GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 3-4 (69-70) Marzec - Kwiecień 2001 Biuletyn Górniczy 

KWK "Polska - Wirek"

Z dna na wierzchołek


Jeszcze niespełna trzy lata temu kopalnia "Polska-Wirek" swoimi kiepskimi wynikami ciągnęła w dół nie tylko Rudzką Spółkę Węglową SA, lecz wlokła się w samym ogonie branżowego rankingu. Widmo jej likwidacji było więc wyczuwalne zgoła namacalnie. I oto w roku ubiegłym zakład wspiął się na sam wierzchołek sektorowej drabiny, zaskakując zdumiewającymi postępami i trzecią lokatą wśród najlepszych polskich kopalń węgla kamiennego.

W tamtym nadzwyczaj "chudym" 1998 roku wynik finansowy brutto "Polski-Wirka" deprymował deficytem 111 mln złotych. W akumulacji "na węglu" odstręczał minusem 38 złotych na każdej tonie. Na to zniechęcające położenie ekonomiczne nakładało się iskrzenie wśród załogi, związane z systematycznym "gaszeniem" produkcji w dawnej "Polsce" i flancowaniem ludzi ze Świętochłowic do Rudy Śląskiej. Ba, w przypadku "Polski-Wirka"

scalanie tutejszej załogi

można wręcz porównywać z poruszaniem się pośród swoistej wieży Babel, albowiem zatrudnieniowa restrukturyzacja w obrębie RSW SA zrazu przygnała do tego zakładu także górników z likwidowanej "Barbary-Chorzów", a potem z "Siemianowic". - Dziś mamy jedną załogę - stwierdza dyrektor kopalni "Polska-Wirek", Józef Skrzypczak. W tym spostrzeżeniu pobrzmiewa przekonanie, że ów adaptacyjny proces dobiegł końca, że dawne antagonizmy i niechęci już się rozpłynęły, że zupełnie drugorzędną stała się kwestia, kto jest skąd.
Wprawdzie w dyrektorskim fotelu Józef Skrzypczak zasiadł dopiero w lipcu ub. r., niemniej rudzką kopalnię zna od jedenastu lat, odkąd, począwszy od sztygara zmianowego, zaczął się tu wspinać po kolejnych szczeblach profesjonalnej kariery. Jednak ta zmiana roli - wyznaje szczerze - wymagała przyobleczenia się w nową skórę: z typowego "ruchowca" w bardziej ekonomistę i menedżera.
Dyrektor przyznaje, że, kiedy przed dziesięciu miesiącami zadomowił się w najważniejszym gabinecie, w "Polsce-Wirku" pomału szło już wyraźnie ku lepszemu. Utrwalanie tej tendencji definiuje lapidarnie: dbałość o przychody i pilnowanie kosztów.
Tak więc w dobrym 2000 r. kopalnia sprzedała prawie 2,2 mln ton węgla, czyli o 154 tys. ton więcej, niż rok przedtem. Zarazem z 35,6 do 44,3 proc. wzrósł udział eksportu. Ta ostatnia okoliczność, wydawałoby się, nie jest pomyślna, acz - jak zapewnia dyrektor Skrzypczak - stosowana w RSW SA, zobiektywizowana cena rozliczeniowa powoduje, że wszystkie kopalnie spółki grają według sprawiedliwych reguł. Tak więc ubiegłoroczna średnia cena zbytu sięgnęła w "Polsce-Wirku" 119,27 złotych za tonę i, w porównaniu do roku poprzedniego, była atrakcyjniejsza o 4,64 złotych. Przy jednoczesnym poważnym miarkowaniu kosztów akumulacja "na węglu" cieszyła wreszcie w ub. r. plusem nieco ponad 25 złotych na tonie. Przypomnijmy: po 38 złotych "do tyłu" w 1998 r. i prawie 15 złotych "na minusie" w 1999 r. był to więc

przełomowy sukces.

Nadawanie prymatu sprzedaży nad produkcją jest zwłaszcza widoczne gołym okiem w ostatnich miesiącach. Oto w połowie kwietnia dyrektor Skrzypczak zacierał ręce, że całość bieżącej produkcji od razu trafia do kupców. Ba, w konsekwencji przywiązania do rynkowej orientacji różnica między wydobyciem a sprzedażą stopniała od początku roku do raptem 6 700 ton, czyli - ujmując rzecz obrazowo - raptem trzech mniej więcej pełnych pociągów węgla. Ubiegłoroczne powodzenie zakładu Skrzypczak łączy również z restrukturyzacją kopalni i uproszczeniem jej struktury. Właściwie od początku listopada ub. r. "Polska-Wirek" rozprzestrzenia się wyłącznie na 7,8 km kw. obszaru górniczego byłej kopalni "Nowy Wirek".
Gaszeniu produkcji w schyłkowym rejonie "Polska" - w trzech ostatnich latach eksploatacja hulała tam w jednej tylko ścianie podsadzkowej - towarzyszyło rabowanie i tamowanie wyrobisk podziemnych oraz likwidacja zbędnych obiektów i urządzeń na powierzchni. Zarazem sprzedaż użytecznej spuścizny po świętochłowickim zakładzie (grunty, nieruchomości), bądź przekazywanie jej w części gminom za stare zobowiązania, sprzyjało majątkowej restrukturyzacji kopalni. Ten proces właściwie dobiegł już końca i w gruncie rzeczy ślad po "Polsce" pozostaje dziś przede wszystkim w kronikach i w nazwie rudzkiej kopalni. Owszem, likwidacja świętochłowickiego rejonu w poważnej części była finansowana z budżetowych pieniędzy, niemniej ta państwowa kroplówka nie pokrywała w całości rzeczywistych kosztów, jakie trzeba było ponieść. Tak więc ostateczne odcięcie wiana po "Polsce" natychmiast stało się zauważalne w kopalnianej buchalterii w postaci coraz lepszych wyników.
Dobroczynny wpływ ma również na pewno postępująca

koncentracja produkcji.

Aktualnie eksploatację w "Polsce-Wirku" prowadzi się w, średnio biorąc, 3,5 ścianach. W poprzednich latach w grę wchodziło na ogół 5-6 ścian. Dyrektor Józef Skrzypczak akcentuje zauważalny wzrost wydajności: ogólna sięga w tym roku prawie 3,8 tony na pracownika, zaś dołowa - przeszło 6,8 ton "na głowę".
Jest rzeczą powszechnie znaną, że największą pozycją kosztów w górnictwie węgla kamiennego jest cena pracy. W ub. r. kopalnia "Polska-Wirek" zatrudniała 2846 osób, w tym 2232 na dole. Rok wcześniej - odpowiednio - 3110 i 2426 osób. Z końcem kwietnia br. załoga liczyła 2810 osób, w tym 1928 w grupie pracowników dołowych. W ocenie dyrektora Skrzypczaka jej obecny stan jest już zatrudnieniem racjonalnym. Natomiast - dodaje od razu - dalszych korekt wciąż domaga się struktura zatrudnienia, tak, aby poprawić proporcje na rzecz robotników dołowych.
- Zdobycie trzeciego z kolei tytułu "Kopalni roku" było najtrudniejsze, ponieważ część śląskich kopalń - swoimi coraz lepszymi wynikami - zdecydowanie zaczęła już deptać nam po piętach - komentował w lutym br. przetasowania w sektorowym szyku Stanisław Stachowicz, prezes Zarządu "Bogdanki" SA. I bodaj przede wszystkim miał na myśli zdumiewającą ekspansję i postępy "Polski-Wirka".

Wojciech Zbieg Pióro


NA POCZĄTEK   POWRÓT   STRONA GŁÓWNA
Opracowanie: oho! Internet (C) Bytom 1997 - 2001