Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy Nr 1 - 2 (257-258) Styczeń - Luty 2017 r.



Słony haracz geologiczny

Setki milionów złotych budżet państwa zdziera z polskich kopalń pod pozorem opłaty za informację.

Nierówną jak dotąd batalię o racjonalizację procedur koncesyjnych toczą przedsiębiorcy górniczy z państwem, które ciągnie z nich grube setki milionów złotych w obowiązkowych opłatach, nie dając w zamian gwarancji, że po latach udzieli w końcu zezwolenia na wydobycie kopalin.

Przedsiębiorca przedłużając koncesję na złoże, które od dawna
eksploatuje i zna lepiej niż państwowe służby geologiczne, musi
wnieść taką samą opłatę, jak za nową dokumentację.

Bajońskie sumy nazywa się w branży haraczem za uzyskanie koncesji eksploatacyjnej. Najdroższą pozycję stanowi obowiązkowe wynagrodzenie za tzw. korzystanie z informacji geologicznej. Może wynosić nawet ok. 90 proc. kosztów uzyskania koncesji i od 2011 r. po nowelizacji Prawa geologicznego i górniczego spada również na tych inwestorów, którzy chcą tylko odnowić zezwolenie, a zatem sami wiedzą o złożu najwięcej, bo eksploatują je od dziesiątków lat.


Cennik na setki milionów

Nowy cennik za dostęp do informacji geologicznej przemycono w rozporządzeniu Ministra Środowiska z grudnia 2011 r. Dopiero teraz, gdy w całym sektorze do 2020 r. trzeba odnowić około 40 koncesji, wychodzi na jaw  drożyzna,  która  szokuje górników. Stawki wzrosły od kilku do kilkunastu razy. O ile dokładnie? Trudno wyliczyć, bo brakuje porównań, a przepisy ukształtowano w taki sposób, by przedsiębiorcy  dowiedzieli   się   jak   najmniej,   a przejrzystość finansowa jest przy opłacie geologicznej  znikoma.

Z grubsza licząc, za informację o jednym złożu trzeba zapłacić budżetowi ok. 4–5 mln zł, ale bywają duże obszary górnicze, gdy wyliczenie ceny za informację geologiczną dochodzi nawet do 25 mln zł! Chodzi więc o naprawdę poważne pieniądze. Wystarczy w przybliżeniu przemnożyć sumy. Od 2016 r. do połowy wieku (2051 r. a w jednym przypadku do 2063 r.) w górnictwie węgla kamiennego wygaśnie 55 koncesji, a w węglu brunatnym 10. Razem 65, z czego aż 40 trzeba odnawiać  już teraz, bo upływają do 2020  r.

Z informacji, które zebraliśmy nieoficjalnie w spółkach, wynika, że musiały zamrozić obecnie ok. 200 mln zł na poczet opłat związanych z uzyskiwaniem koncesji. Sprawdziliśmy, że zanim zaczął obowiązywać nowy cennik opłat geologicznych, w ostatnim roku starych zasad (2010 r.) do budżetu państwa wpłynęło raptem 25 mln zł.


Wyścig z czasem i… administracją

Ale opłata za informację  geologiczną  to  nie  wszystko.  Drugim  poważnym i przeliczalnym na spore pieniądze zmartwieniem branży jest czas. Schemat działań niezbędnych do uzyskania koncesji jest zawiły i trwa latami, na każdym etapie pociągając inne koszty. Jak długo?

– Przyjmujemy, że procedura może zająć 5 lat, ale najgorsze, że każdy szacunek może  na  końcu  okazać  się  mylny  z powodu decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego uzyskanie decyzji tylko w tym jednym punkcie może wydłużyć się nawet do kilku lat.  Dlaczego? Bo prawo  pozwala  każdemu,  nawet  w ostatnim momencie wnosić uwagi i odwołania, a później spory rozstrzygają sądy w postępowaniu administracyjnym – opisuje Adrian Brol, szef specjalnego zespołu ds. koncesji, który powołano w katowickiej Górniczej Izbie Przemysłowo-Handlowej. Zasiadają w nim specjaliści ośmiu spółek, których zadaniem na co dzień jest przygotowanie  procedur koncesyjnych u swych przedsiębiorców.


