Górnicza Izba Przemysłowo Handlowa

Polish Mining Chamber of Industry and Commerce

Biuletyn Górniczy 4-6 (320-322) Kwiecień-Czerwiec 2022 r.



Polska wschodnia w strachu przed mroźną zimą

Przez ostatnie lata Polska wschodnia masowo kupowała węgiel z Rosji. Po importowane z tego kraju paliwo sięgali odbiorcy indywidualni, ale też ciepłownie. Teraz i jedni i drudzy zostali zmuszeni do całkowitej zmiany kierunku dostaw i to w warunkach ostrego kryzysu na rynku paliw. Deficyt węgla, jego wysokie ceny i upływający nieubłaganie czas budzą spore obawy w perspektywie kolejnej zimy. 

Ściana wschodnia bez alternatywy. Producenci i dystrybutorzy są zgodni w ocenie

– Nasze podejście jest w pierwszej kolejności jakościowe, czyli uwzględniamy ścianę wschodnią – odbiorców, którzy tradycyjnie do tej pory odbierali i zużywali węgiel rosyjski. Naszym zadaniem będzie, aby przekierować na ten rynek węgiel celem zaspokojenia ich potrzeb. A to z tego powodu, że oni nie mają innego, alternatywnego źródła energii – tak mówił Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej podczas odbywającej się w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego debaty poświęconej perspektywom górnictwa. Mówił to 27 kwietnia, kilkanaście dni po tym jak weszła w życie ustawa przewidująca m.in. embargo na import do Polski i tranzyt przez jej terytorium węgla pochodzącego z Rosji i Białorusi.

Motywacja dla tego kroku, w kontekście rosyjskiej napaści na Ukrainę, była oczywista. Oczywiste były też niestety jego skutki uboczne. Jeśli w ubiegłym roku do Polski, wedle danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu, sprowadzono z Rosji niemal 6 mln ton węgla kamiennego (w doniesieniach mediów pojawia się często wielkość rzędu 8 mln ton), to po zablokowaniu importu z tego kierunku koniecznym stało się zrównoważenie tego ubytku co najmniej analogiczną ilością surowca z innych źródeł. W przeciwnym razie na rynku pojawi się deficyt tego paliwa ze wszelkimi tego konsekwencjami – wysokimi cenami oraz paniką wśród odbiorców. I taki scenariusz póki co się realizuje. Z tym, że – jak twierdzą przedstawiciele branży – nie wszędzie z jednakową intensywnością. Są regiony, gdzie jest po prostu źle i takie, gdzie jest… bardzo źle.

– Na pewno będzie duży problem na ścianie wschodniej, gdyż większość tamtejszych ciepłowni, z przyczyn logistycznych, bazowała w dużym stopniu na węglu importowanym ze wschodu. Wiele z tych ciepłowni nie ma nawet podpisanych umów z krajowymi producentami – stwierdził na początku maja podczas rozmowy w studio SlaZag.pl Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.

Jak widać, zarówno producenci, jak i dystrybutorzy wskazali na Polskę wschodnią jako ten region, w którym z zabezpieczeniem dostaw węgla będą w najbliższym czasie największe kłopoty. Kogo one jednak konkretnie dotkną i w jakim stopniu? Dokładne ustalenie tego wymagałoby zakrojonych na szeroką skalę badań ankietowych na terenie praktycznie połowy kraju, lecz już analiza lokalnych mediów, wypowiedzi samorządowców i przedstawicieli podległych im zakładów ciepłowniczych, a także przegląd zawartości Biuletynów Informacji Publicznej tychże przedsiębiorstw (zwłaszcza postępowań przetargowych), pozwala wyrobić sobie pogląd w tej sprawie.

Węgiel z Zagłębia Kuzbaskiego ogrzewał Suwałki i Olsztyn. Teraz szykują się podwyżki opłat

– Wszystkie łańcuchy dostaw, które były do tej pory naszymi normalnymi łańcuchami dostaw paliw do spółki zostały załamane i na pewno będą musiały być zmienione – przyznał już w pierwszych dniach kwietnia na antenie lokalnego radia Michał Buczyński, prezes Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Suwałkach. Nie krył też, że zmiana taka będzie wiązać się z drastycznym wzrostem cen paliwa.

