Nawet największy optymista może załamać się patrząc na rezultaty górnictwa w dwu zimowych miesiącach, które według logiki naszej strefy klimatycznej były zawsze najlepszymi miesiącami dla sprzedaży węgla. Kiedy, jak nie w zimie potrzeba go najbardziej? Jednak lodowaty chłód zmroził jedynie księgowych kopalń, no i popyt.
Najcieplejsza zima stulecia obnażyła do końca wszystkie słabości obecnej struktury organizacyjnej tego przemysłu, który nie ma żadnych buforów chroniących go przed wahaniami koniunktury i wystawiony został praktycznie na bezpośrednie ciosy wszystkich możliwych dla przemysłu surowcowego zagrożeń.
Po raz kolejny pojawia się pytanie, czy nasze państwo jest odpowiedzialnym gospodarzem tak potężnego majątku jakim zarządzają spółki węglowe, majątku powstałego z pracy i wyrzeczeń wielu pokoleń mieszkańców Śląska i Zagłębia. Surowce naturalne i infrastruktura służąca do ich eksploatacji są majątkiem społecznym, które państwo dość beztrosko dekapitalizuje i zadłuża. Wyniki ubiegłego roku, a także dwu pierwszych miesięcy 1998 pokazują ten proces upadku bardzo wyraziście.
Produkcja w styczniu i lutym była niższa o niebagatelne wielkości: o 88.143 i 136.929 ton węgla w stosunku do tych samych miesięcy roku ubiegłego; w styczniu poziom krajowego wydobycia wyniósł 471.544, a w lutym był nieznacznie niższy - 462.877 ton na dobę. Tak znaczne ograniczenie wydobycia wymusiła nie tylko nietypowa pogoda i wynikający z niej niski popyt na węgiel i ciepło, ale przede wszystkim potężne zapasy zakładów elektroenergetyki i ciepłowni, których użyto głównie jako argumentu w negocjacjach cenowych, ale zarazem były faktycznym czynnikiem wymuszającym ograniczenie produkcji węgla.
Prawdziwym dramatem był jednak poziom sprzedaży w dwu pierwszych miesiącach bieżącego roku. Jeszcze w grudniu ubiegłego roku sprzedano ponad 11.820 tys. ton węgla, natomiast w styczniu i lutym były to wielkości dramatycznie mniejsze, bo wynoszące odpowiednio: 6.679,2 i 8.648.0 tys. ton. Nie trzeba być ministrem finansów, aby wyliczyć o ile mniejsze były z tego powodu dochody górnictwa w tych dwu miesiącach.
Eksport, traktowany jako czynnik balansujący stałe koszty wydobycia, które w rozpisaniu na większa masę - maleją w przeliczeniu na jednostkę, tym razem miał niewielkie szanse: w styczniu sprzedano 1.767,9 tys. ton, a w lutym - 2086,9 tys. ton (łącznie o 698,5 tys. ton mniej, niż w styczniu i lutym 1997).
Cena węgla w styczniu, mimo nie zakończonych negocjacji z energetyką była nadspodziewanie wysoka, bo wyniosła 137,12 zł, jednak przy równie wysokim koszcie wydobycia - 164,22 zł/tonę ostateczny rezultat liczony w akumulacji jednostkowej wyniósł w styczniu minus 27,10 zł/ tonę. Każda wydobyta w tym okresie tona węgla przyniosła więc taką właśnie stratę jej producentowi. Natomiast w lutym, mimo spadku ceny sprzedaży do 127,44 zł, ale dzięki mniejszemu kosztowi produkcji, który wyniósł 143,19 zł/tonę, akumulacja ujemna osiągnęła "jedynie" poziom 15,75 zł. Zważywszy różnice cen pomiędzy węglem koksowym i energetycznym oraz sprzedawanym w kraju i na eksport - sytuacja finansowa poszczególnych spółek węglowych jest raczej nieporównywalna, chociaż jedna cecha jest zapewne wspólna - wszędzie jest zła lub bardzo zła.
Wyniki finansowe brutto i netto w styczniu osiągnęły poziom (minus) 239,4 mln zł i 242,3 mln zł, a w lutym zwiększyły się do rzędu 350,2 mln zł i 354,9 mln zł. Gdyby w tym tempie wzrastał "dorobek" strat górnictwa w ciągu całego roku, to bieżący rok oznaczał by skokowe zwiększenie zadłużenia górnictwa o następne 2.100 mln zł.
Przy aktualnym stanie finansów górnictwa, którego zobowiązania w lutym br. wynosiły 11.934,7 mln zł (w starych złotówkach licząc prawie 120 bilionów), natomiast należności od dłużników - 3.058,3 mln zł (nieco ponad 30 bilionów starych zł), czyli "na czysto" zadłużonego na kwotę 8.876,4 mln zł (w starych złotówkach dobrze ponad 88 bilionów zł) można jedynie wysilić wyobraźnię, aby spróbować zobaczyć tę, prawie niebotyczną i niewyobrażalną górę pieniędzy, bo chyba nigdy nie zamienią się one w pieniądze realne, należne firmom i ludziom pracującym dla górnictwa. Spora część należności górnictwa stanowi również teoretyczny dochód budżetu państwa, które widać lubi bardziej kanarka na dachu, niż wróbla w garści.
Obciążenia podatkowe i para podatkowe górnictwa są osobnym rozdziałem opowieści o tym jakich preferencji udziela państwo przemysłowi, który przeżywa ciężka operację transformacji systemu gospodarczego i zarazem - restrukturyzacji swoich struktur.
W zestawie informacji przygotowanych po miesięcznej przerwie przez PARG SA brakuje tym razem dość istotnych elementów dawnego pakietu informacyjnego. Dla żądnych sensacji dziennikarzy, najbardziej bolesnym ciosem jest brak informacji o wysokości średniej płacy w górnictwie i jego poszczególnych segmentach, co dla znających realia płac w tej branży jest stratą najmniej bolesną. Jaka bowiem średnia pogodzi wysokość płacy prezesa zarządu spółki szacowanego na 20.000 do 40.000 zł, a szeregowego górnika zarabiającego 1600 - 2500 zł.
|