Droga przez mękę

Standardowa „droga przez mękę” li czy siedem stacji i zaczyna się od wyceny informacji geologicznej. Prawo nakazuje inwestorowi samodzielnie wyliczyć koszt. Rozporządzenie Ministra Środowiska z 20 grudnia 2011 r. w sprawie korzystania z informacji geologicznej za wynagrodzeniem przewiduje zastosowanie do wyceny czterech metod wyliczeniowych: według zrewaloryzowanych cen z przeszłości (rok pozyskania), według kosztów prac geologicznych, z korektą cen według aktualnych wymagań dla dokumentacji geologicznej oraz ryczałtem.


Pozornie przejrzyste

– Przepisy i podane tam stawki sprawiają wrażenie przejrzystych i obiektywnych, ale tylko na papierze. Podano przykładowo ceny każdego metra otworu badawczego w  odwiertach  z  podziałem  na różne ich rodzaje i głębokości plus możliwe do zastosowania zniżki. W praktyce wycena prawa dostępu do informacji geologicznej  jest  zupełnie  uznaniowa,  bo bardzo trudno mierzalna. Od dawna domagamy się bezskutecznie, aby przyjęto konkretny, przejrzysty punkt odniesienia, np. powierzchnię lub zasobność złoża – mówi pracownik trudniący się sporządzaniem takich wycen w jednej ze spółek.

Papierologia konieczna do wyceny trwa ok. 5 miesięcy, a same prace pochłaniają ok. 40 tys. zł. Kończą się podpisaniem umowy… cywilno-prawnej na korzystanie z informacji geologicznej za wynagrodzeniem. Czas jej obowiązywania nie jest określony, treść zależy od umawiających się stron, a forma – zupełnie uznaniowa. To prawdziwe kuriozum. Ustawodawca wymyślił, że biznes będzie uzgadniał cenę informacji z ministerstwem w ramach powszechnej wolności umów, chronionych w dodatku tajemnicą, także handlową. A to znaczy, że za podobną informację o podobnych złożu urzędnicy mogą wynegocjować z przedsiębiorcami zupełnie różne kwoty i warunki. Co więcej, tylko od ich uznania zależy, czy całą kwotę wynagrodzenia każą sobie zapłacić od razu, czy zezwolą na raty oraz na ile lat rozłożą ich spłatę.

– W Polsce obowiązuje zasada swobody umów cywilno-prawnych. Sytuacja jest korupcjogenna, ale winy się nie udowodni – rozkłada ręce jeden z rozmówców.


Nikt nie chce stracić  koncesji

O nowym cenniku przedstawiciele spółek myślą bardzo źle, ale większość chce być anonimowa. Dlaczego?

- A kto pójdzie na wojnę z organem,  od którego zależy wydanie koncesji? – tłumaczą.

W przepisach ukryto śmiertelną pułapkę dla tych, którzy na końcu nie uzyskają koncesji, a przecież ministerstwo nie musi jej przyznać. W takim przypadku cała wielomilionowa opłata wniesiona na początku za prawo do korzystania z informacji geologicznej po prostu bezpowrotnie przepada…

Między punktem pierwszym procedury a wydaniem koncesji są jeszcze m.in.: przygotowanie konkretnej dokumentacji złoża (ok. 9 miesięcy i 200 tys. zł kosztów plus uzyskanie decyzji administracyjnej), sporządzenie raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko, wspomniana już decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach wraz z niezbędnymi konsultacjami społecznymi (teoretycznie od 6 miesięcy, w praktyce bez końca, 150 tys. zł od złoża plus decyzja środowiskowa), projekt zagospodarowania złoża (wymaga to kolejnych miesięcy i 70 tys. zł za jedno złoże). Wreszcie, gdy uda się przebrnąć przez wszystkie trudności, można sporządzić wniosek koncesyjny. Trwa to ok. miesiąca i  jeśli  nie  będzie odwołań w trybie KPA, do dwóch miesięcy można otrzymać upragnioną koncesję. Wcześniej jednak warunkiem jest jeszcze zawarcie umowy na użytkowanie górnicze. A projekt decyzji koncesyjnej Ministra Środowiska musi zostać uzgodniony z właściwym wójtem, burmistrzem lub prezydentem miasta.


