Nr 1-2 (91-92) Styczeń - Luty 2003r. | Biuletyn Górniczy |
Rozmowy Górnictwo nie jest samotną wyspą
|
Rozmowa z prof. dr hab. Markiem S. Szczepańskim, dyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i rektorem Wyższej Szkoły Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach. - Od wielu lat zajmuje się Pan badaniami, które mają na celu socjologiczną analizę zjawisk związanych z transformacją górnictwa węgla kamiennego. Jak zatem ocenia Pan sytuację tej branży i samych górników w kontekście kolejnych programów restrukturyzacyjnych? - Zacznę od następującej uwagi: jestem przeciwnikiem wydzielania z problematyki regionalnej samego górnictwa. Zawsze powtarzam, że górnictwo, używając słów poety, nie jest „ samoistną wyspą”, ani też odrębnym lądem, tylko stanowi część gospodarki województwa śląskiego. Jego przebudowa musi być więc wpisana, wkomponowana w losy całego, pięciomilionowego regionu, zdominowanego przez miasta zamieszkałe przez 2,5 mln mieszkańców. Co mnie uderza we wszystkich dotychczasowych reformach? Otóż u progu transformacji w 1989 roku mieliśmy 404 tys. osób związanych tym resortem, a w chwili obecnej w regionalnym górnictwie pracuje 142 tys. ludzi. Radykalne obniżenie zatrudnienia w branży odbyło się bez większych niepokojów społecznych, ale z uszczerbkiem prestiżowym i przede wszystkim ekonomicznym dla zawodu górnika. Konieczna jest więc zdolność do przebudowy tej części branży, która jeszcze pozostała. Trzeba na nie spojrzeć jak na bezpośredniego żywiciela ponad 140 tys. ludzi, członków ich rodzin, pracowników zakładów kooperujących. To najmarniej licząc daje liczbę 300 tys. ludzi w regionie, w którym jest już 320 tys. bezrobotnych. Powtórzę to, co powiedziałem wcześniej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. W przypadku górnictwa mamy do czynienia z ciężko chorym segmentem polskiej gospodarki, ale nadal z organizmem żywym. Dlatego nie wolno w sposób nieodpowiedzialny i koniunkturalny prowadzić na nim wiwisekcji. Ostatnie programy restrukturyzacyjne, które starannie czytałem, charakteryzowała dominacja wątków likwidacyjnych nad wątkami kreacyjnymi. Popełniono też liczne błędy socjotechniczne, psychologiczne podnoszące i tak już wysoką temperaturę w branży. Na szczęście programy poddane zostały korektom. Jakie błędy popełniono? Bez wcześniejszego, niezwykle starannego rachunku ekonomicznego i społecznego, zapowiedziano likwidację siedmiu kopalń. Nie wiadomo których i nie wiadomo w jakim tempie. Takie pomysły zupełnie burzą logiczny porządek reformowania branży. Jak trafnie powiedział jeden ze związkowców: Najpierw wycina się serce, a później czeka na dawcę. Proszę sobie wyobrazić, że zamyka się w Miedźnej Woli ruch „Czeczot” i zostawia 8200 osób w przykopalnianych blokowiskach. A przecież wielu mieszkańców jednoznacznie związało swoje losy ze stosunkowo młodą kopalnią. Jeśli tak wielka instytucja jak kopalnia upada, to nie tylko ulegają likwidacji miejsca pracy. Wówczas zanika lokalna kultura, miejscowe tradycje a także życie towarzyskie, które wokół niej było skupione. - Gdzie szukać wyjścia? - Sądzę, że należy się skupić na programie restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 2002 – 2006 z wykorzystaniem ustaw antykryzysowych i zainicjowaniem prywatyzacji niektórych kopalń. Jako socjolog oczekuję dwóch równoważnych filarów programu przebudowy: likwidacyjnego i kreacyjnego. Nie da się bowiem uchronić obecnego stanu górnictwa, choćby z tego względu, że liczba zatrudnionych w tym resorcie osób przerasta stan zatrudnienia w całym unijnym górnictwie, od Portugalii, aż do Niemiec. Aspekt kreacyjny, w sensie społecznym, jest niemniej ważny i odnosi się do tworzenia nowych, alternatywnych miejsc pracy. Oczywiście pomocne są w tym względzie wszelkiego rodzaju kursy i szkolenia, dzięki którym odchodzący z kopalń górnicy mogą się przekwalifikować oraz popularne, lecz mało skuteczne, giełdy pracy. Wiemy, że to nie rząd tworzy nowe miejsca pracy. Jego zadaniem jest natomiast kreowanie przyjaznego klimatu dla potencjalnych inwestorów z kraju i zagranicy. Służyć temu celowi mają dobre warunki podatkowe i kredytowe, jasne i spójne prawo, czyli czynniki, które przyciągną do gmin górniczych inwestorów z kraju i z zagranicy. - Ale górnictwo stoi na krawędzi ekonomicznego bankructwa, gminy górnicze straciły 230 milionów. Likwidacja kopalń lub drastyczne zmniejszenie wydobycia może doprowadzić do poważnego wzrostu bezrobocia. - Przede wszystkim należy pamiętać, że węgiel jest strategicznym surowcem dla Polski i jeszcze przez wiele lat stanowić będzie o bezpieczeństwie energetycznym państwa. Sama branża jeszcze przez dziesięciolecia żywić będzie tysiące pracowników i członków ich rodzin. Nie należy zatem stawiać górnictwa przed tak wieloma niewiadomymi. Mam na myśli chociażby wspomnianą już koncepcję likwidacji siedmiu kopalń. Najpierw należało starannie oszacować, które z kopalń są trwale nierentowne, a następnie zastanowić się, które z nich można zlikwidować ponosząc jak najmniejsze koszty ekonomiczne i społeczne. Konieczny jest przy tym stały, oparty na postawach kompromisu, dialog ze związkowcami. Z problemem restrukturyzacji górnictwa nie poradzimy sobie sami. Województwo śląskie w 2004 roku stanie się częścią Unii Europejskiej i jego gospodarka wymagała będzie wyraźniejszego niż dotychczas wsparcia z zewnątrz. Ważne, aby program restrukturyzacyjny miał nie tylko wymiar ekonomiczny, ale także społeczny, aby świadomości postawienia kolejnych tysięcy ludzi w obliczu bezrobocia powiązana była z dobrym rozeznaniem konsekwencji takiej decyzji. Pamiętajmy, że likwidacja jednego miejsca pracy w górnictwie pociąga za sobą likwidację dwóch, trzech kolejnych miejsc w zakładach i różnych firmach z nim sprzężonych. Taki proces powinien być rozłożony na lata, a pouczającym przykładem mogą być losy Zagłębia Ruhry. Tam już w 1957 roku przeprowadzono pierwszą, zaplanowaną likwidację kopalni. Ktoś już wówczas wiedział, że bliskie wyczerpania są pokłady węgla, a młodsza część załogi potrzebowała będzie nowych miejsc pracy. Wówczas przygotowano całościowy plan alokacji ludzi z tego regionu z całą podbudową socjologiczną, psychologiczną, ekonomiczną i techniczną. Całkiem niedawno uczestniczyłem w ogólnoniemieckim kongresie socjologicznym w Lipsku, współorganizując grupę problemową zajmującą się starymi regionami przemysłowymi. Rozmawiałem na ten temat z kolegami zza Łaby, którzy wyjaśniali, że po 45 latach przebudowa Zagłębia Ruhry nie jest zakończona, że proces transformacji nadal trwa, i że oprócz spektakularnych sukcesów ponoszono również porażki. - Co należy uczynić, by górnikom stworzyć szansę na godne życie poza kopalnią i zachęcić ich do inwestowania w wykształcenie, którego poziom pozostawia wiele do życzenia? - Wyniki prowadzonych przeze mnie badań socjologicznych, dotyczące m.in. poziomu wykształcenia wśród górników, nie budzą optymizmu. Ten stan rzeczy obrazują konkretne liczby. Otóż wykształcenie niepełne podstawowe, podstawowe i zasadnicze ma około 80 proc. górników, zaś na drugim krańcu znajdują się ludzie z wykształceniem wyższym, stanowiący 4 proc. Trudno zatem od ludzi z tak niskim wykształceniem, pracujących przez lata pod ziemią, wymagać aby nagle poznali twarde zasady gry wolnorynkowej i zakładali dobrze prosperujące firmy. Osoby takie niezbyt garną się do kontynuowania nauki, podnoszenia kwalifikacji, a już tym bardziej zmiany zawodu. Natomiast należy zwrócić uwagę na bardzo istotny fakt. Otóż nawet najgorzej wykształceni górnicy pragną wyższego wykształcenia dla swoich dzieci, nawet bardziej dla córek niż synów. Wykształcenie, oprócz innych pozytywów, stało się bowiem elementem posagowym. To bardzo mądre i perspektywiczne myślenie, które socjolodzy coraz częściej dostrzegają w kolejnych badaniach dotyczących tego środowiska. Przy każdej okazji podkreślam, że w procesie przerywania międzypokoleniowego przekazu zawodu i wykształcenia musi zaistnieć „szekspirowskie zdarzenie”. Tak jak w „Makbecie”- las podszedł pod zamek, tak szkoła musi przyjść pod dom robotnika. Dzieciom górników musimy stworzyć szansę studiowania. Niechaj gminy tworzą wyższe szkoły, biorąc przykład z Tychów. W Wyższej Szkole Zarządzania i Nauk Społecznych, której założycielem jest gmina, studiuje już spora grupa dzieci wywodzących się właśnie z rodzin typowo górniczych. Górnicy zdają sobie sprawę, że załamał się stereotyp śląskiej rodziny, w której chłop „ robi na grubie”, a żona dba o dom i wychowanie dzieci. Kiedyś na 100 kobiet, żon górników zawodowo pracowało zaledwie 29. W chwili obecnej, jak wynika z naszych sondaży, liczba ta wzrosła do 50. - Wokół górnictwa od lat panuje nieprzychylna atmosfera, która tworzą również media. Trudno się zatem dziwić, że górnicy czują się zagrożeni i niepewni jutra, obawiając się utraty swych „symboli”, o które walczyły całe pokolenia ludzi węgla. Jak pan ocenia tę sytuację? - To prawda, zawód ten stawiany był ongiś na piedestale. Najwięcej szkody wyrządził mu fatalny okres realnego socjalizmu z talonami, specjalnymi sklepami i tanimi wczasami. Jednak górnictwo węgla kamiennego, liczące ponad 200 lat, stanowi ważną cząstkę naszej narodowej kultury, zaś ludzie z nim związani wykonują ciężką, wyniszczającą pracę w bardzo trudnych warunkach. Należy przywrócić temu zawodowi, jakże symbolicznemu dla regionu górnośląskiego, należny mu prestiż i pamiętać, że jeszcze przez kilka dekad będzie ono zapewniało codzienną egzystencję tysiącom rodzin. Dziękuję za rozmowę Rozmawiała: Mira Borkiewicz |
NA POCZĄTEK POWRÓT STRONA GŁÓWNA |