GÓRNICZA IZBA PRZEMYSŁOWO-HANDLOWA
 Nr 3(33) Marzec 1998 Biuletyn Górniczy 

Czy związkowi przywódcy doczekają się taczek?

DZIEŃ W BEŁCHATOWIE


Bełchatów ma na kopalni silne związki zawodowe i jeszcze mocniejszą radę pracowniczą . To po cholerę dyrektorzy, jak i tak wiadomo kto tutaj rządzi ! (...)

Rok temu w Kopalni Węgla Brunatnego w Bełchatowie miała miejsce jedna z najbardziej spektakularnych akcji strajkowych . Solidarność „Sierpień 80" wyrzucała solidarnościowego dyrektora. Przyjechałem do Bełchatowa pogadać z „bohaterami" tamtego czasu, by na własne oczy ujrzeć teraźniejszość i perspektywę kilkunastotysięcznej załogi Kopalni Węgla Brunatnego „Bełchatów". Dzwonię do Zarządu Zakładowego Związku Zawodowego „Sierpień 80",to oni „wywozili" Wagenknechta i Pulkowskiego /dzisiaj zastępcę Krzaklewskiego/ za bramę zakładu. Przywołany przeze mnie vice związku rozmawia z drugiego aparatu - słyszę następujący monolog -" Pani natychmiast zarejestruje panią X do doktora Konopackiego, a ja wiem, dlaczego ona się uparła akurat do niego, widocznie ludzki człowiek, że co, nie rozumiem, że pani nie może, bo minęła godzina rejestracji, proszę pani, dla mnie nie ma słowa niemożliwe". OSTATNIA OSTOJA REALNEGO SOCJALIZMU, CZY TEŻ RACZEJ EFEKT STRACHU PRZED NIEUCHRONNĄ KOMERCJALIZACJĄ FIRMY? NIECHĘĆ DO ZMIAN, KTÓRYCH EFEKT POZNANY ZOSTANIE ZA KILKA LAT, CZY MOŻE PEWNOŚĆ, ŻE DZISIAJ COŚ ZNACZYMY /W SENSIE OSOBISTYM, AUTORYTETU/ A JUTRO NIKT O NAS NIE BĘDZIE PAMIĘTAŁ? TO DRUGIE PYTANIE DOTYCZY LĘKU ZWIĄZKOWYCH PRZYWÓDCÓW W BEŁCHATOWIE. BOHATERAMI TEGO TEKSTU SĄ DWAJ LUDZIE - JEDEN Z NICH JEST BYŁYM DYREKTOREM, DRUGI - OBECNYM. JEDEN, TEN BYŁY, WYPŁYNĄŁ NA FALI SOLIDARNOŚCIOWEGO ZRYWU W ROKU 1990, DRUGI PRZYSZEDŁ NA MIEJSCE POPRZEDNIKA, KTÓREGO CI SAMI SOLIDARNOŚCIOWCY NIEMAL WYWIEŹLI NA PRZYSŁOWIOWYCH TACZKACH. (...).
Siedmiolatka dyrektora Wagenknechta była różnoraka, od wzlotów do kryzysów. Miał opinię człowieka, który się nie kumpluje, nie jest ze wszystkimi na ty, nie poklepuje po plecach i sam się poklepywać nie pozwala. Panisko - mówili o nim, bez kija nie podchodź. Obecny , też Jerzy, tylko nazwisko ma krótsze - Ptak, przyszedł z Gliwic z konkursu. Branżę chyba zna, bo parę lat przepracował w zawodowej energetyce, a węgiel brunatny bez energetyki nie istnieje, więc zdawać się może, że facet wie o co chodzi. Wagenknecht zostawił po sobie porządek finansowy, po stronie zysków i strat konta się znosiły, tylko w załodze nie było ładu, tego duchowego spokoju, który zapewnia grupie ludzi poczucie bezpieczeństwa. Po odejściu dyrektora, co było realizacją postulatu strajku związku „Sierpień 80" nie zapanowała oczekiwana radość. Co z tego, że u obecnego dyrektora Ptaka drzwi się nie zamykają od ciągłych wizyt aktywistów związkowych, gdy nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie o przyszłość firmy. Podstawowe pytanie jest nadal niestety aktualne -czy załoga zgodzi się na zmiany strukturalne i własnościowe, czy też jak pies ogrodnika będzie pilnowała interesu firmy państwowej, korzystając tylko przy okazji z poczucia złudnego bezpieczeństwa dawanego przez państwo w postaci zabezpieczenia socjalnego w dawnym stylu. Zawiodła przedtem chyba edukacja, a może brak cierpliwości dyrektora Wagenknechta , który nie mógł zrozumieć, że jeżeli on coś rozumie, to niekoniecznie muszą rozumieć inni. Szczególnie, że nowe, nieznane ,przynosi oprócz powiewu nowości zagrożenie, wynikające właśnie z niezrozumienia. Ludziom łatwo wmówić stan zagrożenia, łatwo ich uwieść hasłami typu - że czeka ich bida ,że pójdą na bruk, że będą bez roboty. Naprawdę, to bida czeka ich teraz, gdy nie zrozumieją, że bez przyzwolenia na zmiany strukturalne, własnościowe, kapitałowe spotka ich w najlepszym razie upadłość i zarząd komisaryczny. Ptak -dyrektor, zapewnia - tutaj po mnie już nie będzie żadnego konkursu. Żony, obecnie najbardziej krewkich przywódców związkowych przylecą tu same i jak zobaczą, że za sprawą ich mężów nie będzie co włożyć do garnka to wezmą taczki i własnych chłopów wywiozą za bramę – twierdzą co rozsądniejsi. Wagenknecht chciał holdingu, powołania grupy kapitałowej złożonej z kopalni i elektrowni, to przecież jeden organizm, jedno nie może żyć bez drugiego. Wagenknecht chciał holdingu, który będzie w stanie wygenerować NASTĘPNĄ ODKRYWKĘ I DRUGĄ ELEKTROWNIĘ.