– Do tej pory tona paliwa węglowego kosztowała nas ok. 350-390 złotych, a tona paliwa, które byłoby zaimportowane np. z Kolumbii to jest koszt niemalże 1500 zł za tonę – wyliczał prezes suwalskiego PEC-u tłumacząc zarazem, że polski węgiel, ze względu na wyższą zawartość popiołu i siarki, raczej nie wchodzi w grę jako substytut, ponieważ mogłoby to generować problemy dla zakładowych instalacji oczyszczania spalin. Dlatego już w kwietniu przedsiębiorstwo wystąpiło do Urzędu Regulacji Energetyki o zmianę obowiązującej taryfy (nowe stawki weszły w życie od 1 czerwca). Ale to nie koniec, gdyż po pierwszej podwyżce opłat spółka zamierza wystąpić o „zielone światło” na kolejną.

– Widząc to, co dzieje się na rynku i to, jakie ceny nośników energii w tej chwili nas dotykają, można spodziewać się, że będzie to powyżej 10 proc. – ocenił łączny bilans tych podwyżek prezes Buczyński.

Ustalić, że wśród dostawców węgla dla suwalskiego PEC-u znajdowały się ostatnimi laty takie firmy jak KTK Polska (jej właścicielem jest Kuzbaska Kompania Paliwowa), czy zarejestrowana w Bielsku Podlaskim spółka Krex (z dostępnych w internecie informacji handlowych wynika, że 90 proc. oferowanego przez nią węgla pochodziło z Zagłębia Kuzbaskiego) nie jest rzeczą trudną. Podobnie jak to, że pierwsza z tych firm wygrała również przetarg na dostawę 54 tys. ton miału węglowego w sezonie grzewczym 2021/2022 dla PEC-u w Olsztynie. Co prawda, stolica Warmii od kilku lat systematycznie dywersyfikuje swój miks ciepłowniczy stawiając mocno m.in. na spalarnie biomasy i odpadów, ale z węglem jeszcze się ostatecznie nie pożegnała. Przy czym – jak widać – był to węgiel z rosyjskim paszportem. Podobnie jak w Suwałkach, tak i tutaj odbiorcy mogą spodziewać się w tym roku wyraźnego wzrostu opłat za ciepło. Podwyżka może wynieść nawet 30 proc., co raczej nie zostanie spokojnie przyjęte. Zwłaszcza, że w ubiegłym roku ceny ciepła w tym mieście poszły już dwa razy w górę. 

Z ofertą nikt się nie zgłasza, prezydent miasta dzwoni „po prośbie” na Śląsk 

Dwie podwyżki cen ciepła weszły w życie w tym roku także w Białej Podlaskiej (jak skwapliwie wyliczają opozycyjni radni, od lipca ubiegłego roku jego ceny w sumie wzrosły aż czterokrotnie). Tamtejszy PEC w 2019 r. wypowiedział umowę z Polską Grupą Górniczą (okres wypowiedzenia upłynął z końcem 2021 r.) argumentując, że była ona dla niego niekorzystna. Wówczas uznano, że korzystniej jest sprowadzać paliwo ze wschodu. Teraz – jak donosi Dziennik Wschodni – PEC podjął decyzję o awaryjnym skupie węgla, lecz na zapytania ofertowe skierowane do 11 firm odpowiedziała tylko jedna, zaś cena paliwa wzrosła niemal trzykrotnie w stosunku do tego, ile trzeba było za nie jeszcze niedawno zapłacić.

– Ja dzisiaj po znajomości dzwonię do prezydentów miast kopalnianych i proszę o to, żeby mi pomogli zorganizować 1000-2000 ton węgla, aby mieszkańcy mogli mieć ciepło w kaloryferach – z rozbrajającą szczerością wyznał prezydent Ełku, Tomasz Andrukiewicz podczas zorganizowanego na początku czerwca przez Związek Miast Polskich spotkania samorządowców w sprawie rosnących cen prądu, gazu i węgla.

Niestandardową inicjatywę włodarza tego mazurskiego miasta łatwo zrozumieć jeśli spojrzy się na finał ogłoszonego przez tamtejszy PEC przetargu na dostawę 5 tys. ton węgla. „Przedmiotowe postępowanie podlega unieważnieniu, gdyż nie złożono żadnej oferty nie podlegającej odrzuceniu” – zakomunikowało pod koniec kwietnia przedsiębiorstwo, któremu w minionych latach także zdarzało się kupować ten surowiec od firm sprowadzających go z Rosji. W zrozumieniu prezydenta Andrukiewicza pomaga też protest, jaki z początkiem maja zorganizowali lokatorzy jednej z ełckiej spółdzielni mieszkaniowych w reakcji na wysokie podwyżki m.in. opłat za ogrzewanie. Spółdzielcy pikietowali wówczas przed siedzibą spółdzielni, a organizacyjną pomoc zaoferował im właśnie prezydent miasta. Gdzie jednak pójdą protestować lokatorzy zasobów komunalnych jeśli podobne podwyżki opłat staną się również ich udziałem?   

Przetargi prowadzą przez Warmię, Pomorze, Podlasie, Mazowsze...

Przeglądając dostępne w sieci rozstrzygnięcia postępowań przetargowych lokalnych PEC-ów (ale też urzędów gmin, świetlic, czy szkół) w poszukiwaniu śladów rosyjskiego węgla można praktycznie przejść całą Polskę na wschód od Wisły. Dotrzemy do Ostrowca Świętokrzyskiego (wśród dostawców dla Miejskiej Energetyki Cieplnej na ubiegły sezon znalazła się m.in. KTK Polska; warto zarazem odnotować, że w postępowaniu na zakup i dostawę węgla w sezonie grzewczym 2022/2023 nie wpłynęła żadna prawidłowo złożona oferta), Mrągowa (w lipcu ubiegłego roku w przetargu na dostawę „orzecha” dla tamtejszego MEC-u za najkorzystniejszą wybrano ofertę firmy Dameta z Bartoszyc – na swej stronie internetowej jasno wskazuje Rosję jako kraj pochodzenia oferowanego przez siebie paliwa), Elbląga (na przestrzeni dwóch ubiegłych lat w przetargu dla tamtejszego PEC-u wygrywała firma reklamująca się m.in. jako „bezpośredni importer” węgli z zagłębia Kuzbas), Łap, Darłowa, czy Grajewa.

– Kupujemy węgiel wysokojakościowy z importu zza wschodniej granicy, który ma niższą zawartość siarki i popiołu w porównaniu do węgli krajowych (…) Jeśli możemy korzystać z węgla o lepszej jakości i w niższej cenie, to patrząc na sytuację ekonomiczną i ochronę środowiska spółka korzysta z węgla importowanego – tak jeszcze niespełna rok temu na łamach lokalnego dwutygodnika mówił Marek Zawadka, prezes PEC-u Żyrardów (woj. mazowieckie). Dziś ten sam prezes mówi w radiowej rozmowie, że stara się robić „ukłon” w stronę polskich kopalń i dostawców celem pozyskania paliwa na następny sezon grzewczy, gdyż jest ono zdecydowanie tańsze od tego importowanego z innych, aniżeli rosyjski, kierunków. Przy czym on też nie pozostawia złudzeń co do tego, że ceny ciepła dla jego odbiorców wzrosną.

W ciepłownictwie zabraknie 2 mln ton. Do kotłów będzie trafiać „wszystko”?

Takie przykłady można by mnożyć jeszcze długo. Nie w tym jednak rzecz, aby wytykać teraz palcem kolejne przedsiębiorstwa ciepłownicze kupujące w przeszłości rosyjski węgiel, czy sprowadzające legalnie go z tamtego kierunku firmy (polscy importerzy są obecnie na skraju upadłości, a wraz z nimi cała masa ich kooperantów). Rzecz raczej w tym, aby uzmysłowić sobie zakres koniecznej interwencji. Choć sami ciepłownicy wydają się być przekonani, że mimo działań własnych i tych podejmowanych przez rząd (z początkiem czerwca Ministerstwo Klimatu i Środowiska podało, że Polska ma zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla, głównie z Kolumbii, USA, RPA, Australii oraz Indonezji), przed zimą nie uda się zgromadzić odpowiednich zapasów. 

– Będą braki. Zrobiliśmy analizę odnośnie luki węglowej w ciepłowniach i wyszło nam, że będzie brakowało ok. 2 mln ton w tym roku – stwierdził podczas przywoływanego już spotkania samorządowców Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Dlatego też apelował o pilną nowelizację rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ograniczeń w dostawach ciepła pod kątem kolejności limitowania dostaw dla różnych kategorii podmiotów, co miałoby pozwolić na racjonalizację zużycia węgla. Namawiał zarazem, aby zawiesić obowiązywanie standardów emisyjnych dla źródeł ciepła „Ponieważ będziemy musieli spalać wszystko, co tylko da się w kotłach spalić. Ani siarka, ani zawartość popiołu, ani kaloryczność nie będzie tak istotna” – prognozował Szymczak.

Nastroje wśród ciepłowników są tym bardziej ponure, że problem z dostępnością i ceną węgla to kolejny cios, jaki w ciągu ostatnich lat otrzymała branża. Rosnące ceny certyfikatów za emisje CO2 (wedle danych IGCP – o 162 proc. między początkiem roku 2021 a kwietniem roku 2022) i niechęć banków do kredytowania inwestycji w przedsiębiorstwach wykorzystujących paliwa kopalne już wcześniej postawiły pod znakiem zapytania ich rentowność, jak też zdolność do finansowania koniecznej transformacji. Teraz ich sytuacja jeszcze się pogorszyła.

– W wielu firmach był dylemat – albo zapłacić za miał, albo kupić certyfikaty. I właściciele firm ciepłowniczych będą mieli teraz ogromny problem jak pokryć straty i jak uzupełnić te ujemne wyniki – ostrzegał prezydent Ostrowca Świętokrzyskiego, Jarosław Górczyński.

W największej potrzebie są gospodarstwa domowe

Zakłady ciepłownicze i odbiorcy produkowanego przez nich ciepła to tylko jedna grupa poszkodowanych przez obecne perturbacje na rynku węgla. Drugą stanowią – co bardzo jasno wynika ze statystyk dotyczących importu tego surowca – klienci indywidualni, do których w ubiegłym roku trafiła większa część węgla sprowadzonego spoza granic Polski. Ze statystyk nie dowiemy się, do których konkretnie regionów trafił importowany z Rosji węgiel, choć adresy zajmujących się tym dilerów wskazują, że także w tym przypadku sporą część odbiorców stanowili mieszkańcy terenów na wschód od Wisły.

Na dziś wiedzą oni dokładnie tyle, co wszyscy inni indywidualni odbiorcy węgla w Polsce – rząd gotów jest dołożyć im się w tym roku do trzech ton tego paliwa o ile znajdą handlarzy skłonnych im je sprzedać w cenie nie wyższej niż 996,60 zł brutto za tonę. Jako że rządowa dopłata miałaby wynosić maksymalnie 750 zł do tony, więc sprzedawcy musieliby inkasować w sumie (od klienta i od państwa) nie więcej niż 1746,60 zł za tonę. Czy tak się stanie, pozostaje kwestią otwartą – z początkiem czerwca, gdy rząd przedstawiał swój projekt, stawki widniejące w cennikach dilerów węgla znacząco odbiegały od powyższej kwoty.

Oczywiście, by dyskusja o cenie transakcji miała jakikolwiek sens musi istnieć sam przedmiot transakcji, czyli węgiel, który w przypadku Polski wschodniej musi zostać dostarczony bądź to z krajowych kopalni, w większości zgrupowanych na Śląsku, bądź z położonych nad Bałtykiem portów. A zarówno jedno, jak i drugie rozwiązanie mają swoje ograniczenia. I być może właśnie dlatego podejmowane są inicjatywy takie jak majowa decyzja władz Lasów Państwowych dotycząca ułatwienia zakupu przez odbiorców indywidualnych drewna do celów opałowych, co – jak otwarcie przyznało Ministerstwo Klimatu i Środowiska – stanowiło reakcję na „wzrost cen energii oraz materiałów opałowych”.

– Ma to szczególne znaczenie dla mieszkańców terenów wiejskich, małych miasteczek, których gospodarstwa domowe nie są włączone do gminnych lub miejskich systemów ciepłowniczych – stwierdził wówczas resort.

 

Węgiel z Rosji stanowił ponad połowę całego importu

Rosyjski węgiel stanowił w ubiegłym roku ponad 61 proc. całego importu tego paliwa do naszego kraju, przy czym w kategorii węgla energetycznego (a cały wolumen rosyjskich dostaw to był właśnie węgiel energetyczny) jego odsetek wynosił już 87 proc. Jego odbiorcami były głównie przedsiębiorstwa ciepłownicze i klienci indywidualni.

Pierwszy kwartał tego roku przyniósł – według danych katowickiego oddziału ARP – import na poziomie 2,84 mln ton (w tym 2 mln węgla energetycznego), z czego niemal 1,2 mln ton przyjechało do Polski z Rosji (tj. 41,6 proc. ogółu i ponad 58 proc. węgla energetycznego). Biorąc pod uwagę, że od wybuchu wojny handel z tamtego kierunku i tak niemal ustał, to można uznać, że tyle węgla w gruncie rzeczy trafiło do Polski w ciągu dwóch pierwszych miesięcy roku. Było to nieco mniej aniżeli w analogicznym okresie roku ubiegłego (wówczas z Rosji sprowadzono niemal 1,3 mln ton, co stanowiło 54 proc. ogółu importu), choć warto odnotować, że ogólna wielkość importu w 1 kwartale br. była w sumie o prawie pół miliona ton wyższa aniżeli rok wcześniej.

 

Michał Wroński, dziennikarz serwisu SlaZag.pl

Menu




Newsletter


Biuletyn górniczy

Bieżący numer

img12

Górniczy Sukces Roku

View more
img12

Szkoła Zamówień Publicznych

View more
img12

Biuletyn Górniczy

View more


Partnerzy