Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy nr 11 - 12 (267-268) Listopad - Grudzień 2017 r.



Czy to już szczyt, czy tylko przewyższenie terenu?

Rosnący import do Polski oznacza wzmożone zapotrzebowanie na węgiel w ogóle, w tym również ten z polskich kopalń.

Podczas mojej pierwszej wyprawy na tatrzański Zawrat w połowie drogi dopadła nas straszliwa mgła. Wycieczka wystartowała z Zakopanego chwilę po śniadaniu, więc dosyć późno jak na dwutysięcznik. Dlatego kiedy dotarło do nas, że za chwilę się ściemni i Dolinę Pięciu Stawów będziemy zwiedzać po ciemku, ogarnęło nas lekkie przerażenie, a dość wspomnieć, że jako totalni amatorzy na wyposażeniu nie mieliśmy nawet latarek.

Obecność mgły była dla nas o tyle problematyczna, że nie widząc szczytu, ciężko nam było oszacować, kiedy go w końcu zdobędziemy i zaczniemy kierować się w dół ku schronisku, które miało nam zapewnić dach nad głową tej nocy. Bardzo podobne odczucia mam śledząc wahania cen węgla i nie mogąc ocenić, czy już osiągnęliśmy szczyt tego sezonu, czy przyjdzie nam nań jeszcze chwilę poczekać.

W ekonomii behawioralnej Richarda H.Talera, tegorocznego laureata Nagrody Nobla, wyróżnia się wiele typów nieracjonalnych zachowań konsumentów. W odniesieniu do cen węgla i decyzji o zakupie podejmowanych przez odbiorców, najciekawszym kazusem tego roku może być przypadek magicznej granicy 100 dolarów, do której zbliżają się przez większość ostatnich dwóch miesięcy indeksy na rynku Atlantyku. Doświadczeni traderzy (i dodatkowo dobrze zakontraktowani lub zaopatrzeni) doskonale wiedzą, jaka będzie reakcja odbiorców i tylko na to czekają. Przekroczenie linii 100 dolarów za tonę węgla na ARA i RB wymusi na odbiorcach gwałtowny i olbrzymi wzrost popytu, zaniepokojonych faktem, że ceny te mogą wzrosnąć jeszcze bardziej (pomimo że z czysto ekonomicznego punktu widzenia mogą równie dobrze spaść).

Nakręcanie rynku

W tym przypadku na nic nie zda się długoletnia praktyka, śledzenie i analiza cyklicznych wahań cen surowców (przede wszystkim ropy naftowej). Tutaj główne skrzypce zagra psychologia, która napędzi popyt, zwiększy deficyt (nie zapowiada się na nagłe zwiększenie podaży na głównych rynkach) i w konsekwencji podbije ceny jeszcze bardziej, niejako udowadniając obawy konsumentów na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Już teraz część producentów i traderów tylko czeka na taki scenariusz i odpowiednio podkręca atmosferę, chociaż właściwszym byłoby określenie, że „nakręcają rynek”. Na początku listopada chińska Narodowa Komisja Rozwoju i Reform (organ wyznaczający gospodarce kierunki i egzekwujący ich realizację) ogłosiła, że zajmie się problemem „złowrogiego gromadzenia” zasobów węgla i budowania monopoli cenowych.

Urzędników Komisji niepokoi utrzymujący się od września ub.r. wysoki poziom cen ponad pożądanym tzw. zielonym pasem, który mieści się w granicach 500–570 juanów (75–85 dolarów) za tonę. Od sierpnia br. ceny węgla w Chinach nie spadają poniżej 600 juanów za tonę. Utrzymujące się na poziomie poniżej 400 juanów za tonę na początku 2016 r. ceny węgla wystrzeliły w połowie ub.r., pikując w listopadzie do poziomu 700 juanów za tonę. Od tego czasu konsekwentnie spadały. W czerwcu br. nawet na moment zahaczyły o „zielony pas”, ale od lipca obserwujemy delikatny wzrost, będący konsekwencją właśnie m.in. ograniczonej podaży węgla na rynku wewnętrznym, przy jednoczesnym wzroście zapotrzebowania. Ograniczona podaż jest przez urzędników tłumaczona właśnie nierynkowymi praktykami producentów.

