Nr 4(34) Kwiecień 1998 | Biuletyn Górniczy |
Sprzęt ratowniczy Najlepszy za te pieniądze
|
Służby ratownictwa górniczego w Wielkiej Brytanii, gdzie czynnych jest znacznie mniej niż w Polsce kopalń i pracuje w nich mniej górników, dysponują mniej więcej 10-krotnie większym budżetem niż rodzima Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego. Angielskie ratownictwo ma dość pieniędzy, żeby kupować najnowszy i najlepszy sprzęt ratowniczy, jaki oferują światowi producenci. Anglików stać, a nas?
Sprzęt ratownictwa górniczego to bardzo szerokie pojęcie, które kryje wiele różnego typu i przeznaczenia urządzeń. Przyjmując kolejne kryteria podziału można wyodrębniać najrozmaitsze ich typy. O każdym zaś z nich napisać wcale grubą książkę. Najpopularniejszy, choć może nie dość z punktu widzenia specjalisty precyzyjny jest chyba jednak podział na 7 podstawowych grup. Najważniejszą z kilku powodów grupą jest sprzęt ochrony dróg oddechowych. Pierwszym powodem może być fakt, że jest on niezbędnym i znajdującym się stale na wyposażeniu górników i ratowników urządzeniem, tyle tylko, że górnik zjeżdża na dół z aparatem ucieczkowym (filtrującym przez godzinę powietrze znajdujące się w otoczeniu) a ratownik, kiedy bierze udział w akcji korzysta z aparatu roboczego, na cztery godziny izolującego go zupełnie od kopalnianej atmosfery. Drugi powód to taki, że sprzęt tego rodzaju produkowany jest w kraju w Fabryce Sprzętu Ratunkowego i Lamp Górniczych FASER S.A. w Tarnowskich Górach. Są to urządzenia - co nie jest przypadkiem zbyt częstym w sprzęcie ratowniczym - od początku do końca polskie (chociaż pierwsze wzorce kilkadziesiąt lat temu zaczerpnięto z zachodu) i na tyle dobre, że kupują je od nas Węgrzy, Rumuni, Albańczycy, Peruwiańczycy, Kolumbijczycy i służby ratownicze RPA. Tlenowe aparaty ucieczkowe typu SR-100, owoc współpracy FASERA z Amerykanami trafiają po części do USA po części zaś wprowadzane są stopniowo do polskich kopalń. Drugą podstawową grupą jest sprzęt pomiarowy do badania składu atmosfery i tu królują aparaty japońskie, niemieckie i amerykańskie. Nasze osiągnięcia produkcyjne w tej materii są jeszcze zbyt skromne, by mogły konkurować jakością z zachodnimi, choć od kilku lat na wyposażenie zastępów i służb kopalnianych wprowadzane są stopniowo najlepsze w tej grupie przyrządy. Sprzęt do akcji zawałowych podzielić można na dwie zasadnicze podgrupy: urządzenia do lokalizacji zasypanych górników ujęte w system GLON-LOP i - jako druga - umożliwiające dotarcie do nich. Zastosowanego tu podziału nigdzie poza Polską przeprowadzić się nie da, bo nigdzie indziej w świecie nie ma ani sprzętu do lokalizacji, ani systemu. GLON-LOP wykorzystuje fale elektromagnetyczne wysyłane przez nadajnik zainstalowany w osobistej lampie górniczej. Nadajnik każdego z górników ma własny numer i częstotliwość, co pozwala w miarę precyzyjnie przy użyciu odbiornika określić miejsca, w których znajdują się zasypani górnicy (można też bez trudu ustalić, o kogo konkretnie chodzi). Mankamentem naszego patentu jest to, że w sytuacji, kiedy górnik z jakiegoś powodu rozstanie się ze swoją lampą, ratownicy będą mogli dotrzeć tylko do niej, nie zaś do człowieka. Powodem natomiast, dla którego służby ratownicze innych krajów wahają się nad dokonaniem zakupu GLON-LOPa na własne wyposażenie jest powiązanie systemu z polskimi lampami górniczymi, których nie ma na zachodzie. Za to sprzęt umożliwiający dotarcie do zasypanych górników poprzez podnoszenie, rozpieranie, przecinanie przeszkód, którym dysponuje Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego, jest praktycznie w 100% zachodni. Centralna Stacja z powodzeniem sprzedaje za granicę technologie i sprzęt służące do zwalczania zagrożeń wybuchowych i zwalczania pożarów. Polskie Gazowe Agregaty Gaśnicze, tłoczące w podziemia