PGG.

– Spalanie samego „blue coal” byłoby obecnie nieopłacalne ekonomicznie, a paliwo – niekonkurencyjne na rynku z powodu wysokiej ceny. Badania potwierdziły jednak, że nawet domieszka odgazowanego węgla w ekogroszku zmniejsza emisyjność szkodliwych substancji o co najmniej 30%, a nawet powyżej 50% – wtórował mu dr inż. Aleksander Sobolewski, dyrektor Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla.

Przedstawiciele górniczej spółki podkreślali, że nowa mieszanka może być stosowana zarówno w automatycznych kotłach węglowych, jak też w kotłach starej generacji, aczkolwiek w kuluarowych rozmowach można usłyszeć, że bazujące na „błękitnym węglu” paliwo przede wszystkim będzie adresowane do nowszych instalacji i nie ma co łudzić się, że przedłuży żywotność starych „kopciuchów”.

Pierwsze pilotażowe partie „Karolinki” trafiły na rynek pod koniec ubiegłego roku, a z początkiem stycznia produkt pojawił się w internetowym sklepie PGG. Co istotne, jego cena niewiele przekraczała cenę za oferowane przez spółkę ekogroszki, zaś na tle cen węgla w prywatnych punktach sprzedaży, gdzie za tonę trzeba zapłacić dużo powyżej 2000 złotych, można by ją wręcz uznać za mocno promocyjną. Tyle, że aby zwiększyć wolumen sprzedaży nowego paliwa, górniczy koncern potrzebowałby więcej „błękitnego węgla”. No i najlepiej, aby nie trzeba go było wozić na Śląsk z drugiego końca Polski.

Fabryka ma stanąć w Rybniku lub Lędzinach. Budowa może pochłonąć 200 mln złotych

Stąd właśnie pomysł budowy instalacji wytwarzającej „blue coal” przy którejś ze śląskich kopalń (instalacja musi mieć zapewniony dostęp zarówno do węgla, jak i źródła ciepła). W studium wykonalności wskazano potencjalne dwie lokalizacje – jedną przy kopalni „Chwałowice” w Rybniku, drugą zaś na terenie ruchu „Ziemowit” kopalni „Piast- Ziemowit” w Lędzinach.

Przedstawiciele PGG są zdania, że cały proces inwestycyjny może zająć (jeśli wszystko pójdzie dobrze) do trzech lat, co oznacza, że budowa zakładu mogłaby zostać ukończona na przełomie roku 2024 i 2025. Pytany na antenie Radia Piekary o zakładane moce produkcyjne fabryki prezes PGG Tomasz Rogala ostrożnie stwierdził, że docelowe zapotrzebowanie zostanie określone przez rynek (nieoficjalnie można usłyszeć o produkcji rzędu 200 tys. ton rocznie).

Koszt budowy jednej instalacji szacowany jest na ok. 150 – 200 mln zł. Na same reaktory do odgazowania węgla trzeba będzie wyłożyć kilkadziesiąt milionów złotych. Skąd wziąć te pieniądze? Przedstawiciele PGG podkreślają, że w dalszym ciągu na finansowanie inwestycji w branży górniczej trudno znaleźć chętnych w sektorze bankowym, co oznacza, że pieniędzy na to trzeba będzie poszukać w środkach publicznych. Tak to też zresztą zostało zaplanowane w umowie społecznej dla górnictwa, gdzie wprost wspomniano, że realizacja zapisanych w niej inwestycji „zostanie wsparta z wykorzystaniem dostępnych środków pochodzących ze źródeł krajowych i instrumentów finansowych Unii Europejskiej”. Wiele wskazuje na to, że w roli „sponsora” może wystąpić Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Przedstawiciele tej instytucji co prawda jeszcze w kwietniu nie potwierdzali faktu jakichkolwiek wiążących ustaleń w tej sprawie (stwierdzali tylko dyplomatycznie, że są gotowi do rozmów), ale wiele mówiące sygnały płynęły już wówczas ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Ministerstwo publicznie wskazuje „sponsora”