Tylko Bogdanka bez zmartwień

Jak wyglądają szacunkowe obciążenia w podziale  na  polskie  spółki  węglowe? Z kalendarza koncesji wynika, że tylko LW Bogdanka ma spokojną głowę, za informację geologiczną i pozostałe składniki procedury przyjdzie jej płacić dopiero przed prolongatą koncesji w 2031  r.  i  2046  r. W Katowickim Holdingu Węglowym zarezerwowano w związku z koncesjami  ok. 40 mln zł, a chodzi o przedłużenie wydobycia w dwóch dużych kopalniach – Mysłowice-Wesoła i Murcki-Staszic. Dużo więcej niż 40 mln zł zapłaci do 2020 r. największa w kraju Polska Grupa Górnicza, która musi odnowić aż 13 koncesji (6 w 2019 r. i 7 kolejnych rok później). We wrześniu zeszłego roku PGG odnowiła koncesję nr 5/2016 dla kopalni Chwałowice. Opłatę za jedno złoże wniesie czechowicka Silesia. Rzutem na taśmę w terminie udało się odnowić Tauronowi w kopalni Jaworzno 9 grudnia zeszłego roku trzy zagrożone koncesje i jedną w nowym obszarze. Następne czekają do 2019 r. W połowie zeszłego roku wygasającą koncesję odnowiła też w Tauronie kopalnia Janina, a 4 stycznia 2017 r. nowe zezwolenie na wydobycie uzyskano dla pola Brzezinka I. Węglokoks Kraj przedłuża dwie koncesje. Od opłat za pięć wniosków zależy istnienie odkrywek węgla brunatnego do 2020 r.


Geologiczny monopol

Monopol państwa na jej  gromadzenie i udostępnianie ma Państwowy Instytut  Geologiczny  –  Państwowy Instytut Badawczy w Warszawie, który prowadzi centralne archiwum dokumentów, opisów,  analiz,  zestawień,  map  i  próbek  z odwiertów. Informacja jest z zasady nieodpłatna, ale wyjątek stanowi m.in. „działalność prowadzona w celu wydobywania kopalin”. Przedsiębiorca, który na własny koszt wykona badania geologiczne, musi oczywiście w określonym prawnie terminie przekazać ich wyniki służbie geologicznej do państwowego zasobu.

Jeżeli w związku z przedłużaniem koncesji (przy których wcześniej nie trzeba było płacić za informację geologiczną) budżet zgarnie w najbliższych latach kilkaset milionów złotych, to znaczy, że prowadzi absurdalną politykę opłat dla górnictwa.

– Grube setki milionów złotych zdziera z własnych kopalń ten sam budżet państwa, który z  innej  kieszeni  wykłada  je potem na ratowanie tych kopalń – nasi rozmówcy w spółkach podkreślają absurd sytuacji.


Bo wartość była  zerowa…

Dlaczego w ogóle wprowadzono drakońskie podwyżki? Dotarliśmy do uzasadnienia projektu rozporządzenia z 2011 r., w którym czytamy, że zrobiono to m.in. „w celu uniknięcia znaczącego spadku dochodów budżetu państwa”. Ministerstwo Środowiska miało pełną świadomość, że nowe przepisy „spowodują wzrost nominalnych obciążeń przedsiębiorców”, ale uznało, że nie będzie to miało „znaczącego wpływu na inwestycje i funkcjonowanie przedsiębiorstw”. Zapewniało wręcz, że rozporządzenie „zwiększy konkurencyjność gospodarki i przyspieszy tempo rozwoju inwestycji wydobywczych w kraju”! Jednocześnie ministerstwo przyznało w uzasadnieniu, że nie potrafi oszacować, o ile wzrosną wpływy. W rzeczywistości ukryto więc przed opinią publiczną skalę planowanej podwyżki.