(...)Obecna dyrekcja usiłuje jednak rozmawiać z ludźmi, przekonywać do konieczności zmian. Wedle dyrekcji, z siedmiu związków zawodowych działających w kopalni , sześć już się zgadza, a zrewoltowana organizacja „Sierpnia 80", powstała po rozpadzie dawnego związku „Solidarność", też już nie jest tak jednorodnym organizmem, jak rok temu podczas słynnego strajku. Sporo z szeregowych członków „Sierpnia" wróciłoby chętnie do dawnej organizacji związkowej, twierdzą dzisiejsi liderzy „Solidarności", tylko im wstyd.

Sytuacja w Bełchatowie na kopalni, jako żywo przypomina problem Ursusa, z tym, że bez tych koszmarnych obciążeń, wynikających z długów i zaległości, ale podobieństwo nasuwa się samo, gdy mówimy o przedsiębiorstwie „związkowym". Pomysł przekształcenia kopalni z jednoosobowej spółki skarbu Państwa w typowe przedsięwzięcie komercyjne jest tyleż prosty, co rewolucyjny. Odciążyć obecną firmę z podmiotów nie będących bezpośrednio zaangażowanych w proces wydobywczy poprzez utworzenie spółek - córek wyodrębnionych z obecnej firmy. Tych, którzy mają pojęcie o pracy na odkrywce i posiadających przywileje wynikające z posiadania karty górnika przekwalifikować i zatrudnić na budowie nowej odkrywki w Szczercowie /koncesja już jest/. W spółkach - córkach na wolne miejsca przyjąć tych bez pracy z terenu Bełchatowa i okolic. Walka z bezrobociem „z głowy". Te spółki-córki, to firma budowlana, instalatorska, hotelowa, socjalna. Pozostałości po byłym molochu. Mieszkania - 5 tysięcy już oddaje się miastu. Żłobki, przedszkola, szkoły wcześniej oddał Wagenknecht. - Dzisiaj – mówi - było by to niemożliwe. Wtedy, na początku lat 90-tych, gdy ludzie jeszcze zachłysnęli się szybkimi zmianami i nie były widoczne tak bardzo negatywne skutki przemian ustrojowych, ludzie łatwiej godzili się na zmiany, byli pełniejsi nadziei i entuzjazmu. Wtedy trzeba było robić przemiany w firmie, ale tam na górze tych przemian, zbyt szybkich, się bano. Teraz - mówi Wagenknecht - gdy góra zrozumiała, że bez komercjalizacji i prywatyzacji się nie ruszy ani na krok, resztki klasy robotniczej uzbrojone w przewodnią siłę związków zawodowych hamują skutecznie zmiany własnościowe.
A może przyszła kolej na związkowych przywódców, może też doczekają się „taczek"?

Aleksander Rozenfeld Pióro


NA POCZĄTEK   POWRÓT   STRONA GŁÓWNA Dokument utworzono: 29 Kwiecień 1998