Nr 5 - 6 (131 - 132) Maj -
Czerwiec 2006 r.
Obietnice zostały na
papierze.
Ostatnie decyzje kadrowe w
górnictwie, które podjął wiceminister gospodarki
odpowiedzialny za te sprawy, wywołały przede wszystkim zdumienie. Z
tego co wiemy, bardzo byli zdziwieni członkowie rad nadzorczych,
którzy przecież powinni być na bieżąco we wszelkich sprawach
dotyczących podległych im spółek. Zdziwienie malowało się na
twarzach lokalnych działaczy partii rządzących, z którymi nikt
tak ważnych decyzji nie konsultował.
Dymisje w takim stylu wpisują się niestety w obraz całej polityki
wiceministra gospodarki wobec górnictwa. Po pierwsze – pan
minister nie przebierając w słowach oskarża ludzi o malwersacje. Robi
to jednak w bardzo ogólnikowy sposób. Przyciśnięty przez
dziennikarzy – żadnych faktów przytoczyć nie potrafi. Ale
słowo już wyleciało, żyje własnym życiem w mediach, budując w opinii
publicznej wrażenie, iż górnictwo to jeden wielki przestępczy
układ, gniazdo patologii i nadużyć. Konfliktuje się w ten sposób
nie tylko nie-górników z górnikami, ale i cały
Śląsk z resztą Polski. A proszę pamiętać- zbliżają się wybory
samorządowe- czy obrażony przez PiS-owskiego ministra górnik i
Ślązak zagłosuje na tę partię? Można w to powątpiewać, choć przecież w
poprzednich wyborach (parlamentarnych) Pis uzyskał na Śląsku bardzo
dobry wynik.
Po drugie, popularność PiS
przed wyborami do Sejmu i Senatu wśród górników
brała się m.in. z tego, że program przyszłej polityki tej partii wobec
górnictwa był postrzegany w środowisku jako bardzo dobry, gdyż
po raz pierwszy od 15 lat została doceniona rola węgla jako paliwa i
górnictwa jako branży.
No i przyszło wielkie rozczarowanie- nadzorujący górnictwo
wiceminister całkowicie odszedł od przedwyborczych zapowiedzi swojej
partii. To co mówi na temat naszej branży to liberalizm czystej
wody: chce zwalniać ludzi, zmniejszać moce produkcyjne co w praktyce
oznacza zamykanie kolejnych kopalń. Przedwyborcze obietnice zostały na
papierze.
Minister Poncyljusz trąbi do
odwrotu, choć ludzie przecież głosowali za tym co jego partia ogłosiła
przed wyborami, także w sprawie przemysłu węglowego.
Jak tak dalej pójdzie
nikt rozsądny nie zgodzi się przyjąć nominację np. na prezesa
spółki węglowej. Dobrzy, wykształceni i doświadczeni
menadżerowie z pewnością nie. Po pierwsze będą pamiętali jak postąpiono
z ich poprzednikami, po drugie nie zechcą tyrać za niewielkie w
porównaniu z kolegami z prywatnych firm pieniądze, które
ogranicza ustawa „kominowa”.
A z czego będą żyć?
Spokojnie, praca dla dobrych menagerów górniczych jest,
np. na Ukrainie. W tym wydaniu BG piszemy o tym jak firma headhunterska
poszukuje w Polsce dyrektora kopalni, proponując na początek roczne
wynagrodzenie w wysokości …180 tys. dolarów oraz premię
do 1 mln USD. Tak, tak - okrąglutki milion dolarów za dobre
wyniki. W związku z tym zagadka: co wybierze polski specjalista od
zarządzania górnictwem:? Milion dolarów na Ukrainie, czy
tyranie na takim samym stanowisku w Polsce, ze świadomością, że w
każdej chwili można wylecieć na zbity pysk, nawet bez wytłumaczenia
dlaczego.
|