GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 6(48) Czerwiec 1999 Biuletyn Górniczy 

80 LAT KRAKOWSKIEJ AGH

OD NAS SIĘ ZACZĘŁO


Rozmowa z profesorem dr hab. inż. Antonim Tajdusiem,
dziekanem Wydziału Górniczego Akademii Górniczo -Hutniczej w Krakowie

- Panie Dziekanie, czy w czerwcu 1999 roku, może Pan z czystym sumieniem namawiać młodych ludzi do podjęcia studiów na Wydziale Górniczym AGH. Przecież codzienny przegląd prasy to nieustanna antyreklama wiązania swojej przyszłości z górnictwem.

- Na szczęście zainteresowani bardziej wierzą naszym informacjom, niż kakofonii płynącej z mediów. Od pierwszej chwili objęcia funkcji dziekana tego wydziału zdawałem sobie sprawę, że tradycyjnie pojmowane górnictwo, czyli węglowe, będzie się kurczyło, co znajdzie zapewne odzwierciedlenie w zmniejszeniu zapotrzebowania na kadrę. I dość paradoksalnie, pierwszą decyzją, którą podjąłem było wprowadzenie egzaminów wstępnych na nasz wydział, bo z rozważań nad sposobem dostosowania się do zachodzących zmian wyłonił się wniosek, że obronimy się jako wydział tylko wtedy, gdy będziemy mieli wysoki poziom nauczania i odpowiednio wysoko postawione progi naboru na studia.
Duże wymagania stawiamy zarówno naszym wykładowcom jak i studentom, gdyż konsekwentnie realizujemy zasadę, że po ukończeniu naszych studiów, młody człowiek musi być wszechstronnie przygotowany do samodzielnej pracy i to w trzech aspektach: kwalifikacji zawodowych, umiejętności współpracy z komputerami i biegłej znajomości przynajmniej jednego języka obcego.
Nasza pracownia komputerowa jest czynna od rana do wieczora, a jej wyposażenie odpowiada aktualnemu poziomowi informatyki użytkowej na uczelniach wyższych i stosowanej obecnie w przemyśle górniczym. Natomiast przydatność nauki języków obcych studenci odczuwają niemal na własnej skórze, gdy z powodu braku znajomości języka nie możemy wykorzystać wszystkich zaproszeń na praktyki zagraniczne. W zeszłym roku mieliśmy na przykład 100 zaproszeń na praktyki do Niemiec, ale pojechało tylko 30 osób - z powodu braku znajomości języka. W tym roku wysyłamy już 100 osób...
Uważam, że absolwent z takim wyposażeniem jakie mu dajemy poradzi sobie wszędzie, tak w górnictwie węglowym jak i w każdym miejscu, gdzie jego wysokie kwalifikacje będą potrzebne. Jakość kształcenia jest naszym zasadniczym priorytetem i atutem. Jesteśmy uczelnią, która patrzy na górnictwo bardzo szeroko i to z dwóch bardzo istotnych powodów, nawzajem dopełniających się: po pierwsze - od kilku lat wiadomo, że z samego górnictwa węglowego wydział górniczy "nie wyżyje", a po drugie - nasza gospodarka będzie rozszerzała ofertę dla pracowników z kwalifikacjami górniczymi, ale w innych przemysłach i dziedzinach, niż wielki przemysł węglowy. Prognozy te spełniają się bardzo dokładnie, wyraźnie zmniejsza się zapotrzebowanie na węgiel, choć będzie on nadal w 90 procentach źródłem wytwarzania energii elektrycznej, bo w najbliższych latach nie zastąpi go żadne inne paliwo. A przecież mamy jeszcze miedź, siarkę, ołów i sól, których wydobycie w różnych okresach będzie na różnych poziomach, ale będzie potrzebne zawsze!
Jednak największym atutem naszego wydziału jest górnictwo odkrywkowe. Jesteśmy uczelnią, która ma ogromne możliwości w tym zakresie, co przyda się już niebawem, gdy wystartuje budowa autostrad i ocknie się budownictwo mieszkaniowe. W tym momencie ruszy eksploatacja różnych odkrywek, wydobywających surowce pospolite, takie jak piaski, żwiry i glina, a więc te materiały, których potrzebuje budownictwo drogowe i mieszkaniowe. W tych małych zakładach, nie twierdzę, że we wszystkich, ale w większości na pewno, potrzebni będą fachowcy górniczy. A skoro tych małych odkrywek jest 2750, zaś z zapisu w prawie geologiczno - górniczym (o czym mało kto mówi) wynika, że ich działalność poddana jest kontroli państwowego nadzoru górniczego, to muszą tam pracować fachowcy nie tylko z kwalifikacjami, ale i z uprawnieniami górniczymi.
Wszystko to gwarantujemy naszym studentom i dlatego z taką pewnością twierdzimy, że znajdą oni pracę. Do tej pory tego rodzaju odkrywki mógł prowadzić praktycznie każdy, natomiast od momentu poddania ich nadzorowi urzędów górniczych - potrzebni będą fachowcy z uprawnieniami. Jeżeli nawet w połowie z nich potrzebny będzie jeden inżynier - górnik, a nasz wydział kształci ich rocznie około 100, to na ile lat mamy pracy?

- Program budowy autostrad, rozwój budownictwa mieszkaniowego, czy inne programy unowocześniania naszego kraju i jego gospodarki to jednak ciągle przyszłość odległa co najmniej o kilka lat. A my żyjemy tu i teraz, młodzi ludzie muszą decydować już dziś, co z sobą zrobią, a na horyzoncie mają rządowy projekt częściowej płatności za studia. Czy nie obawia się Pan, że także Wasza akademia odczuje skutki tego, na razie jeszcze projektu?

- Nie sądzę, aby pomysł ten wyszedł poza fazę projektu. Większość wyższych uczelni w Polsce oceniła go bardzo krytycznie, bo jesteśmy zbyt biednym krajem, aby pozwalać sobie na tak ryzykowne eksperymenty, grożące załamaniem się szans rozwojowych kraju. Kto ma pieniądze, ten od dawna wysyła swoje dzieci do uczelni zagranicznych, bo w ten sposób kupuje dla nich nie tylko wiedzę, ale i inny pułap startu, wynikający z nazwy i rangi uczelni. W Polsce nie mamy jeszcze obiektywnego rankingu jakości uczelni, więc trudno wymagać opłat za niezweryfikowane usługi edukacyjne.
Jest jednak ważniejszy powód sprzeciwu środowisk akademickich, które najlepiej wiedzą, że w przypadku wielu młodych ludzi dopiero wiedza zdobyta na uczelni otwiera ich horyzont i budzi aspiracje, które w innych okolicznościach pozostałyby uśpione. Moim zdaniem najwyższym interesem państwa jest skrzętne budzenie i gromadzenie tych wartości, bo bez ludzi wykształconych Polsce grozi zepchnięcie do krajów Trzeciego Świata.

- Zatem nie boi się Pan, że zmiany zachodzące zarówno w górnictwie węglowym jak i w całej gospodarce kraju, a zwłaszcza lansowanie tezy, że miarą nowoczesności gospodarki jest odejście od gospodarki surowcowej, mogą zmniejszyć zainteresowanie studiami na AGH?

- Mógłbym odpowiedzieć, że Akademia Górniczo - Hutnicza to 80 lat dostosowywania się do realiów gospodarczych kraju - i na tym zakończyć przekonywanie nieprzekonanych. Jednak schodząc z tej patetycznej nuty, przytoczę argument najbardziej miarodajny, a mianowicie fakt, że do tej pory ani jeden absolwent naszego wydziału nie został bez pracy. Czy to nie wystarczy? Polskie górnictwo węglowe, to podziemne, pomimo swojego ogromnego potencjału stanowi tylko 30 procent górnictwa krajowego, oceniając pod względem wielkości wydobycia. Cała reszta to górnictwo węgla brunatnego i surowców mineralnych, które pozostaną produktem wyjściowym bez względu na poziom nowoczesności technologii ich przetwarzania.
Z przykrością dostrzegam zjawisko zawężania przez media problemów polskiego górnictwa do podziemnego górnictwa węglowego. I automatycznego przenoszenia kłopotów z jego restrukturyzacją na uczelnię, która ma przecież zdecydowanie szersze zadania. Zostawmy więc ten stereotyp jego własnemu losowi.

- Jednym z elementów rządowej reformy tego przemysłu jest Górniczy Pakiet Socjalny. Za jego sprawą odeszli i nadal odchodzą z kadry dozoru ruchu pracownicy najbardziej wartościowi, bo łączący kwalifikacje z doświadczeniem, albo odważni, młodzi fachowcy, którzy biorą odprawę na dobry początek w innym miejscu. Czy słyszał Pan już opinie, że w górnictwie węgla kamiennego może pojawić się problem braku fachowców?

- Mamy takie sygnały i to jest jeszcze jeden paradoks tej reformy.
Nikt nie kwestionuje potrzeby przekształcenia tego przemysłu, ale ja mam trochę inną wizję restrukturyzacji górnictwa. Obecna reforma poszła głównie w kierunku maksymalnego zmniejszenia zatrudnienia, a to powinien być tylko jeden z jej elementów i nie tak radykalny. Natomiast, moim oczywiście zdaniem, początkiem reformy powinna być rzetelna "wycena" kopalń, to znaczy uporządkowanie ich w kolejności od pierwszej do ostatniej pozycji. Podstawą tej wyceny powinno być kilka zasadniczych kryteriów: na pierwszym miejscu zasoby, ich udostępnienie i jakość, następnie kadra, itd. Po takim uszeregowaniu można podejmować zracjonalizowane i obiektywne decyzje o zamykaniu poszczególnych kopalń, ale dostosowane do przewidywanego poziomu wydobycia całego przemysłu wydobywczego. A więc, kiedy oceniam, że kraj potrzebuje 90 mln ton węgla - to wydobycie prowadzą tylko te kopalnie, które dają tę produkcję w sposób najbardziej rentowny. Powiedzmy że jest to około 45 z 62 czynnych obecnie. O losie pozostałych, czyli powiedzmy 17 kopalń, przesądza ich kondycja i szanse w przyszłości. Jeśli są - kopalnie zostają "zamrożone", co oznacza ograniczenie produkcji do minimum lub zatrzymanie ich w ten sposób, aby można było wrócić do ich eksploatacji na przykład za 10 lat, gdy skonsumowane zostaną zasoby w kopalniach czynnych. Wszystkie pozostałe, nie mające żadnej przyszłości, muszą być zlikwidowane i na to zadanie powinny iść całe pieniądze z budżetu państwa.
Bo co się wtedy dzieje: oto rozwiązujemy dwa problemy jednym kosztem - kończą swój żywot zakłady a zarazem znika samobójczy układ spowodowany nadmierną produkcją węgla. Moim zdaniem liczba pracowników zatrudnionych w górnictwie nie jest jedynym problemem, bo kwestią co najmniej tej samej rangi jest poziom wydobycia. Jeśli podaż przewyższa popyt, to trzeba podjąć decyzje o wyłączeniu z produkcji tych kopalń, które mają najmniejsze szanse. W ten sposób chronimy te najzdrowsze kopalnie przed wyniszczeniem, spowodowanym spadkiem cen węgla. Naturalny mechanizm rynkowy w przypadku górnictwa przypomina wyścig australijski. Najpierw powinno wykonać się cięcia chirurgiczne - obciąć elementy rokujące najmniejsze szanse, aby mógł przeżyć cały organizm. I dopiero wtedy można mówić o samoregulującym się rynku. Jedną z konsekwencji restrukturyzacji górnictwa jest objęcie pakietem socjalnym pracowników wszystkich kopalń. Moim zdaniem powinien on być w pierwszej kolejności dla pracowników kopalń likwidowanych, wtedy nie zabrakłoby tak prędko pieniędzy na odprawy GPS, a poza tym uzyskalibyśmy już zapewne efekt w postaci zlikwidowanych mocy wydobywczych.
W tej chwili nikt nie chce dostrzec dalekosiężnych skutków tak realizowanego programu restrukturyzacji, jego wpływu na dezintegrację środowisk społecznych powstałych wokół kopalń. Ja jestem człowiekiem gór i długo nie rozumiałem Ślązaków. Ale z biegiem lat poznawałem ich i szanuję to, co potrafili stworzyć wokół swoich zakładów pracy - przede wszystkim atmosferę szacunku do pracy, zdolność do kooperacji na różnych płaszczyznach, nie tylko w kopalni, ale i życiu sąsiedzkim. Powstawały chóry, orkiestry, stowarzyszenia kulturalne i sportowe, czyli to wszystko co tworzy małą ojczyznę.
Obawiam się, że zmiany zachodzące obecnie zniszczą te tradycje, z wielką szkodą dla naszego życia społecznego. Chwasty plenią się bujniej niż rośliny uprawne, także w stosunkach społecznych.
I ostatnia refleksja, bardzo już osobista. Otóż cierpnie mi skóra, gdy w środkach masowego przekazu słyszę oskarżenia pod adresem górników, ludzi naprawdę ciężko pracujących, za wcale nie tak duże pieniądze, że są na garnuszku podatnika, że marnotrawnie gospodarują, bo ciągle państwo do nich dopłaca i najlepiej byłoby, gdyby Polska zamknęła wszystkie kopalnie na kłódkę, bo przecież tani węgiel możemy kupić na przykład od Australii. Mam wtedy wrażenie, że za chwilę ujrzę gościa z brzytwą w ręku, a w pobliżu nie ma policji ani sanitariuszy...
Przecież każda spółka węglowa kupuje urządzenia, materiały i usługi w setkach firm i przedsiębiorstw w całej Polsce, a bezpieczeństwo energetyczne kraju nie jest pustym pojęciem, nawet w dobie tak dużej integracji gospodarczej.
Popatrzmy jak polskie państwo obchodziło się z tym przemysłem przed wojną. Znam dokumenty z czasów Józefa Piłsudskiego, do których nikt się dziś nie odwołuje, a są przykładem polityki państwa wobec górnictwa węglowego. Opierała się ona na dwu filarach: po pierwsze - administracyjnie ustalono poziom ceny minimalnej węgla, gwarantującej oczywiście rentowność tej produkcji, a po drugie - ustanowiono system dystrybucji węgla, czyli jego rozdziału, gwarantując w ten sposób ujednoliconą cenę węgla w różnych częściach Polski. Po prostu przed wojną transport węgla był dotowany przez państwo. Czy ten pomysł marszałka Piłsudskiego odważy się ktoś dzisiaj przypomnieć? Nie, bo wtedy trzeba byłoby publicznie przyznać, że górnictwo dotuje kolej, skoro koszt przewozu tony węgla z południa Polski do portów na wybrzeżu wynosi około 13,5 dolara...

- Czyli niemal dwa razy tyle ile transport morski z Południowej Afryki?!

- Tak! I dlatego bardzo łatwo byłoby nawet jedną decyzją zwiększyć rentowność naszego górnictwa. Po prostu zmniejszyć koszt przewozu węgla do połowy obecnej ceny, a drugą połowę pokryć z dotacji. Sytuacja byłaby od razu bardziej jasna i czytelna, dzięki pokazaniu, kto z czego i kogo żyje. Dziś mówi się, że górnictwo węglowe jest deficytowe, a tak naprawdę można powiedzieć, że to polskie koleje są deficytowe. Na przemyśle węglowym eksperymentuje się już od kilku dobrych lat, ale nic nie robi się dla uzdrowienia otoczenia, w którym ono funkcjonuje.
Niedawno przeczytałem, że Czesi wybrali sobie porty tranzytowe nad Morzem Czarnym i Śródziemnym, chociaż Bałtyk mają najbliżej. No tak, ale Odra jest żeglowna tylko przez 2 miesiące w roku i prawie nic się nie robi , aby ten stan rzeczy zmienić. Czyż nie jest to prawdziwe marnotrawstwo? Ja cały czas czekam, że może wreszcie ktoś z polityków spojrzy na tę sytuację kompleksowo i odważy się krzyknąć: panowie, król jest nagi!

- I mimo tego wszystkiego nadal jest Pan gotów namawiać młodych ludzi do studiowania na Wydziale Górniczym AGH?

- Właśnie tutaj trzeba patrzeć w sposób perspektywiczny, bo przecież dzisiejszy student będzie absolwentem za 5 lat, a za kolejne 5 lat - będzie pełnowartościowym członkiem kadry kierowniczej kopalni. Studia górnicze są studiami bardzo trudnymi, sprawność na naszym wydziale wynosi 60 procent, czyli na 100 osób przyjętych, 40 nie kończy studiów. Jesteśmy wymagający i tacy pozostaniemy, ale dajemy młodzieży, która u nas studiuje wszystko co najlepsze - wykładowców, pracownie, praktyki zagraniczne, no i przede wszystkim perspektywę pracy. Muszę przypomnieć, że na naszym wydziale mamy cztery kierunki: górnictwo i geologię, następnie inżynierię środowiska, a także budownictwo (wraz z uprawnieniami budowlanym) oraz kierunek szalenie teraz modny, a u nas istniejący od roku 1940 - zarządzanie i marketing! Ta katedra żyje od 50 lat, ma dziewięciu profesorów ekonomistów. Podobnie ciekawa jest katedra budownictwa, bo specjalizujemy się w budownictwie podziemnym, takim jak garaże, magazyny, tunele, a nawet supermarkety. Chcemy rozwinąć na tej katedrze drugą specjalność - rekonstrukcję zabytków, w oparciu o doświadczenia zdobyte w 17 miastach w których wykonywaliśmy prace konserwatorskie w podziemiach i na powierzchni. Mamy więc cztery perspektywiczne kierunki i każdy z nich daje swoim absolwentom duże możliwości. Na dodatek na dwóch kierunkach: górnictwie i geologii oraz na inżynierii środowiska studenci mogą po ukończeniu studiów inżynierskich, a więc po 8 semestrach zdecydować się na zmianę kierunku i tytuł magistra zdobyć na kierunku zarządzanie i marketing albo budownictwie. Zwiększa to znakomicie kwalifikacje, no i szanse na ciekawą pracę. Od naszego wydziału rozpoczęła się historia akademii, która najpierw nosiła nazwę Akademia Górnicza. I dlatego pozostajemy przy nazwie naszego wydziału, chociaż w praktyce jesteśmy już wydziałem geoinżynierii i ekonomii.
- Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Eugenia Plucik Pióro


NA POCZĄTEK   POWRÓT   STRONA GŁÓWNA