GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 9-10 (63-64) Wrzesień-Pażdziernik 2000 Biuletyn Górniczy 

Brakuje koksu

Jak wykorzystać koniunkturę


Widoki dla polskiego koksu są w najbliższych latach doskonałe – pilnie potrzebują go kraje Unii Europejskiej. Jednak u nas pojawił się problem produkcji węgla ortokoksowego.

- Brakuje koksu.... Przyszło już do tego, że aby liczyć na jakąkolwiek dodatkową dostawę, trzeba mieć super znajomości. Przekonali się o tym hutnicy z Trzyńca, daremnie kołacząc u polskich wytwórców o 10 tys. ton tego paliwa - konstatuje, wolący zachować anonimowość, znawca tego rynku.
Dla wzmocnienia swojej argumentacji cytuje fragment artykułu "Węgiel kamienny w Niemczech", wydrukowanego w tamtejszym specjalistycznym periodyku. Z artykułu wynika, iż nasi zachodni sąsiedzi przede wszystkim importem z Polski chcą uzupełniać własny niedobór. - Jeśli nie zdołamy sprostać temu zadaniu i nie wykorzystamy sprzyjającej koniunktury - komentuje mój rozmówca - to musimy pamiętać, że na Zachodzie nową koksownię można zbudować w niespełna dwa lata.
- Rosnący popyt na koks hutniczy - potwierdza Wojciech Kaczmarek, wiceprezes zarządu i dyrektor ds. produkcji w Koksowni Zdzieszowice - pojawił się we wrześniu ub. roku i jest, rzekłbym, w fazie rozwoju. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można się spodziewać, że w ciągu dwunastu najbliższych miesięcy, a nawet w dalszej perspektywie ów pozytywny trend powinien się utrzymywać. Trzeba zatem zrobić wszystko, aby wykorzystać koniunkturę.
Cóż takiego się zdarzyło? Generalnie rzecz biorąc można zaobserwować, że na świecie produkcja koksu zauważalnie spada i pomału rysuje się prymat wytwórcy nad konsumentem tego paliwa. Józef Mielnikiewicz, prezes Zarządu Polskiego Koksu SA tłumaczy tę woltę zachowaniami chińskiego zwłaszcza potentata w produkcji i eksporcie. Chiny - oprócz 117 mln ton zużywanych na własne potrzeby - jeszcze w 1998 r. syciły światowy rynek 11,5 mln ton koksu. W roku ubiegłym i bieżącym owa ekspansja - przy wyraźnie słabnącej tendencji - jeszcze utrzymywała się na poziomie 10 mln ton, ale w perspektywie 2005 r. ma stopnieć do 5 mln ton. Dzieje się tak w konsekwencji ograniczania w tym kraju produkcji tzw. koksu ulowego - z 48 mln ton jeszcze w 1998 r. do 15 mln w roku bieżącym, z dalszą tendencją spadkową. Rzecz w tym, że obok stosowania klasycznych technologii, Chińczycy wytwarzają koks ulowy, notabene pierwszorzędnej jakości, w niesłychanie prymitywnych warunkach, w "dymarkowych" zgoła bateriach, gdzie proces suchej destylacji poprzedza udeptywanie węgla żołnierskimi buciorami. Tak uzyskany produkt jest wprawdzie nadzwyczaj tani, lecz sposób jego wytwarzania łączy się z prawdziwym horrorem dla środowiska. A że Państwo Środka nie może pozostawać dziś obojętne na proekologiczną presję otaczającego je świata, następuje zauważalny zmierzch produkcji koksu ulowego. Tym samym zelżała w Europie mordercza konkurencja trójkąta ARA (portów w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii), zalewanego dotąd tanim koksem hutniczym z Chin. Na zjawisko to nałożył się wzrost cen ropy naftowej, której podestylacyjne pozostałości także są zdatne do wytwarzania tego paliwa. Prezes Mielnikiewicz prognozuje, że widoki dla polskiego koksu w krajach Unii Europejskiej są w najbliższych latach doskonałe.
Doskonałe, o ile zdołamy wykorzystać atuty renty geograficznej. Bo oto, po kłopocie nadprodukcji, pojawił się problem deficytu węgla ortokoksowego (typu 35), zwanego też wielkopiecowym lub hutniczym. Szacunki rozmiarów tego niedoboru są rozbieżne. Mówi się o braku 600-800 tys. ton, ale też 1,5-2 mln ton. Dyrektor Kaczmarek potwierdza wprawdzie spory niedostatek węgla typu 35 na krajowym rynku, lecz nie ulega jakiemukolwiek defetyzmowi. - Brakuje nam kilkanaście tys. ton w skali miesiąca - tłumaczy - co, przy zużyciu w tym czasie mniej więcej 400 tys. ton, nie jest deficytem aż tak bardzo dotkliwym. Zdzieszowice wykorzystują swoje zdolności produkcyjne w 90 proc. i przeszło połowę wytwarzanego tu koksu "połyka" Huta Katowice.