Trudności eksporterów

W przeciągu 9 pierwszych miesięcy br. produkcja energii elektrycznej z węgla wzrosła w Chinach o 6,3 proc. względem analogicznego okresu ub.r., wymuszając na chińskich spółkach energetycznych zwiększenie importu paliwa. Naturalni dostawcy na ten rynek – Australia, Indonezja i RPA – przeżywają jednak własne trudności i zapowiadają, że do końca roku nie będą w stanie znacząco zwiększyć eksportu: RPA wcale, Australia o marne 1,8 mln t, a Indonezja wbrew wcześniejszym zapowiedziom o dodatkowych 20 mln t obecnie weryfikuje swoją ofertę. Nawet zwiększony import ze Stanów Zjednoczonych i Rosji może przy tegorocznym popycie okazać się niewystarczający. Dlatego to od krajowego górnictwa chińska energetyka domaga się zaspokojenia swoich potrzeb dodatkowymi dostawami węgla, to jednak zarzeka się, że nie będzie w stanie pomóc.

Choć zasadniczo węgiel z importu był dla chińskich odbiorców trudno dostępny w październiku, to jeśli udało się go dostać jego ceny były wyjątkowo kuszące. Aktualnie różnica pomiędzy cenami węgla z zagranicy a węgla wydobywanego w kraju wynosi ok. 20 proc., co z uwagi na fakt, że nie zdarza się zbyt często, mogło sugerować rekordowe zainteresowanie ze strony chińskich nabywców. Ci jednak postanowili grać na zwłokę, a realizowane były głównie dostawy spotowe. Wcześniej konsekwentnie rosnące od wiosny, ceny węgla eksportowanego do Chin z Indonezji i Australii przyhamowały w październiku, żeby w listopadzie zacząć spadać. Na koniec miesiąca ceny wróciły do poziomów z połowy września, tj. ok. 83–84 dolarów za tonę, a jeśli Chińczycy dalej będą się wstrzymywać z większymi zakupami, konkurencja pomiędzy Indonezją a Australią znacznie zdołuje ceny.

Rozpaczliwe zakupy

Część chińskiej bierności należy tłumaczyć przy tym przerwą świąteczną, która miała miejsce również w Korei Południowej. W Indiach tymczasem odbiorcy kupowali głównie niskokaloryczny węgiel z Indonezji (4,200 kcal/kg) lub z USA, a hinduski popyt można było wyraźnie zanotować po rozpaczliwych wręcz zakupach „czegokolwiek skądkolwiek”. Winę za ten stan rzeczy ponoszą przede wszystkim niskie zapasy w elektrowniach, najniższe od trzech lat. 112 elektrowni węglowych zaraportowały stan zapasów na poziomie odpowiadającym sześciu dniom zużycia, co wołało nie tylko o pomstę do nieba, ale wręcz o wprowadzenie stanu nadzwyczajnego zagrożenia blackoutem i paraliżu państwa. Zwiększony import szedł w parze ze zwiększoną produkcją Coal India. We wrześniu wydobycie w Indiach wzrosło o 10 proc. względem poprzedniego miesiąca (najwięcej od 2013 r.).

Na ceny w obszarze Pacyfiku bardzo wpłynęły również nieustające protesty w Australii, gdzie przez ostatnie pół roku w zasadzie nie było miesiąca bez większych lub mniejszych strajków w otoczeniu górnictwa lub handlu węglem. Najbardziej „cenotwórczy” był październikowy strajk pracowników kolei Pacific National. O ile protest pojedynczej kopalni to dla traderów tylko żółte światło, o tyle paraliż na torach to już czerwona fala (o tym, jak ważnym ogniwem w łańcuchu jest transport, przekonaliśmy się w tym roku również w Polsce). W Australii sama tylko groźba strajku podbiła ceny o kilka dolarów, ale poważny skok nastąpił po 48godzinnym proteście, który wyłączył z ruchu 90 pociągów. Sama kopalnia Hunter Valley ogłosiła, że z powodu strajku kolejarzy do portu w Newcastle nie dojechało ponad 700 tys. t węgla.