Przykładem inwencji legislacyjnej ministra może być zmniejszenie za jednym zamachem o połowę wartości zniżki za starzenie się dokumentacji geologicznej. Na gruncie poprzednich przepisów przyjmowano, że wartość informacji geologicznej maleje o 2 proc. z każdym rokiem, jaki upłynął od wykonania przez geologów konkretnych prac, np. wierceń w terenie. „W konsekwencji takiego rozwiązania obecnie wartość wszelkiej informacji wytworzonej przed 1961 r. posiada wartość zerową, co powoduje również wartość zerową wynagrodzenia” – zauważyli autorzy rozporządzenia. Uznali, że budżet tracić nie może, a przedsiębiorca owszem i po prostu zmienili wskaźnik z 2 do 1 proc. za rok (w okresie do 30 lat). Na ironię zakrawa fakt, że aktywność państwowych geologów w terenie przy sporządzaniu dokumentacji była największa w okresie górniczego boomu w latach 60. i 70. XX  w. a  obecnie  –  mimo  drastycznie  zwiększonych wpływów – nieporównanie osłabła. Efekty tamtych zamierzchłych wysiłków badawczych  państwa  zgodnie z wieloletnim zwyczajem potwierdzonym w  poprzednich   przepisach powinny  dziś być już darmowe.


Zbyt długotrwałe i kosztowne

- Konieczna jest zmiana przepisów, aby uprościć procedury przedłużenia koncesji wydobywczych. Są zbyt długotrwałe i zbyt kosztowne – uważa Adrian Brol, szef zespołu ds. koncesji przy Górniczej Izbie Przemysłowo-Handlowej w Katowicach.

Zdaniem GIPH należy bezzwłocznie poprawić odpowiednie ustawy tak, aby przedsiębiorcy górniczy  mogli  korzystać z uproszczonych procedur przedłużania koncesji przynajmniej wtedy, gdy odnawiając ją nie powiększają jednocześnie swego obszaru górniczego. Wydaje się oczywistym, że opracowanie raportów oddziaływania na środowisko wraz z uzyskiwaniem decyzji środowiskowej i powtórne kupowanie prawa do informacji geologicznej do doskonale rozpoznanego złoża jest w takich razach zbyteczne.

Po drugie – podkreślają przedstawiciele  GIPH  –  istnieje  bardzo  realne zagrożenie, że niektóre kopalnie będą zmuszone przerwać wydobycie, bo nie zdążą uzyskać niezbędnych przedłużeń przed datą wygaśnięcia starej koncesji. To oznaczałoby trudne do wyobrażenia straty gospodarcze i społeczne. W dyskusji o nadmiernych i niepotrzebnych obciążeniach górnictwa, na które  składa  się  kilkadziesiąt  podatków i opłat, Janusz Olszowski, prezes GIPH zwracał uwagę posłom polskiego Sejmu już jesienią  zeszłego  roku,  że  niektóre  z ciężarów można by usunąć niemal natychmiast, bez nowelizowania ustaw, jedynie decyzją resortu środowiska.

- Opłaty za dostęp do informacji geologicznej to moim zdaniem kuriozum – tłumaczył Olszowski.


Idea fix czy ochrona środowiska?

Pod koniec 2016 r. GIPH usiłowała przeforsować w parlamencie własną poprawkę do Prawa geologicznego i górniczego, która miała na celu uproszczenie procesu koncesyjnego w sytuacji przedłużania posiadanych koncesji wydobywczych. Niestety do jej przyjęcia zabrakło 17 głosów w trakcie głosowania na posiedzeniu Sejmu 30 listopada 2016 r., przy czym największym przeciwnikiem wspomnianej poprawki był Główny Geolog Kraju, prof. Mariusz Orion Jędrysek.

Niejako w zamian Główny Geolog Kraju obiecał z trybuny sejmowej, że w pierwszym półroczu 2017 r. problem przedłużania koncesji  znajdzie  rozwiązanie  w rządowym projekcie nowelizacji Prawa geologicznego i górniczego. Do opracowania  zmian  powołano specjalny zespół i z informacji Ministerstwa Środowiska wynika, że zebrał się on dotąd dwukrotnie: 29 grudnia 2016 r i 19 stycznia 2017  r. Istnieją jednak poważne obawy, czy górnictwo  wygra  wyścig  z czasem.

 

 

Witold Gałązka
Publicysta tygodnika Trybuna Górnicza
i portalu górniczego nettg.pl

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy