GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 11-12 (113-114) Listopad - Grudzień 2004 r. Biuletyn Górniczy 

Będę budował kopalnie w Kolumbii


Rozmowa z senatorem Jerzym Markowskim, przewodniczącym senackiej Komisji Gospodarki i Finansów Publicznych


-Będzie Pan pracował przy budowie kopalń węgla kamiennego w Kolumbii. Jak do tego doszło?

-Było dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy przed kilkoma miesiącami przewodniczący parlamentu Kolumbii podczas oficjalnej wizyty w Polsce wystąpił do marszałka Senatu Longina Pastusiaka o zgodę na to, żebym osobiście uczestniczył w pracach rządu kolumbijskiego nad rozwojem przemysłu węglowego w Kolumbii. Marszałek zgodził się. Dla mnie jest to oczywiście wielki honor, to było bardzo miłe, że moje nazwisko zostało docenione, zwłaszcza w sytuacji, że w Polsce od decydentów politycznych takiej satysfakcji nie doznałem. Dla mnie wielką satysfakcją jest to, że podobne oferty otrzymałem także z Indii.

-Jak wygląda górnictwo w Kolumbii?

-Kolumbijskie górnictwo wydobywa obecnie ok. 35 mln ton węgla rocznie, wydobycie prowadzone jest w znakomitej większości w kopalniach odkrywkowych. Pojawiła się potrzeba wejścia w kopalnie głębinowe i Kolumbijczycy uznali, za namową różnych środowisk górniczych, że Polska ma bardzo duże doświadczenia w branży górniczej. Poza tym jesteśmy krajem, który zorganizował górnictwo stosunkowo tanie, w porównaniu np. do górnictwa niemieckiego czy brytyjskiego. I ten argument ich przekonał. Górnictwo kolumbijskie jest prywatne. Inwestor uzyskuje koncesję na 50 lat eksploatacji pod warunkiem, że zagospodaruje cały wydobyty urobek, a z tym w tej chwili oczywiście problemu nie ma, ponieważ mamy do czynienia ze światowym deficytem węgla. Cały węgiel wydobywany w Kolumbii kierowany jest na eksport, przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, które zużywają 1,1 mld ton rocznie i niemal każda dodatkowa ilość tego paliwa jest im potrzebna. Chiny, które zużywają 1,4 mld ton, też chciałyby go więcej, ale po prostu nie mają skąd wziąć. W samej Kolumbii niewiele się zużywa węgla, tam jest słaby sektor energetyczny i w ogóle nie ma przemysłu hutniczego.

-Czy doszło już do pierwszych rozmów w sprawie inwestycji, w których ma Pan uczestniczyć?

-Gościłem właścicieli kopalń kolumbijskich w Polsce, pokazywałem im m.in. kopalnię Budryk, która jest poniekąd moim "dzieckiem", pokazywałem im to co w Polsce jest dużą wartością górniczą, czyli przede wszystkim maszyny górnicze. Zapalili się do tej kopalni, tłumaczyłem im, że są oni na trochę innym poziomie technicznym niż polskie górnictwo i nie byliby w stanie obsługiwać tak zmechanizowanej i zautomatyzowanej kopalni jaką jest Budryk. Przyznali, że trzeba to rozłożyć w czasie i dochodzić stopniowo do takiego poziomu technicznego, ponieważ ich dylematem jest brak kadr o wysokich kwalifikacjach.

-Jak wygląda formalna strona Pana działalności w Kolumbii?

-Przedstawiono mi projekt umowy, na początek na prace koncepcyjne, ten projekt jest już uzgodniony. Prace koncepcyjne będą trwały kilka miesięcy, potem ten projekt wejdzie w fazę projektów technicznych a następnie w fazę realizacji. Zakładamy, że pierwsza kopalnia zostanie uruchomiona w ciągu dwóch lat. Ma powstać w zagłębiu północnokolumbijskim, i eksploatować 4 pokłady węgla. Tam nie ma takich złóż jak w Polsce, gdzie zdarza się 50-60 pokładów, ale to też nie jest złoże angielskie, gdzie występuje tylko 1 pokład w kopalni. Te cztery pokłady, stosunkowo nisko zalegają, bo ok. 250 metrów. Łącznie mają tam powstać cztery kopalnie w zagłębiu Mento. Docelowo, te kopalnie mają wydobywać w skali roku do 2 mln ton węgla, mniej więcej jedna kopalnia będzie wydobywała ok. 0,5 mln ton.

-Czy kolumbijski węgiel może być konkurencją dla polskiego węgla np. na rynku unijnym?

-W Europie występuje w tej chwili głód węgla. Są tego dwie przyczyny. Pierwsza to odległość transportu. Dzisiaj ceny frachtu są tak wysokie, że przewóz węgla na taką odległość czyni eksport z Kolumbii do Europy zupełnie nieopłacalnym. Po drugie, na ten węgiel już czekają Amerykanie, a ponieważ to oni organizują finansowanie tej budowy, byłoby naiwnością zakładać, że zrezygnują z tego węgla. Pamiętajmy, że to nie węgiel kolumbijski jest zagrożeniem dla polskiego, lecz węgiel rosyjski i ukraiński. To jest nasz "przeciwnik" i z nim trzeba konkurować a nie z węglem kolumbijskim, który przecież ma swojego odbiorcę w Stanach Zjednoczonych, Chinach i w Kanadzie.

-Jaki będzie koszt budowy kolumbijskich kopalń?

-Inwestor postawił jednoznaczne zadania, powiedział, że chce aby uruchomienie wydobycia nastąpiło w ciągu dwóch lat, żeby ten zespół czterech kopalń wydobywał łącznie 2 mln ton węgla i żeby jedna kopalnia nie kosztowała więcej niż 20 mln dolarów. Ja w tym momencie mam do spełnienia jeszcze jedno zadanie. Inwestor przyjął mój warunek, że w kopalni będą pracowały urządzenia zaprojektowane i produkowane w Polsce. A więc, w Kolumbii będą pracowały polskie maszyny, ale na pewno nie będzie tam polskich górników.

-Czy rozmawiał Pan już o tym projekcie z producentami maszyn?

-Rozmawiałem z prezesem Polskiej Techniki Górniczej Henrykiem Stablą, który już był w Kolumbii i podziela pogląd, że jest to rynek dla nas bardzo atrakcyjny. Jesteśmy tam już w niewielkim zakresie obecni, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzęt ratownictwa górniczego. Faser z Tarnowskich Gór wysyła tam m.in. lampy górnicze i pochłaniacze ochronne. To jest naturalny rynek zbytu.

-Jakie polskie maszyny górnicze mogą trafić do Kolumbii?

-Przede wszystkim maszyny stosunkowo proste, gdyż nie ma tam takiego poziomu technicznego i kadr aby obsługiwać urządzenia, które mają np. wysokie zapotrzebowanie energetyczne. Im po prostu brakuje energii. Nie są to również kopalnie gdzie mogą pracować urządzenia o takim wysokim poziomie technicznym jak np. polskie kombajny sterowane drogą radiową, bo w Kolumbii nie ma ludzi, którzy umieliby je obsługiwać. Tam mogą wiec trafiać głównie kołowroty, wozy, obudowy oraz sprzęt ochrony osobistej, a z czasem - kombajny chodnikowe.

-Wspominał Pan także o Indiach. Jaki tam jest projekt realizowany?

- W Indiach polskie górnictwo jest obecne od dawna- ponad 16 kopalń powstało przy naszej pomocy. W Indiach sektor węglowy stoi przed dylematem nie tyle rozbudowania zdolności produkcyjnych, ile restrukturyzacji technologicznej kopalń czynnych. Tam panują inne warunki geologiczne niż w Kolumbii, są one zbliżone do warunków europejskich. Obecnie planowana jest operacja zastąpienia starych maszyn, mających nieraz po 15-20 lat pracy, urządzeniami nowocześniejszymi. Oczywiście do tego trzeba dostosować model udostępnienia złoża i schemat organizacyjny kopalń. To jest zadanie, które już w tej chwili pilotuje ambasador Krzysztof Majka, senator AWS poprzedniej kadencji. Dzięki jego staraniom odnowiły się stare kontakty. Indie mają jeszcze jeden dylemat, typowy dla górnictwa azjatyckiego, mianowicie bezpieczeństwo pracy. Przypomnę, że w Chinach w roku 2004 zginęło ponad 4 tys. górników. Oni po prostu muszą się nauczyć chronić ludzi, bo to, że mają tanią siłę roboczą to jest prawda, ale muszą coś zrobić w zakresie bezpieczeństwa pracy. Mają zagrożenia wynikające z głębokości i ciśnienia, występują zagrożenia metanowe, wybuchami pyłu węglowego. Wszystko to razem składa się na wielki problem techniczny tego górnictwa. Jeżeli w Kolumbii trzeba projektować budowę kopalni, to w Indiach jest już miejsce tylko dla polskich maszyn. W Indiach polscy specjaliści górniczy są od dawna: kiedyś tam była placówka Kopexu, projektantem części kopalń był m.in. Eugeniusz Ciszak.(były prezes GIPH - przyp. redakcji BG) Mamy dobrą opinię, dobrą markę i nie dziwię się, że chcieli naszych.

-Jak Pan ocenia aktualną kondycję polskiego górnictwa?

-Jest niemal komfortowa w sytuacji, kiedy górnictwo zostało oddłużone na 18 mld złotych, jest dobra koniunktura, ceny węgla znacząco poszły w górę.Teraz trzeba uważać, że by tego nie przejeść lecz zainwestować mając na uwadze kilka rzeczy. Po pierwsze, za dużo węgla wydobywamy spod poziomów- ponad 50 proc. Trzeba budować nowe poziomy wydobywcze. Po drugie trzeba tworzyć coraz to nowe zabezpieczenia ponieważ wchodzimy do pokładów silnie metanowych, musimy nauczyć się pogłębiać szyby czynne. To są wyzwania technologiczne stojące przed polskim górnictwem. Oprócz tego są jeszcze dwie ważne kwestie. Musimy przygotowywać kadry do pracy w kopalniach, bowiem luka pokoleniowa może zagrozić nie tylko wielkości wydobycia ale i bezpieczeństwu pracy. Trzeba też wreszcie uregulować układ zbiorowy pracy. Moim zdaniem w górnictwie powinien być jeden układ zbiorowy, dla całego sektora, dla wszystkich górników węgla kamiennego.

-Czy Pana zdaniem możliwe jest "przejedzenie" zysków w górnictwie?

-Jeżeli roszczenia płacowe będą rosły - to tak, ale sądzę, że trzeba zawczasu postawić jakąś alternatywę załogom kopalń. Nie można tylko być przeciwko podwyżkom płac, trzeba pokazać miejsce z którego załogi górnicze będą miały szansę skorzystać i skonsumować ten wzrost wydajności,jaki się w górnictwie dokonał. Wydaje mi się, że najprostszym rozwiązaniem będzie udział załóg w prywatyzacji sektora. Ci ludzie będą zainteresowani wynikiem ekonomicznym swoich kopalń, bo będą widzieli, że im wyższy wynik ekonomiczny osiągną, tym większa będzie dywidenda. Bardziej klarownego układu nie trzeba. Po co zawsze z tego robić płaszczyznę konfliktu, że jedni chcą a inni nie chcą dać, skoro to może się rządzić prawami rynku, tak jak w całym świecie.

-Czyli jest Pan za prywatyzacją górnictwa?

Jestem przeciwko prywatyzacji z udziałem inwestora strategicznego, jestem za prywatyzacją poprzez skierowanie części akcji polskiego górnictwa na giełdę. Wpływ skarbu państwa musi być jednak zachowany. Taką prywatyzację uważam za słuszną, zwłaszcza, że jest to jedyna forma, która zakłada zasilenie finansowe górnictwa z emisji akcji i przekazanie akcji załogom górniczym. Tym samym pracownicy będą mieli korzyści z dobrych wyników pracy kopalń.

-Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał: Dariusz Czarnecki
Pióro


NA POCZĄTEK POWRÓT STRONA GŁÓWNA