W związku z ograniczeniem podaży, ceny węgla w Australii urosły na koniec października do 97,50 dolara za tonę, a w pierwszych dniach listopada otarły się o granicę 100 dolarów za tonę, później jednak nastąpił znaczący spadek, aż do 90 dolarowego dołka na początku drugiej połowy miesiąca. Obecnie węgiel australijski sprzedawany jest po cenach bardzo zbliżonych do cen w Europie, co po raz ostatni miało miejsce na dłużej w drugim kwartale 2015 r., a dosłownie na chwilę w połowie roku ubiegłego. Część analityków wróży, że ceny australijskiego surowca wzrosną w kontraktach długoterminowych na pierwsze trzy kwartały przyszłego roku – wszystko zależeć będzie od podaży i występowania kolejnych problemów logistycznych w postaci strajków pracowniczych.

Strajk podbija indeks

Strajki górników okazały się być również bardzo niebezpieczne dla cen w RPA. We wrześniu najgoręcej było w porcie Richards Bay, do którego dojeżdżało mniej węgla z dwóch kopalń notowanej na londyńskiej giełdzie firmy Exxaro. Strajk pracowników podbił indeks FOB RB do najwyższego poziomu od listopada 2016 r. (o cenach na poziomie 95 dolarów za tonę dawno już zapomniano). Ograniczona podaż i rekordowe w tym roku ceny zmusiły Indie, dla których RPA była głównym dostawcą węgla, do szukania nowych partnerów (lukę po południowoafrykańskim węglu zapełniał m.in. surowiec ze Stanów Zjednoczonych). Niedługo później, w drugiej połowie listopada Narodowy Związek Górników (NUM) ogłosił, że planuje generalny strajk pracowników w dwóch kopalniach Exxaro: Limpopo i Mpumalanga.

Najbardziej obawiano się, że protest rozleje się na zakłady innych producentów, ponieważ do NUM należy aż 70 proc. pracowników zatrudnionych w Exxaro, Anglo Coal, Glencore i Demas Coal (łącznie 14 tys. osób, czyli 1/5 wszystkich zatrudnionych w górnictwie w RPA). Gdyby do tego doszło, można byłoby spodziewać się nie tylko deficytów węgla na eksport do Azji i Europy oraz drastycznej podwyżki cen na początku sezonu grzewczego, ale jak wieścili analitycy, tak duży strajk stanowiłby poważne zagrożenie dla krajowej – opartej na węglu – energetyki. Na szczęście protestów udało się uniknąć, a ceny w ślad za tym zaczęły lecieć na łeb, na szyję. Kiedy jeszcze na początku listopada za tonę węgla z RPA płacono 95 dolarów, tak na koniec miesiąca poziom indeksów spadł już do ledwie 91 dolarów. Aktualna tendencja przypomina tę wrześniową, kiedy odnotowano trzymiesięczny dołek.

W Europie wyglądało to nieco inaczej. Trudno mówić o stabilności, ale na tle cen w Południowej Afryce ceny w portach ARA przynajmniej odbijają się jak sprężyna zamiast tylko spadać – tak było zarówno przez cały październik jak i listopad. Wprawdzie w liczonym przez global-COAL indeksie, opartym na transakcjach zawieranych za pomocą tej platformy, względem września październik wiązał się jedynie z 40 centowym wzrostem, to w listopadzie wzrost powinien wynieść jakieś 1–3 dolarów za tonę. Jednym z głównych czynników napędzających spadki był spadek produkcji prądu z węgla w Niemczech, na rzecz zwiększenia produkcji z wiatru. Z drugiej strony, w związku z remontem 19 reaktorów atomowych Francja zmuszona jest importować energię zza kanału La Manche, m.in. z węglowej elektrowni Ratcliffe, której bloki pracowały pełną parą, ratując Francję przed blackoutem.

Kiedy magiczna setka?