– Te nakłady są rekomendowane do pokrycia przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – wprost powiedział Piotr Dziadzio, podsekretarz stanu we wspomnianym resorcie, a zarazem Główny Geolog Kraju. Słowa te wybrzmiały podczas omawiania projektu podczas wyjazdowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki oraz Transformacji Energetycznej i Górniczej w Polsce, które odbyło się pod koniec kwietnia w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego (EEC) w Katowicach. Jest to deklaracja o tyle warta odnotowania, że do tej pory NFOŚiGW kojarzył się głównie z finansowym wspieraniem instalacji ciepłowniczych wykorzystujących inne aniżeli węgiel paliwa (biomasy, geotermię, czy odpady), a z początkiem tego roku definitywnie zakończył dotowanie zakupu kotłów węglowych (nawet tych najbardziej nowoczesnych) w ramach programu „Czyste Powietrze”.

Jak przy okazji swojego wystąpienia na EEC poinformował Dziadzio, zakończyły się już wstępne konsultacje rynkowe w zakresie rozpoznania rynku, identyfikacji odpowiednich rozwiązań technologicznych oraz Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia. Zarekomendowano już także i wybrano technologię, która byłaby wdrażana. Co istotne, uznano, że kluczowymi warunkami dla przeprowadzenia inwestycji jest taka klasyfikacja instalacji, która umożliwi wyłączenie jej z systemu EU ETS oraz uzyskanie dofinansowania pozwalającego na pokrycie co najmniej połowy kosztów jej budowy. I stąd właśnie ewentualne zaangażowanie NFOŚiGW.

– Jeżeli mamy korzystać ze środowiska w sposób najbardziej czysty i to jest jedna z technologii, która na to pozwala, to dlaczego mamy z tego nie korzystać? – zapytał retorycznie podczas majowej rozmowy na antenie Radia Piekary Tomasz Rogala, prezes PGG, choć szczegółów dotyczących całego montażu finansowego tej inwestycji nie był jeszcze w stanie ujawnić.

Rynek zbytu istnieć będzie jeszcze tylko przez kilkanaście lat

Zakładając, że pierwsze partie mieszanek wykorzystujących „blue coal” ze śląskiej fabryki trafią na rynek faktycznie w roku 2025, to produkcja tego paliwa będzie mogła być kontynuowana przez raptem kilkanaście lat. Trzymając się szacowanych na chwilę obecną wielkości produkcji wynika, że w tym czasie zakład ma szansę opuścić kilka milionów ton „błękitnego węgla”, co teoretycznie pozwoliłoby na wypuszczenie do sprzedaży kilkakrotnie większego wolumenu zawierających go mieszanek (dla porównania, w ubiegłym roku PGG wypuściła na rynek ok. 700 tysięcy ton ekogroszków, a w tym roku chce ich produkcję podnieść do miliona ton). Zgodnie bowiem z przyjętą w lutym 2021 r. „Polityką energetyczną Polski do 2040 roku” w roku 2030 ma zakończyć się spalanie węgla w gospodarstwach domowych w miastach, zaś w roku 2040 – na obszarach wiejskich. To będzie oznaczało definitywne zamknięcie rynku indywidualnych odbiorców dla paliw węglowych. Inna sprawa, że już wcześniej (w roku 2037) zakończyć działalność ma ruch „Ziemowit” kopalni „Piast – Ziemowit”, czyli jedna z dwóch potencjalnych lokalizacji fabryki. Rozważana jako alternatywna lokalizacja KWK „Chwałowice” fedrować ma dłużej, bo do roku 2049, czyli – wedle umowy społecznej dla górnictwa – do końca tego sektora w naszym kraju. I pewnie dlatego nie brak opinii, że wszystko to dzieje się przynajmniej kilka lat za późno.

 

Michał Wroński, dziennikarz portalu SlaZag.pl

 

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy