GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 3-4 (105-106) Marzec - Kwiecień 2004 r. Biuletyn Górniczy 

Komentarz

Wyszło szydło z worka


Wiceminister Jacek Piechota, jako Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy spółek węglowych, podjął uchwałę, która w praktyce blokuje zatrudniania nowych pracowników w górnictwie. Po krytyce tej decyzji w prasie, ministerstwo wyjaśniło, że owszem, można zatrudnić np. ślusarza Kowalskiego, wystarczy tylko ( bagatela) posłać do Warszawy kilkudziesięciostronicowy wniosek, uzyskać opinię specjalnego zespołu, następnie akceptację ministra gospodarki nazywaną opinia) i wreszcie zgodę rady nadzorczej. Jednocześnie zakazano też od 25 kwietnia pracy na kopalniach w godzinach nadliczbowych i podczas dni wolnych ustawowo od pracy.

Tymczasem nie jest tajemnica, że w górnictwie brakuje pracowników, zwłaszcza tych o szczególnych kwalifikacjach. Poza tym, w sytuacji wciąż trwającej dobrej koniunktury na węgiel aż się prosi, aby go wydobywać i sprzedawać więcej, nawet w dniach ustawowo wolnych od pracy.

Nie można też pominąć faktu, iż uniemożliwianie zatrudniania fachowców z całą pewnością będzie miało fatalny wpływ na poziom bezpieczeństwa w kopalniach. Podczas ostatniego posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa przy WUG zwracano na to uwagę, podkreślając, że wytwarza się niebezpieczna luka pokoleniowa- starzy, doświadczeni pracownicy odchodzą, nowych nie ma jak i kiedy wyuczyć.

Wątpliwości natury prawnej budzi też władcze wchodzenie WZA w kompetencje zarządów spółek węglowych. Minister powinien kształtować politykę wobec branży, rozliczać zarządy z tego czy osiągają postawione im cele, ale decydowanie w Warszawie o zatrudnianiu każdego sztygara - to już gruba przesada.

Przy tym sprawa ta pokazała ile są warte zapewnienia obu ostatnich wiceministrów odpowiedzialnych za górnictwo, że to zarządy spółek będą decydować samodzielnie np. o istnieniu czy zamykaniu kopalń, że ministerstwo niczego im nie będzie narzucać. Ale wyszło szydło z worka- ostatnie uchwały WZA pokazują jasno - górnictwo jest wciąż ręcznie sterowane ze szczebla centralnego, a zapewnienia kolejnych wiceministrów o rzekomej samodzielności zarządów są tylko próbą zrzucania na nie odpowiedzialności w przypadkach gdy cos nie idzie jak trzeba. To bardzo wygodna sytuacja dla wysokich urzędników podejmujących decyzje w stolicy. Mają pełnię władzy, ale w razie niepowodzenia pokazują, że winni są gdzie indziej - na dole, w spółkach węglowych. A oni jak Piłat - umywają ręce, bo przecież przeważnie nie podpisują żadnych dokumentów- od czego są telefony? Tym razem wiceminister nie przemyślał do końca sprawy i wydał uchwałę, która jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę.



Pióro


NA POCZĄTEK POWRÓT STRONA GŁÓWNA