Akurat te doniesienia zbiegły się z zakończeniem szczytu klimatycznego w Bonn, co dla wielu obecnych tam proklimatycznych polityków i lobbystów musiało zabrzmieć jak najgorszy koszmar. Właśnie w tygodniu kończącym COP23 węgiel w Europie notował swój najwyższy wzrost, z 92 do 95 dolarów za tonę, po raz kolejny osiągając rekordowy poziom w tym roku, ostatni raz widziany przez analityków w sierpniu 2012 r. (nawet podczas ubiegłorocznych wzrostów nie widziano tony węgla droższej niż 91–92 dolary). Dlatego właśnie kiedy tylko pojawiły się takie ceny, wśród traderów odżyła dyskusja na temat tego, kiedy w końcu indeks ARA przeskoczy „magiczną setkę” (ostatni raz miało to miejsce na koniec pierwszego kwartału 2012 r.), tak jakby „kiedy” było tu jedynym pytaniem, bo odpowiedź na „czy w ogóle?” stała się dla niektórych oczywistością.

Odrębna wyspa – Polska

Polska pozostaje jak zawsze nieco odrębną wyspą, swoistą Japonią XVIII w. na węglowej mapie świata. Samo górnictwo zanotowało w ujęciu całego 2017 r. całkiem niezłe wyniki. W pierwszych trzech kwartałach kopalnie wydobyły łącznie prawie 49 mln t węgla, i choć oznacza to spadek o 6 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, to jednak trzeba pamiętać o zapóźnieniach inwestycyjnych. Prawie 39,4 mln t stanowił węgiel energetyczny, a niecałe 10 mln t węgiel koksujący. Do końca września spółki węglowe sprzedały 49,3 mln t węgla, jak co roku najwięcej do energetyki zawodowej, która zakupiła 23,3 mln t miałów, co oznacza jednak spadek o 1,1 mln t rdr. O niemal 46 proc. wzrosła za to sprzedaż do energetyki przemysłowej, i wyniosła 1,6 mln t.

Rosnący import oznacza wzmożone zapotrzebowanie na węgiel

W kraju sprzedano 44,3 mln t, natomiast wywóz węgla do Unii Europejskiej i eksport poza granice Wspólnoty wyniósł 5 mln t (spadek o 25 proc. w porównaniu do ub.r.). Nową tendencją jest tutaj fakt, że połowa eksportu była realizowana nie przez Węglokoks, a bezpośrednio przez same kopalnie. Według danych z urzędów celnych import za 8 miesięcy tymczasem wyniósł 7,3 mln t, co oznacza, że raptem po roku przerwy znowu stajemy się importerem netto. Władze lubelskiej Bogdanki próbują ten fakt obrócić w korzyść, tłumacząc, że rosnący import oznacza wzmożone zapotrzebowanie na węgiel w ogóle, w tym również ten z polskich kopalń. Poprzednie zagadnienia dotyczą miałów, jeśli zaś chodzi o sprzedaż sortymentów grubych, to wyniosła ona 3,4 mln t i była wyższa o 3,2 proc. w stosunku do analogicznego okresu ub.r.

Jeśli chodzi o ceny, wrzesień przyniósł odwrócenie zjawisk obserwowanych w okresie wakacyjnym. Tym razem rósł indeks PSCMI1 (energetyka zawodowa) – do 206,17 zł, a indeks PSCMI2 (ciepłownie) uległ obniżeniu do 237,66 zł za tonę. Średnia cena zbytu ogółem (energetycznego i koksującego) ukształtowała się w okresie styczeń-wrzesień 2017 r. na poziomie 309,87 zł za tonę, a więc prawie o 33 proc. więcej niż w pierwszych dziewięciu miesiącach ub.r. (231,34 zł). Miał w tym wszystkim największy udział oczywiście węgiel koksujący, ponieważ należy pamiętać o tym, że średnia cena węgla energetycznego za trzy pierwsze kwartały2017 r. osiągnęła poziom 235,57 zł i była wyższa o 22,47 zł od ubiegłorocznej, natomiast cena węgla koksowego sięgnęła obecnie 633,91 złote za tonę, a więc 200 proc. więcej niż w 2016 r.

 

Dawid Salamądry
Założyciel serwisu polishcoaldaily.com

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy