Nr 05 - 06
(179 - 180) Maj - Czerwiec 2010 r.
IMPORT WĘGLA
ROŚNIE, CZY MALEJE?
Już od kilku lat nie dają spokoju
– i to nie tylko górnikom –zawirowania
jakie wytworzyły się wokół importu węgla do Polski, a
mówiąc konkretniej – jego systematycznego wzrostu.
I mnożą się pytania: Jakie są tego przyczyny? Jak temu przeciwdziałać?
Odpowiedź na te pytania nie jest łatwa,
bo trudno w tak skomplikowanej materii o jednoznaczność. Najprościej
byłoby posłużyć się wyświechtana już maksymą, głoszącą, iż gdy nie
wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Oczywiście, one i w tym
przypadku odgrywają swą jak zawsze ważną rolę, ale problem jest
bardziej złożony. Nie byłoby zatem zbyt dużym błędem powiedzieć, iż
zadziałało tu prawo popytu i podaży. Ale i to byłaby – w tym
konkretnym przypadku – tylko część prawdy.
Zaczęło się w roku 2008?
Prawdą jest, że w roku 2008 spółki węglowe nie były w stanie
zaspokoić popytu na węgiel ze strony energetyki. W związku z powyższym
spółki energetyczne importowały –
głównie z Rosji – większą niż dotychczas ilość
węgla. W latach następnych ów import systematycznie się
powiększał. Przyczyn tegoż upatrywano głównie w tym, iż
węgiel rosyjski, często wydobywany metodą odkrywkową, jest tańszy od
polskiego. I to jest fakt bezsporny, a jak twierdził Janusz Olszowski,
prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, nawet gdybyśmy
zatrudnili Billa Gatesa, to nie pokonamy tej różnicy w
kosztach. W dodatku nasz węgiel obłożony jest najwyższym w Europie
podatkiem VAT wynoszącym aż 22 proc. Mirosław Kugiel, prezes Kompanii
Węglowej uważa, że węgiel ze Wschodu jest subsydiowany przez państwo.
Wprawdzie nie bezpośrednio, ale poprzez niskie koszty transportu,
energii elektrycznej, czy ropy. O wsparciu, czy raczej o jego braku,
naszego górnictwa od państwa – nie da się
powiedzieć niczego dobrego. (Dotacje do węgla w Niemczech, Rumunii,
Hiszpanii i na Węgrzech wyniosą w br. 3 mld euro!). Eksploatacja w
naszych kopalniach obarczona jest wysokimi kosztami, co związane jest z
tym, iż trzeba schodzić coraz niżej w głąb ziemi, a tym samym rosną
koszta związane z zapewnieniem bezpieczeństwa oraz zwalczaniem
zagrożeń, o naglących potrzebach inwestycyjnych już nie wspominając.
Spółki węglowe, rada w radę, postanowiły wszcząć procedurę
ochronną, zapowiadając walkę o cła na tani rosyjski węgiel. Do końca
roku ma wpłynąć do Komisji Europejskiej, bo to ona ustala cła, wniosek
spółek o wszczęcie postępowania antydumpingowego. Pomijając
już to, że rozpatrywanie takiego wniosku może zabrać Komisji do 15
miesięcy, to większość krajów unijnych, importujących
ogromne ilości węgla z Rosji, nie jest tym zainteresowana.
Pomysł spółek skrytykowali zarówno prawnicy, jak
i ekonomiści, generalnie uważający, iż nikt nikomu nie może zabronić
kupować taniego węgla. Jeden z ekspertów uważa wręcz, iż bez
węgla z importu sobie nie poradzimy.
Niewykluczone, że najnowsze, bo napływające pod koniec maja doniesienia
sprawią, iż zasygnalizowane tu starania naszych spółek
węglowych mogą stać się bezzasadne.
… a zakończy w 2010?
Ogólnie znane fakty są takie, iż od roku 2008 import węgla
do Polski dostał nieprawdopodobnego przyspieszenia. W latach ubiegłych
wzrastał on średnio jedynie o ok. 500 tys. ton rocznie. I tak: w roku
2006 importowaliśmy 5,21 mln ton węgla, w 2007 – 5,77 mln
ton, ale już w 2008 – aż 10,1 mln ton, czyli niemal
dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Również w roku 2009
ów import wyniósł 10, 2 mln ton (a tyle mniej
więcej wydobywają nasze dwie kopalnie), znacznie przekraczając ilość
naszego węgla wysyłanego na eksport. Wstępnie szacowano, iż w tym roku
import może się kształtować na poziomie aż 12 mln ton. W I kwartale
bieżącego roku do Polski trafiło już, jak wynika z danych
urzędów celnych, 2,6 mln ton węgla, z czego oczywiście
najwięcej, bo aż 2 miliony, z Rosji, ale w tym samym czasie
wyeksportowaliśmy 2,8 mln ton węgla, a więc nareszcie nieco więcej niż
go sprowadziliśmy. Niemniej, patrząc na wyniki I kwartału łatwo
wywnioskować, iż te wcześniejsze prognozy dotyczące wielkości importu
mogą się spełnić. Jednakże docierające z różnych stron
sygnały nie są już tak jednoznaczne.
Mirosław Taras, prezes Zarządu LW Bogdanka uważa, że ponieważ pod
koniec ub. roku i na początku tego ceny sprzedaży węgla oferowanego
przez nasze kopalnie spadły, i tym samym stały się konkurencyjne do cen
węgla rosyjskiego, jego eksporterzy wycofują się z
kontraktów z polskimi odbiorcami. To, co teraz jeszcze
przysyłają stanowi pozostałość kontraktów z roku 2009.
Robert Marzec, kierownik Biura katowickiego oddziału Agencji Rozwoju
Przemysłu, monitorującego górnictwo, w rozmowie z Biuletynem
Górniczym prezentuje nieco inny punkt widzenia:
- Zasadniczo bardzo trudno jest prognozować wielkość importu, a nawet
tendencję, jaka w tym zakresie w bieżącym roku wystąpi. Trudności te
wynikają przede wszystkim z dużego „rozchwiania
rynków zbytu”, spowodowanego skutkami globalnego
kryzysu finansowego. Wydaje się jednak, na podstawie
sygnałów płynących z rynku, że istnieje duże
prawdopodobieństwo, iż w tym roku import będzie niższy od wielkości
węgla zaimportowanego w 2009 r. Przemawiają za tym przede wszystkim
niższe zapotrzebowanie na węgiel energetyczny w Polsce oraz powoli
wzrastające (choć nierównomiernie) ceny węgla w portach
Europy Zachodniej. Ewentualny spadek importu węgla może być spowodowany
wzrastającymi trudnościami podażowymi na kierunku rosyjskim,
który to jest tradycyjnie największym importerem węgla
kamiennego do Polski, szczególnie węgla energetycznego. Z
pewnością jednak decydujące znaczenie będą miały ceny węgla w Europie
Zachodniej, a w tym przypadku wydaje się, że stopniowo będą one
wykazywać coraz większą dynamikę wzrostową.
Jan Waszczeniuk, prezes MM Group, spółki zajmującej się
importem węgla z Rosji, a także dystrybucją węgla z Polski, w
wypowiedzi dla Biuletynu Górniczego, tuż po powrocie z
Moskwy, stwierdził wręcz:
- W ocenie naszej Spółki import węgla na rok 2010 będzie o
ok. 50 – 60 proc. niższy niż zeszłoroczny ze względu na dużo
większy popyt wewnętrzny w Rosji (problemy z elektrociepłowniami) oraz
ze względu na cenę dolara.
Kwartał na plus
A zatem: czy importerzy węgla do Polski, trzymający rękę na pulsie,
mający przecież najlepsze w tej materii rozeznanie, potwierdzają, iż
wcześniejsze prognozy, wieszczące import węgla na poziomie 12 mln ton
były mocno przeszacowane? Byłby to – obok dobrych
wyników górnictwa w I kwartale ( ponad 144 mln zł
zysku netto, nie licząc tego, co wypracowała sprywatyzowana Bogdanka,
obniżenie kosztów o ponad 5 proc.), które
sygnalizują osiągnięcie w bieżącym roku 700-800 mln zł zysku, a to
oznaczałoby najlepszy od wielu lat wynik – czytelny znak, że
sektor węglowy zmierza w dobrym kierunku. Ale z prognozami jest już
tak, że z reguły nie są w 100 proc. pewne. Gdy pod koniec maja w
Zakopanem spadł śnieg, miejscowi górale tłumaczyli to tym,
że zimą śniegu było mało, więc przyroda musiała później te
braki nadrobić. Czyż – pocieszając się – nie
liczymy na to, że podobne przełożenie winno mieć miejsce
również w poczynaniach w sferze gospodarczej? Ekonomiści,
zwłaszcza ci patrzący na zjawiska gospodarcze z większym od innych
optymizmem powtarzają, że po dekoniunkturze – prędzej czy
później – musi nadejść koniunktura, pozwalająca
nadrobić to, co wcześniej utracono. Właśnie – prędzej, czy
raczej później?
|