kopalń spaliny, które tworząc beztlenową atmosferę hamują rozprzestrzenianie się pożaru, znalazły uznanie w Australii i RPA. Każdy z tych krajów zakupił 2 takie urządzenia i wynajął polskich specjalistów, którzy szkolą ich kadry w obsłudze GAG-a. Do walki ze skutkami zatopień wyrobisk ratownicy wykorzystują urządzenia i aparaty należące do grupy sprzętu do akcji wodnych. Pompy, bo o nie głównie chodzi, produkowane są w Anglii, Niemczech i Szwecji. Polskich, bo takie również istnieją, w ratownictwie na razie się nie stosuje, jako, że nie są wystarczająco niezawodne. W akcjach zawałowych wykorzystywany jest, poza już wspomnianym, także ( generalnie polskiej produkcji) sprzęt wiertniczy. Wykorzystuje się go do drążenia otworów komunikacyjno - zaopatrzeniowych lub poszukiwawczych, którymi dociera się lub dostarcza żywność i leki zasypanym. Charakteryzując rodzaje sprzętu ratowniczego wykorzystywanego w polskim ratownictwie górniczym nie sposób pominąć sprzętu do prowadzenia akcji w szybach, polegających głównie na ewakuacji ludzi. Przewoźny wyciąg ratowniczy to polskie urządzenie z początku lat 80-siątych na bazie którego Niemcy i Czesi zaczęli produkować własne odpowiedniki. Produkcja sprzętu ratownictwa górniczego nie jest z ekonomicznego punktu widzenia najatrakcyjniejszą dziedziną, bo dotyczy urządzeń produkowanych z racji popytu w krótkich seriach, obwarowanych surowymi wymogami co do jakości i długotrwałymi procedurami dopuszczeń i atestacji. Dlatego też - pomijając sprzęt ochrony górnych dróg oddechowych - produkowane tak w kraju jak i za granicą urządzenia konstruowane są z uwzględnieniem warunków panujących na powierzchni, a dopiero w drugim etapie dostosowywane do środowisk podziemnych. Sam zaś sprzęt nie jest, z tych samych zresztą powodów, tani. Nie znaczy to jednak, że sprzęt ratowniczy nie jest systematycznie odmładzany i unowocześniany. W najbliższym czasie, bo jeszcze w kwietniu, polskie ratownictwo zyska nowoczesne urządzenie do profilaktyki przeciwpożarowej i zwalczania zagrożeń rażenia wybuchowego w czasie pożarów - niemiecki aparat do wytwarzania gazowego azotu i tłoczenia go w podziemia kopalń. Trwają badania nad udoskonaleniem systemu łączności w akcjach ratowniczych i niedługo wprowadzone zostaną radiotelefony bezprzewodowe współpracujące z tzw. kablem cieknącym, zastępując dotychczasowe rozwiązania rodem z przełomu lat 70-siątych i 80-siątych. Zamiast kilku albo nawet kilkunastu linii kablowych, gdzie każda zmontowana była z kilku osobnych zwojów i do których ratownicy wpinali się metrowej długości przyłączami teraz między bazą a miejscem akcji rozciągany będzie jeden kabel odbierający komunikaty w postaci fal wysyłanych przez radiotelefony ratowników (nawet z odległości kilkudziesięciu metrów) i przenoszący je do odbiorców. Niedługo także zmieni się system GLON-LOP. Modernizacja ma zwiększyć precyzyjność lokalizacji nadajnika z jednej strony i doposażenie górników pracujących w strefach największego zagrożenia tąpaniami w dodatkowe nadajniki z własnym źródłem zasilania (zamiast dotychczasowego akumulatora lampy). W takiej wersji nadajnik zamiast 4-5 dni pracy będzie mógł w systemie ciągłym wysyłać sygnały przez 7 dni lub z 10-, 15-sekundowymi przerwami przez dwa tygodnie. Dokonany przegląd daje pojęcie ogólne o tym, co w ratownictwie górniczym, jeśli chodzi o sprzęt jest i co w najbliższym czasie zostanie wprowadzone, nie odpowiada jednak na pytanie, jaki jest to sprzęt. Światowej klasy? Przyzwoity? A może przestarzały i zawodny, skoro nowości są drogie a budżet Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego na tle innych, zachodnich zwłaszcza służb ratowniczych, skromny? - Z naszym sprzętem oddechowym dla górnictwa plasujemy się w ścisłej czołówce europejskiej - ocenia Zygmunt Goldstein, główny inżynier ds. organizacji ratownictwa i zabezpieczenia Górniczego CSRG w Bytomiu - Jakością i stosowanymi technologiami nie ustępujemy na tym polu potentatom takim, jak Niemcy, za to jesteśmy tańsi. Jeżeli zaś chodzi o wszystkie inne typy sprzętu, mamy wszystko, co osiągalne przy posiadanych możliwościach finansowych. Te zaś możliwości określają kopalnie, będące głównym źródłem finansów bytomskiej Stacji. Że więc nie są wielkie, tłumaczyć nikomu nie trzeba. Na szczęście dwukrotnie w ostatnich latach budżet centralny zasilił kasę ratownictwa dotacjami na zakup sprzętu, dzięki czemu można będzie już niedługo wykorzystywać w naszych kopalniach bardzo drogą aparaturę do wytwarzania gazowego azotu, zakupiono autobus, radiostacje i wiele innych najbardziej potrzebnych rzeczy. - Co do jednego nie mam wątpliwości - podsumowuje Goldstein - Nie było dotychczas akcji, która z powodu braku lub złej jakości sprzętu by się nie powiodła lub przynajmniej opóźniła. CSRG przed widmem takiej ewentualności, przy ograniczonych możliwościach własnych, zabezpiecza się dwustronnymi umowami z sąsiednimi Czechami i Słowacją, na mocy których może liczyć w razie potrzeby na pomoc w postaci sprzętu i ludzi z ich strony, oferując w zamian swoje możliwości. Istnieje również możliwość zawierania jednorazowych kontraktów na usługi z zakresu ratownictwa na zasadach komercyjnych do konkretnych akcji (dotychczas nasi ratownicy w taki właśnie sposób wyjeżdżali do RPA i Jugosławii). Wśród najpilniejszych potrzeb Zygmunt Goldstein wyróżnia kamery termowizyjne, mikrochromatografy gazowe do szybkiej analizy gazów, autobusy niezbędne do dowożenia ratowników na akcje. Te, które obecnie są liczą przeważnie po kilka lat, nie są zatem stare, ale żeby utrzymać wysoką niezawodność środków transportu trzeba tabor jak najczęściej odnawiać. Tymczasem okręgowych stacji jest 8 a każda potrzebuje autobusów. Najlepiej nowych. Bardziej surowy w swych ocenach polskiego ratownictwa jest Piotr Luberta, przewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Górniczych w Polsce. Jego zdaniem - i tu panuje pełna zgoda z głównym inżynierem CSRG - achillesową piętą ratownictwa jest brak cyfrowego sprzętu kontrolno-pomiarowego do pomiaru gazów i temperatury. Wątpliwości przewodniczącego ZZRGwP budzą natomiast oddechowe aparaty ratownicze, a dokładnie pochłaniacze. - Wiele tych urządzeń wycofano z produkcji i magazynów, bo okazywały się zbyt egzotermiczne - argumentuje - Taki pochłaniacz normalnie grzeje się do ok. 80 st. Celsjusza, a niektóre partie potrafiły osiągać wyższe temparatury. Najgorsze jednak jest to, że poza obiegiem pochłaniacza wychodzi 5% i więcej dwutlenku węgla, co oznacza, że ratownicy oddychają nim, nie tlenem. Piotr Luberta uważa także, że nowinki techniczne z zakresu ratownictwa, a więc sfery pozaprodukcyjnej, wchodzą do kopalń z wielkimi oporami. Bez wątpienia są lepsze urządzenia ratownicze od tych, którymi dysponują nasze służby, ale ratownictwo przegrywa w rywalizacji z np. kombajnami. - Ze swojego związkowego doświadczenia znam przykłady inwestycji jeśli nie zbędnych, to przynajmniej dających się bez problemu przesunąć do realizacji w późniejszym czasie - mówi Luberta - Realizowano je jednak kosztem odłożenia palących nieraz potrzeb ratownictwa. Wtedy właśnie widać było szczególnie wyraźnie, że oprócz pieniędzy brakuje nieraz dobrej woli i zrozumienia znaczenia roli, jaką służby ratownicze spełniają w kopalniach. Może zmieni się to teraz, kiedy górnictwo coraz dotkliwiej odczuwa skutki nadprodukcji węgla. Może zmieni się to pod wpływem wydarzeń minionych trzech miesięcy, będących po zakończeniu 1997 roku, uznanego za najbezpieczniejszy od pół wieku, prawdziwym kubłem zimnej wody? |
Małgorzata Jędrzejczyk ![]() |
NA POCZĄTEK POWRÓT STRONA GŁÓWNA | Dokument utworzono: 14 Lipca 1998 |