Andrzej Warzecha, dyrektor Zakładów Koksowniczych "Przyjaźń" w Dąbrowie Górniczej akcentuje, iż ceni sobie partnerską współpracę z producentami węgla i nie chciałby, by to, co powie zwarzyło te relacje. - Cóż, każda ze stron - rozkłada ręce - ma swoje trudne problemy. Ale także potwierdza, że od kilku miesięcy "Przyjaźń" ma nie lada kłopoty z zaopatrywaniem się w węgiel koksowy. Najgorzej rzecz wyglądała w lipcu i sierpniu, kiedy szczególnie niski poziom dostaw zagrażał wręcz technologicznemu bezpieczeństwu zakładu. Mimo większej pewności i rytmiczności dostaw od września "Przyjaźń" nadal wykorzystuje swe zdolności produkcyjne w ledwie 80 proc. Jedynym powodem jest niedobór węgla. Warzecha wyjaśnia, iż jego firma przekracza próg rentowności dopiero wtedy, kiedy wykorzystuje swoje zdolności produkcyjne przynajmniej w 86 procentach. W grę wchodzi kilka raptem procent deficytu, niemniej do końca br. próżno liczyć na większe dostawy węgla koksowego od krajowych producentów. - Problem dodatkowo komplikuje prawda, że stosowany u nas system technologiczny wytwarzania koksu, oparty na suchym chłodzeniu, wymaga przewagi w mieszance węgli wysokiej jakości typu 35, którego brak na rynku jest szczególnie dotkliwy. – dodaje. - Jesteśmy w stanie przyjąć, przerobić i niemal od ręki sprzedać każdą ilość węgla koksowego w ramach naszych zdolności produkcyjnych. Dyrektor liczy, że pocieszające zapewnienia górniczych dostawców o poprawie sytuacji od stycznia nie pozostaną jedynie deklaracjami.
Bywało, że w Polsce produkowaliśmy 19-20 mln ton koksu rocznie. W roku ubiegłym ilość ta stopniała do 9-10 mln ton. W tym roku poziom produkcji ma sięgnąć mniej więcej 9-9,2 mln ton, przy eksporcie większym o 500-600 tys. ton niż w 1999 r. Pesymiści mówią jednak o ledwie 7 mln ton. Doprawdy trudno o klarowny obraz rzeczy. Mielnikiewicz szacuje, że rynek krajowy potrzebuje około 5 mln ton koksu, w tym 3,5 mln ton hutniczego i resztę opałowego.
Jedynym w gruncie rzeczy producentem węgla koksowego typu 35 jest Jastrzębska Spółka Węglowa SA. W ub. r. dostarczyła krajowym kupcom niewiele ponad 5 mln ton tego gatunku, natomiast przeszło 7 mln ton poszło na eksport. W tym roku proporcje wyraźnie się odwróciły. Przy łącznej produkcji, która ma sięgnąć około 11 mln ton, aż 7 mln ton mają połknąć krajowi konsumenci, zaś tylko 4 mln - zagraniczni kontrahenci.
Leszek Jarno, prezes Zarządu JSW SA traktuje jako zgoła absurdalne pytanie o to, czy decyzja o likwidacji "Morcinka" nie była jednak przedwczesna, acz przyznaje, że ostatnio jest mu zadawane coraz częściej. Tłumaczy, że trwająca od kilku miesięcy hossa na węgiel koksowy nie rokuje aż tak lukratywnych zysków, by mogły sugerować rewizję tamtego postanowienia. Rozmiary ekonomicznego niepowodzenia kaczyckiego zakładu były na tyle przygnębiające, że stawianie pytania o sens jego likwidacji jest jałową zupełnie spekulacją.
- Owszem - powiada Wacław Będkowski, zastępca dyrektora Biura Marketingu i Jakości Węgla w JSW SA - nie rozporządzamy zapasami węgla ortokoksowego, ani też nie mają ich koksownie. Sądząc po wzrastającym od drugiej połowy ub. r. popycie, być może moglibyśmy sprzedać 1 mln, a nawet 1,5 mln ton więcej. Ale w tym roku karty zostały już rozdane. Ów popytowy pasjans na 2000 r. układano w Jastrzębiu według dwojakiej prognozy. Zewnętrzna sugerowała, że krajowi kupcy wezmą około 6 mln ton. Jastrzębianie, lepiej widać odczytując sygnały rynku, zakontraktowali 7,1 mln ton. - I tej wielkości - mówi dyrektor Będkowski - spółka sprosta. Teraz gra idzie o przyszły rok. Liczymy się z zaspokojeniem popytu na 8,5 mln ton i sądzimy, że ta ilość ukontentuje krajowych odbiorców. Gdyby się zdarzyło, że głód będzie większy, to trzeba zrewidować najmniej atrakcyjne zamówienia zagraniczne. Oczywiście, nie pod wpływem chimerycznych obstalunków, lecz obwarowanych wieloletnimi kontraktami perspektywicznych zamówień.
W perspektywie 2-3 lat węglowo-koksowe klocki uda się pewnie jakoś roztropnie poukładać. Na dalsze 10-15 lat widoki są już dość mgliste. Prezes Józef Mielnikiewicz uważa, że utrzymywanie zdolności produkcyjnych polskich wytwórców koksu na poziome około 9,5-10 mln ton rocznie jest racjonalne. Ale, aby tak było trzeba wydać na modernizację koksowni niebagatelny grosz. Jest mało prawdopodobne, by sprostały temu koksownie z zysku uzyskanego z podstawowej działalności.

Józef Dziekan Pióro


NA POCZĄTEK   POWRÓT   STRONA GŁÓWNA
Opracowanie: oho! Internet (C) Bytom 1997, 1998, 1999, 2000